Na Brave Festival zapraszamy ludzi, którzy nie granatami, przemocą czy samospaleniami, ale poprzez sztukę bronią świata, w którym żyją - mówi dyrektor Brave Festival Grzegorz Bral. Wydarzenie rozpocznie się w piątek we Wrocławiu, potrwa do 22 lipca.
PAP: Inspiracją powstania Brave Festival była pana podróż do Meksyku, gdzie poznał pan ludzi chroniących kulturę meksykańskich Indian. Co konkretnie było impulsem do zorganizowania festiwalu?
Grzegorz Bral: Spotkałem w Meksyku człowieka o imieniu Randal, który zbierał latami nagrania starych szamanów meksykańskich Indian Tarahumara. Razem z piątką przyjaciół założył stowarzyszenie, które miało uchronić dzieci Indian Tarahumara przed uciekaniem z rodzimych plemion. Poszukują one lepszego życia co często kończy się tym, że żebrzą przy autostradach. Indianie żyją na terenach, które obecnie zajmują plantatorzy marihuany i opium. Czterech z założycieli stowarzyszenia zostało zastrzelonych przez handlarzy opium. Poznanie człowieka, który pomimo bezpośredniego zagrożenia życia, w dalszym ciągu starał się pomagać dzieciom, było dla mnie wstrząsającym doświadczeniem.
Drugą osobą, która zainspirowała ten festiwal był mój przyjaciel, nauczyciel, tybetański lama i uchodźca, który przez ponad 30 lat nielegalnie wracał do Tybetu, żeby pomagać osieroconym, bezdomnym dzieciom zdobywać edukację. Pomyślałem, że warto poświęcić festiwal ludziom, którzy z narażeniem życia niosą pomoc innym.
PAP: Czy uważa pan, że sztuka może pomóc w społecznych problemach?
G.B.: Tegoroczna edycja pt. "Widzialni/Niewidzialni" jest na to dowodem. Zapraszamy ludzi, którzy przy pomocy sztuki bronią swojego miejsca, swojej tożsamości. Bronią świata, w którym żyją, nie granatami, przemocą czy samospaleniami, ale poprzez sztukę. Czasami społeczności, których bronią są mikroskopijne, czasami to jest jakaś subkultura, ale czy to, że jakaś grupa jest maleńka oznacza, że nie ma prawa istnieć?
PAP: W jaki sposób artyści festiwalu wpływają na swoją rzeczywistość?
G.B.: Mogę podać przykład zespołu Los Paveros por la Tierra - farmerów z kolumbijskiej wioski Las Pavas. Na ich terenach plantatorzy sadzą palmy olejowe, które są zagrożeniem dla zwierząt i środowiska. Przedsiębiorcy ci zarabiają na tym gigantyczne pieniądze, natomiast mała społeczność Las Pavas nie ma właściwie szans na przetrwanie. Świat opętany przez chciwość, postęp technologiczny zupełnie nie dba o to, co jest solą ziemi - o tradycje, ginące kultury, nasze dziedzictwo, język. Każdego roku wymiera kilkanaście języków lokalnych. Jeśli my, np. naszym festiwalem nie wesprzemy społeczności zagrożonych, choćby wspomnianych farmerów z Kolumbii, to nikt o nich nie usłyszy.
PAP: Sztuka dla części z artystów festiwalu jest sposobem na przetrwanie?
G.B.: Zdecydowanie. To bardzo szlachetne, żeby pomimo skrajnie trudnej sytuacji życiowej odnaleźć w sobie i innych coś tak wartościowego jak kreatywność. Bycie konstruktywnym w świecie szalejącej destrukcji jest wielkim wyzwaniem i odwagą. Podziwiam ludzi, którzy pomimo tragicznej sytuacji, w której się znaleźli, chcą w krótkim czasie swojego życia zrobić coś dobrego.
Dobrym przykładem jest grupa Albino Revolution Cultural Troupe. Albinosi to osoby cierpiące na bielactwo, jest to choroba nieuleczalna. W Afryce panuje przekonanie o magicznych właściwościach ich ciał. Urządzane są polowania, ponieważ z fragmentów ich rąk, nóg, skóry, włosów, genitaliów i krwi tworzy się amulety, na których zbijają fortunę handlarze. Chorzy na bielactwo, aby przetrwać, gromadzą się w czymś w rodzaju gett. Przy pomocy sztuki, teatru, muzyki opowiadają o swoim losie. W każdej kulturze, także naszej, obowiązują pewne klisze kulturowe, przesądy. Ludziom jest bardzo łatwo uwierzyć w stereotyp i kurczowo się go trzymać, zamiast poznać to, czego nie rozumieją. Wszystkie grupy, które zapraszamy, pokazują, że nie należy być uprzedzonym, a dowiadywać się i sprawdzać.
PAP: Przykładem łamania stereotypów są niepełnosprawni tancerze, którzy wystąpią podczas festiwalu: grupa Ill Abilities oraz solista Alessandro Schiattarella.
G.B.: Alessandro cierpi na zanik mięśni. Jest to choroba śmiertelna. Żyje on ze świadomością, że w każdej chwili może umrzeć. Mimo to, pokazuje, że można przekraczać swoje ograniczenia i czerpać radość z każdego momentu życia.
PAP: Czy sztuka jest również formą terapii?
G.B.: Zdecydowanie tak. Mogę podać dwa bardzo mocne przykłady. Pierwszy z nich, grupa Mashirika to teatr rwandyjski, który skupia około tysiąca artystów. Po ludobójstwie w Rwandzie powstało wiele grup, których celem jest pojednanie. Działania Mashiriki mają wymiar terapeutyczny. Głośne mówienie o traumie, jakiej byli świadkami pomaga w zabliźnieniu się rany.
Drugim przykładem jest Mehinas de Sinda. Są to starsze kobiety z faweli brazylijskich, które cierpiały na depresję spowodowaną brakiem pracy, nieobecnością mężów i samotnością. Zaczęły się gromadzić i wyszukiwać stare pieśni brazylijskie. Jak wiadomo Brazylia jest pełna byłych niewolników, przez co kultura postafrykańska nie została całkowicie stracona. Członkinie Mehinas de Sinha zaczęły szukać tradycyjnych pieśni, spotykać się i śpiewać je razem. Dotarliśmy do nich kilka lat temu. Postanowiliśmy pokazać te starsze kobiety, które poradziły sobie z głęboką psychologiczno-społeczną depresją. Podczas pobytu w Polsce nagrały krótki film dokumentalny. Pokazały ten materiał innym kobietom w fawelach brazylijskich, a tym samym dały im nadzieję, że jest droga wyjścia poza tą trudną sytuację emocjonalną, w której się znajdują. Chcemy je nagrodzić i po raz kolejny zaprosić na festiwal. One nie jeżdżą nigdzie indziej za granicę. Inne festiwale nie są zainteresowane takimi zdarzeniami, bo na tym się nie zarobi.
Mamy do czynienia z tysiącami różnych festiwali, które nastawione są na zysk. Trochę jak plantatorzy tych palm olejowych. Niby drzewo jest dobre, tylko, że kogoś to niszczy. I z festiwalami komercyjnymi jest tak, że każdy musi na tym zarobić: artysta, producent, agent. Ja zawsze chciałem stworzyć antyfestiwal: korzystając z modelu festiwalowego zorganizować imprezę nie dla pieniędzy czy po to, aby uprzyjemnić komuś czas, ale żeby pokazać kontekst. Chcę pokazywać artystów i ich środowisko, powody, dla których zaczęli tworzyć. Nie chodzi tylko o sztukę, ale o to, co prowokuje tę sztukę.
rozmawiała: Olga Łozińska (PAP)
Grzegorz Bral jest aktorem, reżyserem i pedagogiem. Założył wrocławski Teatr Pieśń Kozła. Jest dyrektorem artystycznym międzynarodowego festiwalu Brave. Od lat 90. pracuje w różnych krajach, jako nauczyciel technik aktorskich. Od 2010 do 2012 r. był szefem artystycznym warszawskiego Teatru Studio.
oloz/ pat/