Mimo wielu zarzutów, że konkordat z 1993 r. daje szczególne uprawnienia Kościołowi, trzeba podkreślić, iż to akt udany, który odpowiada polskim warunkom mentalności i realiom – mówi PAP prof. Wojciech Polak, historyk z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, przewodniczący Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej. 25 lat temu, 28 lipca 1993 r., Polska i Stolica Apostolska podpisały konkordat regulujący wzajemne relacje
Konkordat między Stolicą Apostolską a Rzecząpospolitą Polską został zawarty po kilkuletnich negocjacjach 28 lipca 1993 r. przez ówczesnego nuncjusza apostolskiego w Polsce abp. Józefa Kowalczyka i Krzysztofa Skubiszewskiego, ministra spraw zagranicznych w rządzie Hanny Suchockiej. Dokument ratyfikacyjny został podpisany przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego dopiero 23 lutego 1998 r., tego samego dnia ratyfikował go również papież Jan Paweł II. Wymiana dokumentów ratyfikacyjnych nastąpiła 25 marca. Konkordat wszedł w życie miesiąc później: 25 kwietnia 1998 r.
PAP: Czym konkordat różni się od innych umów zawieranych między państwami?
Prof. Wojciech Polak: Konkordat jest umową międzynarodową o szczególnym charakterze. Z jednej strony to umowa pomiędzy Stolicą Apostolską a suwerennym państwem – ale jednocześnie jego zapisy regulują pewne sprawy wewnętrzne państwa zawierającego konkordat ze Stolicą Apostolską. Są to kwestie dotyczące funkcjonowania Kościoła w danym państwie. Tym różni się konkordat od innych umów międzynarodowych.
Konkordat może zawierać m.in. uregulowania dotyczące wolności wyznawania religii, własności kościelnej, uznawania przez państwo małżeństw sakramentalnych, granic diecezji i ich ustanawiania, a także wpływu na obsadzanie najważniejszych urzędów kościelnych.
PAP: W 1925 r. zawarto pierwszy w polskiej historii konkordat. Wówczas również uznawano jego zapisy za bardzo dyskusyjne, mówiono, że to dokument korzystny wyłącznie dla Kościoła. Dlaczego po 1945 r. komuniści zdecydowali się na jego szybkie zerwanie?
Prof. Wojciech Polak: Można powiedzieć, że konkordat z 1925 r. dawał Kościołowi dużą swobodę działania. Wprowadzał m.in. obowiązek nauczania religii w szkołach podstawowych i średnich, a także dawał Kościołowi wpływ na wybór katechetów. Państwo deklarowało pomoc w wykonywaniu dekretów kościelnych. Z drugiej strony, państwo także zyskiwało szerokie uprawnienia, takie jak prawo sprzeciwu prezydenta RP wobec nominacji na stanowiska biskupie.
Z punktu widzenia Rzeczypospolitej równie istotny był zapis zakazujący biskupom, których stolice diecezji znajdowały się poza granicami Polski, rozciągania swojej jurysdykcji na terytorium naszego kraju. Skutkowało to koniecznością uregulowania granic diecezji zgodnie z nowymi granicami państwowymi.
Zerwanie konkordatu w 1945 r. było aktem wrogim Kościołowi i nieprzyjazną demonstracją rządu komunistycznego. Doszło do tego, mimo że w początkowym okresie sprawowania władzy komuniści zachowywali się wobec Kościoła w sposób umiarkowany, unikano silnych zadrażnień. Pretekstem do zerwania konkordatu była przed wszystkim sprawa biskupa gdańskiego Karola Marii Spletta, który po wyjeździe bp. Stanisława Wojciecha Okoniewskiego objął z polecenia papieża jako administrator apostolski diecezję chełmińską.
Kwestie zachowania bp. Spletta oraz jego skazania w 1946 r. na osiem lat więzienia wciąż wywołują wiele dyskusji. Przypominane są jego działania wymierzone w Polaków, takie jak zakaz spowiadania po polsku, co jest horrendalnym złamaniem prawa kościelnego. Zdarzały się przypadki denuncjowania księży, którzy łamali ten zakaz, i ich aresztowań przez gestapo. Na usprawiedliwienie biskupa można przytoczyć okoliczność, że działał pod silnym naciskiem władz. Część historyków uważa Spletta za męczennika komunizmu. Ustanowienie Spletta można uznać za złamanie punktu konkordatu, który zakazywał rozciągania jurysdykcji kościelnej zagranicznych diecezji na terytorium RP.
Chociaż z drugiej strony Wolne Miasto Gdańsk nie było dla Polski tak zupełnie za granicą. Wypowiadając konkordat, władze komunistyczne w pewien sposób działały na swoją niekorzyść, ponieważ traciły prawo weta wobec nominacji biskupich. Mogło to być dla nich potencjalnie ważne narzędzie polityczne.
PAP: Już w latach siedemdziesiątych władze PRL dążyły do nawiązania pełnych stosunków dyplomatycznych ze Stolicą Apostolską. Kiedy jednak pojawiła się realna perspektywa zawarcia konkordatu?
Prof. Wojciech Polak: Wiadomo, że władze komunistyczne deklarowały, iż dążą do normalizacji w stosunkach państwo–Kościół. Sprawa konkordatu również była stawiana w rozmowach na ten temat, ale nie sądzę, aby przed 1989 r. możliwe było zawarcie takiego porozumienia. Trudno także przypuszczać, żeby przywódcy PRL realnie myśleli o zawarciu konkordatu. Prowadzono raczej dyplomację opartą na założeniach tzw. polityki wschodniej Pawła VI.
Dużą rolę w jej realizacji odgrywali papiescy wysłannicy do krajów komunistycznych, tacy jak kard. Agostino Casaroli czy arcybiskup (potem kardynał) Luigi Poggi, którzy pośredniczyli także między episkopatem a władzami PRL. Myślę, że taka sytuacja odpowiadała władzom komunistycznym. Zmieniła się ona w 1989 r.
PAP: Mówi się, że przełomem było nominowanie pierwszego od kilkudziesięciu lat nuncjusza apostolskiego w Polsce…
Prof. Wojciech Polak: Z pewnością, ale należy pamiętać, że nominacja bp. Józefa Kowalczyka budziła pewne kontrowersje. Rzadko się zdarza, aby nuncjuszem apostolskim zostawał dyplomata pochodzący z danego kraju. Konkordat wywoływał wiele dyskusji. Zwłaszcza lewica zgłaszała wiele zastrzeżeń. Twierdzono, że Kościół domaga się przywilejów. Ugrupowania prawicowe odpowiadały, że celem nie jest zapewnienie przywilejów, lecz zagwarantowanie pewnych praw ludzi wierzących w kraju zdominowanym przez katolików.
Jeżeli nawet w polskim prawie podkreślano zasady tolerancji i równości wyznań, to nie zmieniało to faktu, że Polska jest krajem katolickim. Strona kościelna i wspierający ją politycy stwierdzali, że celem jest współpraca dla dobra wspólnego, a nie ścisłe rozdzielenie na wzór tego z czasów komunizmu.
Ale też konkordat zawierał wiele rozwiązań praktycznych. Zagwarantowanie obecności religii w szkołach było wygodne zarówno dla rodziców, jak i dzieci. Podobnie było ze sprawą ślubów konkordatowych. Wiele takich zapisów tego aktu miało na celu zagwarantowanie rozwiązań przyjaznych Polakom.
PAP: W tym roku przypada też dwudziesta rocznica ratyfikowania konkordatu. Jak można podsumować okres jego obowiązywania?
Prof. Wojciech Polak: Mimo wielu zarzutów, że daje on szczególne uprawnienia Kościołowi, trzeba podkreślić, iż to akt udany, który odpowiada polskim warunkom mentalności i realiom. Otwiera płaszczyznę do współpracy. Wiele dziedzin współpracy między państwem a Kościołem rozwija się bardzo dobrze.
Jednocześnie Kościół zachowuje prawo recenzowania działań władz państwowych z punktu widzenia moralności katolickiej. Konkordat daje także Kościołowi wiele możliwości rozwijania działalności charytatywnej, społecznej i kulturalnej. Gwarantuje również pełną swobodę prowadzenia duszpasterstwa, rozwijania kultu religijnego. Moim zdaniem należy uznać, że to dobry i przemyślany akt prawny.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /