Nowa Huta miała być pierwszym w Polsce miastem zaprojektowanym w stylu socrealistycznym. Z biegiem lat zmieniała się jak cały Kraków – mówi PAP Maria Wąchała-Skindzier, historyk i kierownik Muzeum Dzieje Nowej Huty, oddziału Muzeum Historycznego Miasta Krakowa.
PAP: Nowa Huta w 2019 r. będzie obchodzić 70-lecie powstania. Jak się ona narodziła?
Maria Wąchała-Skindzier: Początki Nowej Huty sięgają 1949 r. i były wynikiem włączenia Polski w strefę wpływów sowieckich, czego wyrazem było wyłączenie Polski z planu Marshalla w 1948 r. Wczesną wiosną 1949 r., podczas wizyty inżynierów sowieckich i polskich, szukających najlepszej lokalizacji dla wielkiej huty, połączonej z pierwszym, modelowym, socjalistycznym miastem w Polsce, podjęto decyzję, że tereny podkrakowskich wsi Mogiła i Pleszów będą najlepiej pasowały do tych założeń. Była to decyzja dosyć kontrowersyjna, w związku z bliskością starego, zabytkowego Krakowa, ostoi polskości.
Co ważne, Nowa Huta miała być miastem idealnym – „bez przedmieść i zaułków”. To miało być pierwsze w Polsce miasto, zaprojektowane w stylu socrealistycznym. Główną cechą tego stylu był m.in. monumentalizm i zwarta, koncentryczna zabudowa.
Nową Hutę zaprojektował doskonały zespół architektów i urbanistów pod kierunkiem Tadeusza Ptaszyckiego. Wymienić tu należy również Janusza i Martę Ingardenów, którzy projektowali większość budynków użyteczności publicznej. Zawdzięczamy im takie realizacje, jak m.in. Centrum Administracyjne Kombinatu, Teatr Ludowy, a z późniejszych, modernistycznych, tzw. blok szwedzki.
PAP: Jak miała wyglądać Nowa Huta według Ptaszyckiego i dlaczego całego planu nie zrealizowano?
M. W.-S.: W planie pierwotnym zakładano, że sercem Nowej Huty będzie plac, z którego miały wychodzić najważniejsze arterie Nowej Huty. I tak jest do dziś. Natomiast z tą różnicą, że plac Centralny nie został, inaczej niż w planie pierwotnym, „domknięty”. Od strony łąk nowohuckich, plac miał zamykać Teatr Wielki, a na samym placu w planie pierwotnym dostrzec można iglicę, spajającą całe założenie.
Zabudowa wokół placu Centralnego miała być zwarta, koncentryczna, monumentalna z cytatami architektonicznymi z renesansu i baroku. Rozrzedzać się miała w kierunku kombinatu na osiedla mniejsze, bardziej zaciszne. To także zostało zrobione zgodnie z pierwotną koncepcją. Niezmienna pozostała architektura i układ urbanistyczny. Nie ma w Polsce drugiego miejsca urbanistycznie i architektonicznie tak oryginalnego. Tylko Marszałkowska Dzielnica Mieszkaniowa oraz Nowe Tychy można rozpatrywać pod względem podobieństw stylistycznych do Nowej Huty.
Nowa Huta jako pierwsze, socjalistyczne miasto w Polsce, miała mieć własny ratusz, zlokalizowany mniej więcej tam, gdzie dzisiaj jest park Ratuszowy. Ratusz nowohucki miał być wzorowany na tym z Zamościa, gdyż uznano go za esencję stylu polskiego. Pasował doskonale do doktryny socrealistycznej, która zakładała socjalizm w treści, a narodowość w formie. W jego pobliżu miała też powstać dzielnica urzędnicza. Jednakowoż w 1951 r. Nową Hutę włączono w skład administracyjny Krakowa. Stało się tak z przyczyn ekonomicznych. Po raz kolejny ekonomia i twarde dane finansowe wzięły górę nad koncepcjami architektów, czy patrząc szerzej nad socrealistyczną utopią. Przy tej okazji należy wspomnieć, że pierwsze osiedla nowohuckie pomyślane zostały w koncepcji „miasta ogrodu” i „jednostki sąsiedzkiej”, czyli łączące w sobie całokształt usług, urzędów, sklepów, a przy tym zaciszność i dużą ilość trenów zielonych, co miało wpływać na komfort życia mieszkańców. To również udało się zrealizować.
PAP: Co się zmieniło w ciągu 70 lat?
M. W.-S.: Nowa Huta zmieniała się jak cały Kraków, jak rzeczywistość. Zmieniły się wnętrza mieszkań – nie ma już charakterystycznych meblościanek Kowalskich. Nie ma sklepów tych, co dawniej, ale ostały się bary mleczne. Zmieniła się struktura społeczna – Nowa Huta ma wielu starszych mieszkańców, ale jeśli chodzi o tę najstarszą część Nowej Huty, to zaczyna ją zamieszkiwać coraz więcej młodych małżeństw, czy rodzin z dziećmi. W końcu Nowa Huta jest dziś dobrym miejscem do mieszkania – wygodnie się tu żyje, jest dużo zieleni, ulice są szerokie, dzielnica jest bardzo dobrze skomunikowana z centrum Krakowa.
Zmiany nastąpiły także w krajobrazie, namacalnie; zniknęły symbole ustroju komunistycznego z przestrzeni publicznej. W grudniu 1989 r. runął najważniejszy z nich - z alei Róż usunięto pomnik Włodzimierza Lenina, nazywany popularnie – ze względu na swą zwalistość – „Godzillą z Nowej Huty”. Był to największy pomnik Lenina w Polsce, zaprojektował go prof. Marian Konieczny. Dzisiaj monument jest w parku figur osobliwości w Szwecji, ma cygaro i kolczyk w nosie, więc prezentuje się niekonwencjonalnie.
PAP: Dożynki, doroczne święto dyni. Nowa Huta to nie tylko bloki...
M. W.-S.: Nowa Huta powstała z połączenia kilkunastu wsi, które wywłaszczono pod budowę Kombinatu Metalurgicznego im. Lenina i pierwszego, socjalistycznego miasta w Polsce. Większość z tych wsi miało rodowód średniowieczny, zabytki architektury drewnianej, sakralnej, dworkowej – np. opactwo cystersów w Mogile, dwór w Branicach z pocz. XVII w. pałac w Łuczanowicach, Kościelnikach, Wadowie. W Nowej Hucie nie brak dziś wiejskich, bielonych chat. Także Jan Matejko miał tu swój dworek, położony na terenie dawnej wsi Krzesławice.
PAP: Czy nowoczesna architektura, przemiany, remonty „tłamszą” Nową Hutę?
M. W.-S.: Powstają nowe osiedla, głównie wzdłuż pasa startowego w Czyżynach, będziemy o tym opowiadać na przyszłorocznej wystawie w nowo powstającym Muzeum Nowej Huty w dawnym kinie Światowid.
PAP: Nowa Huta przez lata cieszyła się złą opinią. Powstał negatywny stereotyp dzielnicy niebezpiecznej, podczas gdy dane policji wskazują, że to jedna z najbezpieczniejszych dzielnic Krakowa.
M. W.-S.: Jak wspomniałam, Nowa Huta ma olbrzymią wartość historyczną. Mam nadzieję, że dzięki pracy bardzo prężnego środowiska z kręgu nowohuckich instytucji kultury ten stereotyp zanika. Bogatą historię i architekturę socrealistyczną oceniamy dzisiaj w kategoriach dziedzictwa. Odkrywamy też nowe rzeczy – takie „palimpsesty” historii, co podoba się mieszkańcom i turystom, cieszy się zainteresowaniem specjalistów, np. historyków sztuki, architektów, którzy chętnie prowadzą tu badania i publikują na jej temat. Mam nadzieję, że ta wartość Nowej Huty będzie coraz bardziej popularyzowana, będzie nas poruszać, a co za tym idzie – zachwycać.
PAP: Nowa Huta kojarzy się także z opozycją w PRL.
M. W.-S.: Tak, zapisała piękną kartę w polskiej drodze do wolności. Nowa Huta – ten wielki eksperyment społeczny – miała być miastem modelowym, projektowanym z uwzględnieniem stalinowskiej doktryny nie tylko w architekturze, ale też w ideologii – mam tu na myśli koncepcję tzw. nowego człowieka, co przejawiało się m.in. w tym, że na planach architektonicznych nie uwzględniono budowy kościoła. Ten eksperyment się nie powiódł – Nową Hutę budowali ludzie przyjeżdżający ze wsi, którzy mimo oddalenia od ojcowizny i swoich korzeni nie zapomnieli swojej tożsamości, nie zapomnieli, kim są. To dzięki ich ofiarnej pracy przy budowie Nowej Huty, czy w Kombinacie, zyskali awans społeczny, ale to nie przysłoniło im refleksji na temat systemu. To więc miasto ludzi niepokornych, świadomych swoich wartości, wrażliwych na sprawy społeczne, na to że podstawowe prawa człowieka nie były w systemie komunistycznym przestrzegane, że nie było wolności, suwerenności. 38 tys. ludzi pod koniec lat 70. pracowało w Kombinacie, 30 tys. z nich przystąpiło na fali strajków sierpnia ’80 XX w. do pierwszego, niezależnego związku zawodowego, do Solidarności. Nowa Huta – Kombinat były więc miejscem strajków. Do największego z nich doszło w 1988 r. Wydarzenie to określa się mianem „pacyfikacji Huty”.
Do historii przeszły walki o krzyż na os. Teatralnym z 27 kwietnia 1960 r. Przypomnijmy, że na fali przemian polskiego października 1956 r. uzyskano zgodę na budowę w Nowej Hucie świątyni. W 1957 r. architekt Zbigniew Solawa zaprojektował bardzo ciekawy kościół już w stylu modernistycznym. W miejscu, na którym miał stanąć, postawiono krzyż, przy którym odbywały się nabożeństwa. W ramach polityki tzw. dokręcania śruby władza wycofała się z tej decyzji. Postanowiono wybudować tam szkołę, cofnięto pozwolenie na budowę kościoła.
27 kwietnia 1960 r. próbowano wyrwać krzyż – najpierw broniły go kobiety, potem także mężczyźni powracający z pierwszej zmiany w Kombinacie, doszło do krwawych walk.
Na świątynię w Nowej Hucie przyszło poczekać do 15 maja 1977 r., kiedy to kard. Karol Wojtyła dokonał poświęcenia tzw. Arki Pana. Świątynia ta odegrała potężną rolę w naszych dążeniach do suwerenności. To przy niej odbywały się miesięcznice w okresie stanu wojennego. Podczas jednej z nich, w październiku 1982 r., oficer Służby Bezpieczeństwa, ubrany po cywilnemu, zamordował młodego człowieka, Bogdana Włosika, ucznia III klasy technikum, pracującego w Kombinacie. Pogrzeb tragicznie zmarłego stał się wielką manifestacją sprzeciwu wobec stanu wojennego.
Warto pamiętać, że Nową Hutę odwiedzał podczas pielgrzymek papież Jan Paweł II, pamiętając o sile, męstwie mieszkańców tej części Krakowa.
PAP: Nowohuccy aktywiści twierdzą, że Nowa Huta ma także potencjał, aby zostać uzdrowiskiem, takim jak np. Piwniczna-Zdrój.
M. W.-S.: To tylko jedno z haseł nowohuckich aktywistów. Oni zwracają raczej uwagę na nieodkryty potencjał Nowej Huty, czyniąc to czasem w niekonwencjonalny sposób, stąd mamy np. wodę „Nowohuciankę”, co jest świetnym pomysłem na promocję naszej dzielnicy.
Aktywiści to często artyści o bardzo ciekawym sposobie bycia, twórczy ludzie, którzy widzą Nową Hutę w oryginalny sposób. Wszelkie inicjatywy społecznikowskie, których jest w Nowej Hucie bardzo wiele, pokazują różnorodne, czasami zwariowane oblicza Nowej Huty. To, że są tu takie środowiska, które chcą tak wielobarwnie tę Hutę opowiadać, jest piękne. Kibicuję każdej, nawet najmniejszej zmianie na lepsze.
Rozmawiała Beata Kołodziej (PAP)
bko/ itm/