Niezależnie od dzielących różnic Polacy ze wszystkich trzech zaborów zachowali wspólny kulturowy kod – mówi PAP Mariusz Wołos, historyk z PAN. Na 100-lecie niepodległości Dzieje.pl skierowały trzy jednakowe pytania do historyków i filologów badających historię i kulturę XIX i XX w. oraz do szefów instytucji dziedzictwa narodowego.
PAP: Dzięki jakiej tradycji intelektualno-kulturowej udało się nam przetrwać 123 lata niewoli i ostatecznie w roku 1918 odzyskać niepodległość?
M. Wołos: Przemożną rolę odegrała narodowa kultura, w tym literatura, poezja i sztuka. Dziś może trudniej tę kwestię docenić, ponieważ oddziaływanie kultury – tej kultury przez wielkie K – jest znacznie mniejsze i niestety wciąż się kurczy. W czasach wielkiej narodowej niewoli, jakimi była porozbiorowa rzeczywistość, to właśnie kultura była spoiwem łączącym dążenia do odzyskania niepodległości i podglebiem patriotyzmu. Oddziaływanie wielkiej literatury romantycznej (Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Zygmunt Krasiński, Cyprian Kamil Norwid) na kształtowanie postaw patriotycznych, a nawet szerzej światopoglądu kolejnych pokoleń Polaków, było trudne do przecenienia.
Ową tradycję intelektualno-kulturową kontynuowali wielcy pisarze doby pozytywizmu, Henryk Sienkiewicz czy Bolesław Prus. Nieśli ją ich następcy: Stefan Żeromski, Władysław Reymont i inni. Nie trzeba pewnie nikogo przekonywać, jak wielką rolę odegrała w tym względzie twórczość Stanisława Wyspiańskiego. Młodzież, której przyszło brać udział w walce o niepodległą Polskę podczas I wojny światowej, chętnie czytała „Legendę Młodej Polski” Stanisława Brzozowskiego, ale i sięgała do prac tych, którzy wraz z nią szablą walczyli o Polskę: Wacława Sieroszewskiego, Andrzeja Struga, Gustawa Daniłowskiego. Dzieła wymienionych autorów czytano namiętnie w domu i ukradkiem w zaborczej szkole pod ławką. Głęboko trafiały one do świadomości czytelników, oddziaływały na ich postawy. Bynajmniej nie dotyczy to tylko literatury.
W malarstwie tożsamą rolę odgrywała twórczość Artura Grottgera, Jana Matejki, Wojciecha Kossaka. W 1879 r. Henryk Siemiradzki podarował swój obraz „Pochodnie Nerona” z myślą o utworzeniu Muzeum Narodowego w Krakowie, placówki spełniającej wiodącą rolę w eksponowaniu polskiej kultury w warunkach galicyjskiej autonomii, ale oddziałującej daleko poza granice zaboru austriackiego. Nieprzypadkowo przecież wielką manifestacją patriotyczną ukazującą jedność wszystkich części rozdartej przez zaborców Rzeczypospolitej było odsłonięcie w Krakowie w 1910 r. Pomnika Grunwaldzkiego ufundowanego przez Ignacego Jana Paderewskiego, który jako kompozytor i wybitny pianista nie pozwalał światu zapomnieć o Polsce i Polakach. W historiografii genialne pióro Szymona Askenazego, czytanego nie tylko przez specjalistów po fachu, ale ogół polskiej inteligencji, przypominało wielkie chwile narodowych dziejów, inspirując do dalszych działań.
To tylko wybrane przykłady, a można by je mnożyć w nieskończoność. Składały się one na kulturowy kod narodu, niedający zapomnieć o niepodległości, wolności i suwerenności jako wartościach nadrzędnych. Było to ważniejsze od angażowania się w polityczne meandry, bo te ostatnie były przecież ledwie pochodną stale przypominanych tradycji kultury polskiej. Co więcej, wpływ kultury jako źródła niepodległościowych inspiracji Polaków nie ograniczył się bynajmniej do stosunkowo nielicznej wówczas inteligencji szlacheckiego pochodzenia czy mieszczaństwa. W czasach pouwłaszczeniowych rozlewał się na chłopstwo coraz bardziej świadome swej polskości. Dotykał też przedstawicieli mniejszości narodowych, choćby części asymilujących się Żydów, ale również niektórych Niemców czy Ukraińców, dając dowód, że kultura polska jest atrakcyjna nie tylko dla pozbawionych państwa Polaków.
PAP: W jaki sposób doświadczenia walki o niepodległość przydały się Polakom podczas późniejszych zrywów wolnościowych do roku 1989?
M. Wołos: Jeśli przyjrzymy się biografiom całego szeregu uczestników walk o niepodległość Polski w dobie I wojny światowej, choćby żołnierzom Pierwszej Kompanii Kadrowej, to skonstatujemy, że wielu z nich było potomkami powstańców listopadowych czy styczniowych, uczestników wojen napoleońskich lub Wiosny Ludów. Nie był to przecież przypadek i uwaga ta nie dotyczy wyłącznie strzelców oraz legionistów, ale także żołnierzy Legionu Puławskiego, Korpusów Polskich na Wschodzie, Armii Polskiej we Francji czy Polskiej Organizacji Wojskowej.
Kluczową komponentą rodzinnej tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie był udział przodków w zmaganiach o niepodległość, rzecz jasna z akcentem na walkę zbrojną. Dopiero z czasem, zwłaszcza w zaborze pruskim, ale i rosyjskim, doceniać zaczęto walkę o ziemię, stan posiadania, utrzymanie wiary, języka, w każdym przypadku traktowane jako narodowa wartość w zmaganiach z germanizacją i rusyfikacją. W okresie międzywojennym dwie najważniejsze instytucje oświatowe – szkoła i armia – kultywowały walkę o niepodległość mieczem, piórem i pługiem (kolejność nieprzypadkowa). Ciężar tego wysiłku przesunął się z rodziny na państwo, rozszerzając tym samym swoje oddziaływanie.
Dzieci i młodzież wychowywano w kulcie dążeń niepodległościowych, walk o granice, ale także w tradycji napoleońskiej, którą przedstawiano jako zbieżną z własnymi zmaganiami, a nadto mającą wymiar uniwersalny, stawiający Polaków właśnie w pierwszym szeregu bojowników o wolność nie tylko własną, ale i innych uciemiężonych narodów. Kładziono w ten sposób fundamenty patriotyzmu, jakże widoczne u żołnierzy broniących ojczyzny we wrześniu 1939 r., walczących w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie, dążących do szeregów armii gen. Władysława Andersa, żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego, w tym – a przykład to może zarazem najbardziej tragiczny i wymowny – uczestników Powstania Warszawskiego.
W odmiennych już warunkach zależności udającej niezależność w czasach Polski Ludowej tradycję tę kontynuowano w latach 1956, 1968, 1970, 1980–1981. Czy było bowiem przypadkiem, że młodzież w Marcu 1968 r. krzyczała „oddajcie nam Kukiela, oddajcie nam Haleckiego” – dwóch emigracyjnych historyków, nieprzejednanych wobec sowieckiej przemocy i gwałtu dokonanego na Polsce. Czy było sprawą przypadku, że legionista i uczestnik wojny polsko-sowieckiej gen. Mieczysław Boruta-Spiechowicz wziął udział w I Krajowym Zjeździe Delegatów NSZZ „Solidarność”? Bakcyl wolności wciąż przekazywano z pokolenia na pokolenie.
PAP: Czy można mówić o tzw. cechach narodowych wyróżniających Polaków na tle europejskim – biorąc pod uwagę przede wszystkim stulecia XIX i XX?
M. Wołos: Daleki jestem od formułowania tezy o istnieniu cech narodowych takiej czy innej nacji. Odwołam się do prostego przykładu. W przededniu niepodległości inne cechy dominowały wśród naszych rodaków zamieszkujących ziemie zaboru pruskiego (gospodarność, zaradność, solidaryzm narodowy, przywiązanie do wiary rzymskokatolickiej jako wyróżnika polskości itd.), inne zaś wśród mieszkańców Galicji czy Królestwa Polskiego. Nie był to efekt trwałych i niezmiennych cech narodowych, ale specyfiki warunków politycznych, gospodarczych, społecznych, w jakich dorastało kilka pokoleń żyjących pod zaborami.
Istotne było to, że niezależnie od dzielących różnic Polacy ze wszystkich trzech zaborów zachowali ów wspólny kulturowy kod, o którym mowa była wyżej, a po 1918 r. potrafili zbudować wspólne państwo, pokonując dzielące ich bariery. Jego unifikacja była fenomenem dziś chyba zapomnianym, a na pewno niedocenionym. (PAP)
skp/ ls/