Na bulwarze Lotników Alianckich nad Wisłą w Krakowie odsłonięty został w piątek obelisk upamiętniający bohaterów II wojny światowej – alianckich lotników, którzy w sierpniu 1944 r. zginęli w katastrofie samolotu Consolidated B-24 Liberator.
Obelisk to pokaźnych rozmiarów głaz, na którym umieszczona została tablica z nazwiskami wszystkich członków załogi samolotu. Odsłonili go zastępca prezydenta Krakowa Bogusław Kośmider i prezes krakowskiego oddziału Stowarzyszenia Seniorów Lotnictwa Wojskowego RP Stanisław Wojdyła. W uroczystości uczestniczyli uczniowie i nauczyciele ze szkół związanych z lotnictwem.
"Obecność młodzieży świadczy o tym, że to nie jest tylko sprawa historii. Jeżeli tworzymy przyszłość opierając się o przeszłość, dobrze budujemy fundamenty naszego państwa" - mówił Bogusław Kośmider. W rozmowie z dziennikarzami podkreślił, że obelisk jest elementem bulwaru Lotników Alianckich nad Wisłą – miejsca upamiętniającego żołnierzy wszystkich alianckich armii, który bohatersko nieśli pomoc Polsce.
Pasjonat i znawca historii lotnictwa Krzysztof Wielgus przypomniał wydarzenia sprzed 74 lat, gdy w nocy z 16/17 sierpnia 1944 r. samolot z aliancką załogą po zestrzeleniu spadał nad krakowskim Zabłociem. "To był znak, że ktoś jednak stara się nam pomóc, ktoś walczy i ponosi ofiarę dla Polski" - mówił Krzysztof Wielgus.
Samolot należący do 178. Dywizjonu Bombowego RAF wracał z misji zrzutowej do placówki "Nida 504", położonej 28 km od Piotrkowa, koło wsi Górale. Pomoc miała trafić do żołnierzy AK. Liberator został zestrzelony w rejonie Kazimierzy Wielkiej. Samolot doleciał do Krakowa, gdzie otwarto do niego ogień z działek przeciwlotniczych. Wieża ogonowa z martwym strzelcem wewnątrz spadła na składy węglowe rzeźni miejskiej (obecnie rejon ul. Podgórskiej). Najwięcej kawałków Liberatora spadło na teren składów na Zabłociu, m.in. na baraki Fabryki Schindlera. Prawdopodobnie niektóre fragmenty maszyny wpadły do Wisły pomiędzy dzisiejszymi mostami Powstańców Śląskich a Kotlarskim.
W katastrofie zginęli Australijczyk John P. Liversidge oraz Brytyjczycy: William D. Wright (pilot, dowódca maszyny) i strzelec pokładowy John D. Clarke. Na spadochronach miało się ratować trzech lotników, z których sierżanci L. Blunt i F. Helme zaginęli.
Z całej załogi przeżył tylko Australijczyk, kpt. Allan Hammet, który trafił do Armii Krajowej, brał udział w szeregu akcji zbrojnych i doczekał w Polsce końca wojny. Potem przez Odessę wrócił do swojej jednostki, później zaś - do domu. Ożenił się z Polką i miał dwóch synów, zmarł w 1981 r.
Pierwszą próbę upamiętnienia alianckich lotników podjął w 1986 r. Krakowskiego Klub Seniorów Lotnictwa. Odsłonięto wówczas tablicę na ścianie ówczesnej fabryki "Unitra -Telpod". W 2018 r. powstał mural. Od lat w rocznicę katastrofy Stowarzyszenie Podgórze.pl organizuje spacery podczas, których przypominana jest historia zestrzelonego Liberatora.(PAP)
autor: Małgorzata Wosion-Czoba
wos/aszw/