Wieczór sylwestrowy na Kresach zobowiązywał do wyjątkowej elegancji; liczyły się najmodniejsze kreacje prosto z Paryża - przypomniał historyk Tomasz Kuba Kozłowski, który w Domu Spotkań z Historią w Warszawie opowiadał jak ostatni dzień starego roku świętowano na balu we Lwowie.
"Trzeba uczciwie powiedzieć, że tradycja obchodzenia Sylwestra, zwłaszcza na wschodnich ziemiach dawnej Polski, to tradycja, która dopiero rozprzestrzeniała się w II Rzeczypospolitej. Nie organizowano na Kresach tak modnych i pięknych Sylwestrów, jakie były dorobkiem Warszawy, gdzie 31 grudnia po ulicach przechadzali się liczni sprzedawcy balonów, a dobrze ubrane towarzystwo spotykało się wieczorami w najmodniejszych lokalach" - opowiadał Tomasz Kuba Kozłowski, popularyzator dziedzictwa ziem wschodnich dawnej Rzeczypospolitej, autor wystaw, albumów i kolekcjoner, który w DSH w Warszawie prowadzi autorski program "Opowieści z Kresów".
Okazuje się, że stosunkowo nowa tradycja obchodzenia Sylwestra przyszła do Polski z Zachodu - z krajów centralnej i zachodniej Europy, w dużej mierze z Niemiec.
"We Lwowie pierwsze bale sylwestrowe w XIX wieku organizowała legendarna postać na lwowskiej scenie towarzyskiej - dama, która, można powiedzieć trząsła towarzyskim Lwowem w tamtej epoce, a była nią księżna Maria Klementyna z Sanguszków Potocka, która poślubiła Alfreda Józefa Potockiego - dyplomatę, namiestnika Królestwa Galicji i Lodomerii, a nawet przez krótki czas premiera Austrii" - mówił Tomasz Kuba Kozłowski, przypominając, że zdarzało się, iż wybitni Polacy piastowali najwyższe urzędy dawnej monarchii.
Maria Klementyna Potocka słynne na cały Lwów bale sylwestrowe, także rauty i inne spotkania towarzyskie, organizowała w wytwornym pałacu, wzniesionym w latach 80. XIX w. "W tym pałacu przyjmowała gości i tam też odbywały się pierwsze poważne bale sylwestrowe, choć tak naprawdę na Kresach balów sylwestrowych w tamtej epoce właściwie się nie urządzało (...). Dopiero w dwudziestoleciu międzywojennym udałoby się nam znaleźć niejeden lokal, w którym można było się bawić w tę ostatnią noc kończącego się roku we Lwowie, który przysypany śniegiem tętnił życiem, i po którym toczyły się już nie tylko powozy zaprzężone w konie, ale także automobile" - opowiadał popularyzator historii.
"Na łamach pism można było znaleźć wszystkie najświeższe ploteczki z Paryża o tym, co jest aktualnie modne, co się nosi, jak należy się ubrać, a do tego jeszcze to czasopismo fundowało swoim czytelniczkom niezliczoną liczbę wykrojów pozwalając samemu wykonać odpowiednie ubiory; fundowało także wszelkiego rodzaju porady i sugestie dotyczące strojów, by być tą najmodniejszą" - mówił Tomasz Kuba Kozłowski, prezentując ilustracje z m.in. wydawanego we Lwowie czasopisma "Świat Kobiecy", z najmodniejszymi wówczas kreacjami.
"Modne lwowianki wybierając się na bal musiały odpowiednio się ubrać, założyć ciepły półkożuszek z odpowiednio efektownym kołnierzem (...), i kapelusz ze stosownym krojem i fasonem. (...). Suknie zaś były bardzo prostego kroju, ale z nieodłącznym elementem, sięgającym co najmniej do uda, czyli z sznurem pereł. Ważny był też wachlarz i bardzo popularna wtedy, przypinana na ramieniu, dekoracja w kształcie kwiatu" - mówił. Przypomniał też, że np., że w epoce lat 20. dominowała - przynajmniej w teorii - wyszczuplona sylwetka "chłopczycy".
"Wprawdzie ta sylwetka niewiele miała wspólnego z rzeczywistością na ogół dobrze wyglądających i dobrze odżywionych mieszkanek miasta Lwowa, ale z pewnością była niedościgłym wzorem, którego chciano się trzymać" - dodał historyk.
Mężczyźni na balu we Lwowie również musieli wyglądać efektownie. "Wcale nie łatwiej mieli panowie, którzy mieli partnerować damom podczas balu. W tamtej bowiem epoce mężczyzna udający się na elegancki bal nie dość, że musiał efektownie wyglądać, to także musiał dysponować odpowiednią liczbą gadżetów - niezbędnych elementów stroju męskiego" - zaznaczył historyk, wymieniając m.in. eleganckie spinki do mankietów koszuli z renomowanych zakładów jubilerskich np. Jana Jarzyny. Inne dodatki to np. kołnierzyki, które panowie wymieniali nawet podczas jednego wieczoru. "To było prostsze niż wymiana całej koszuli" - wyjaśnił badacz.
Podczas samego balu sylwestrowego obowiązkowo odbywały się tańce, które jednak były uporządkowane przy pomocy zapomnianych dziś tzw. karnetów balowych. W dawnych bowiem czasach nie było mowy o tym, by każdy mógł się poruszać w rytm muzyki, tak jak mu się podobało. "W latach dwudziestych już po części o karnetach zapominano, bo bale się zdemokratyzowały, ale nieco wcześniej podczas balu każda szanująca się dama powinna być wyposażona w karnecik balowy, w którym przy odpowiednich tańcach mogli się wpisywać różni absztyfikanci, dzięki czemu było wiadomo z którym dżentelmenem i który taniec dana dama tańczyć będzie" - mówił Tomasz Kuba Kozłowski.
Poza tańcami istotne były też odpowiednie alkohole, na których wybór nie można było na Kresach narzekać. We Lwowie prym wiódł słynny zakład Józefa Baczewskiego, za którym kryje się wielopokoleniowa saga rodu gorzelników, producentów najlepszych polskich spirytualiów. Ich słynne wódki czyste i wytrawne, nalewki, likiery i rosolisy produkowane od końca XVIII wieku do 1939 r. eksportowano do niemal wszystkich krajów europejskich, Kanady, Stanów Zjednoczonych, Ameryki Południowej a nawet Australii.
"Lwów pił Baczewskiego, choć nie tylko Lwów, bo Baczewski był znany wszędzie" - podkreślił historyk.
O mocy trunków Baczewskiego zachował się wiersz-reklama: "Oto jest Baczewskiego miasto, najsłodsze z wszystkich chmur drapaczy, z kopułą smukłą lub graniastą, lecz każdy dom się zwie inaczej. Każdy ma korek zamiast dachu, i zbudowany w kształcie wieży, lecz kto zaglądnie w środek gmachu, ten potem często w rowie leży".
Ciekawostką jest, że w dawnych polskich domach na Kresach, w tym także na lwowskich balach, gdy zegary wybiły północ, noworoczne toasty wznoszono najczęściej kielichem węgrzyna - węgierskiego wina wyrabianego z suszonych winogron. "Tak się działo w każdym szanującym się polskim szlacheckim domu" - dodał historyk.
W ubiegłym roku minęło już 10 lat cyklu "Opowieści z Kresów" - popularnego cyklu spotkań poświęconych dziedzictwu historyczno-kulturowemu ziem wschodnich dawnej Rzeczypospolitej.
W przyszłym roku w związku ze 100-leciem odzyskania przez Polskę niepodległości Tomasz Kuba Kozłowski - poza tradycyjnymi spotkaniami - rozpocznie nowy cykl "Kresy Niepodległe 1919-1939" - dedykowane dziedzictwu i pamięci tego dwudziestolecia w dziejach Ziem Wschodnich, zwłaszcza ich dorobku w dziedzinie nauki, kultury i gospodarki. Pierwsze spotkanie w ramach nowego cyklu, zatytułowane "Kresy w budowie", odbędzie się 9 stycznia.
"W 2019 roku będziemy obchodzić dwie niesłychanie istotne - z punktu widzenia dziedzictwa Ziem Wschodnich - daty. Po pierwsze 100-lecie włączenia Kresów w granice odrodzonego państwa polskiego. Pamiętajmy bowiem, że w 1918 roku tylko jedno miasto - Lwów - zostało wyzwolone, natomiast wszystkie pozostałe obszary Kresów, w tym Wileńszczyzna, Nowogródczyzna, Polesie, Wołyń i całe województwo tarnopolskie i stanisławowskie i znakomita część województwa lwowskiego zostały włączone dopiero w 1919 roku" - przypomniał Kozłowski.
"W przyszłym roku mamy zatem 100-lecie niepodległości Kresów, ale i 80. rocznicę definitywnej utraty tych obszarów po agresji Związku Sowieckiego we wrześniu 1939 roku, a wcześniej agresji niemieckiej" - zaznaczył Tomasz Kuba Kozłowski.
Norbert Nowotnik (PAP)
nno/ pat/