W Polsce Ludowej święto 3 Maja zniknęło z kalendarza świąt państwowych w 1951 r. Od samego początku sprawiało Polskiej Partii Robotniczej wiele kłopotów, co spowodowało, że tuż przed samymi obchodami w 1946 r. władze zdecydowały się na brzemienny w skutki krok w postaci zakazu organizowania przemarszów/manifestacji tego dnia przez miasta.
W Polsce Ludowej święto 3 Maja zniknęło z kalendarza świąt państwowych w 1951 r. Od samego początku sprawiało Polskiej Partii Robotniczej wiele kłopotów, co spowodowało, że tuż przed samymi obchodami w 1946 r. władze zdecydowały się na brzemienny w skutki krok w postaci zakazu organizowania przemarszów/manifestacji tego dnia przez miasta.
Jak pisał Kamil Dworaczek komunistom „brakowało konkretnej wizji Święta 3 Maja. Z jednej strony wskazywano na demokratyczny charakter pierwszej polskiej ustawy zasadniczej i jej historyczne znaczenie w walce klasowej oraz zalecano członkom partii, aby wzięli aktywny udział w komitetach obchodu, z drugiej zaś strony uroczystość starano się sprowadzić tylko do obchodów Święta Oświaty. Instrukcje wysyłane z Ministerstwa Propagandy i Informacji zalecały różnorakie akademie i przedstawienia, nie zabraniały też jednoznacznie pochodów, dlatego w wielu miastach je planowano. Dopiero na przełomie kwietnia i maja wprowadzono zakaz ich organizowania. Komuniści uświadomili sobie, że zbyt hucznie obchodzony 3 Maja może przyćmić 1 Maja, który był świętem poniekąd obowiązkowym”. Warto również pamiętać, że 3 maja to także jedno z najważniejszych świąt kościelnych, co było jego dodatkowym balastem w oczach peerelowskich władz. Nic zatem dziwnego, że większość manifestacji, do których doszło w 1946 r. rozpoczynało się po uroczyście odprawianych mszach świętych.
3 maja obchodzony jeszcze w 1946 r. stał się okazją do jednoznacznego poparcia dla Stanisława Mikołajczyka oraz kierowanego przez niego Polskiego Stronnictwa Ludowego i sprzeciwu wobec nowej władzy. Nic dziwnego, w kwietniu tego roku Polska Partia Robotnicza ogłosiła, że zanim dojdzie do wyborów, najpierw zostanie przeprowadzone referendum, w którym społeczeństwo miało rzekomo określić swój stosunek do reform ustrojowo-gospodarczych odpowiadając na trzy pytania. Fikcyjny Blok Demokratyczny, w którym oprócz PPR znalazła się coraz bardziej zwasalizowana Polska Partia Socjalistyczna oraz zawłaszczone: Stronnictwo Ludowe, Stronnictwo Demokratyczne i Stronnictwo Pracy, nawoływało do głosowania 3xtak (za zniesieniem senatu, reformą rolną oraz granicą na Odrze i Nysie Łużyckiej). Polskie Stronnictwo Ludowe, na czele którego stał wicepremier Stanisław Mikołajczyk, postanowiło pójść do wyborów osobno wzywając do Polaków do głosowania 1xnie (na pierwsze pytanie), 2xtak (na drugie i trzecie pytanie). Podziemie niepodległościowe wzywało do głosowania 3xnie lub całkowitego bojkotu wyborów. Rozpoczęła się brutalna kampania referendalna, w czasie której władze sięgnęły po cały arsenał represji, ze skrytobójstwami włącznie. Społeczeństwo nie zamierzało się jednak poddawać i manifestowało otwarcie swoje poparcie dla PSL.
Preludium do wielu manifestacji miało miejsce w kwietniu 1946 r. W Gliwicach, o czym pisał Kamil Dworaczek, doszło do konfliktu między władzami Politechniki Śląskiej a zarządem Akademickiego Związku Młodzieży Wiejskiej „Wici” na tle zebrania dotyczącego poświęcenia sztandaru PSL, czy wywieszania w gablotach uczelnianych pism bez zgody rektora, co skutkowało zagrożeniem wydalenia z uczelni członków zarządu AZMW „Wici”. Nie ulegało wątpliwości, że na uczelni istniała silna i zdecydowana opozycja, która nie zamierzała uginać się pod ultimatum władz szkoły. Trudno zapewne też jednoznacznie stwierdzić, na ile kwietniowy zlot młodzieży w Szczecinie pod nazwą „Trzymamy straż nad Odrą” miał bezpośrednie przełożenie na manifestacje 3 majowe, nie ulega jednak wątpliwości, że masowe poparcie, wyartykułowane przez młodzież na Wałach Chrobrego, gdzie skandowano „Niech żyje Mikołajczyk” i „Precz z Bierutem” (w obecności tego ostatniego), zakończone walkami z młodzieżą spod znaku Związku Walki Młodych oraz siłami bezpieczeństwa, w trakcie których kilkadziesiąt osób zostało rannych, musiało wpływać na nastroje młodzieży w całym kraju.
Do największej manifestacji doszło 3 maja 1946 r. w Krakowie. Miała ona też skutki w kolejnych dniach w innych miastach. W dawnej stolicy Polski „uformowany po mszy pochód – złożony głownie ze studentów, ale też m.in. harcerzy czy uczniów szkół średnich – nie został wpuszczony na ul. Grodzką. Po negocjacjach skierował się w stronę ul. św. Anny, tam jednak zażądano rozwiązania zgromadzenia. Nastroje były już napięte, wznoszono okrzyki na cześć Mikołajczyka i PSL, z żądaniem wolnych wyborów czy powrotu Wilna i Lwowa do Polski. Funkcjonariusze UB i KBW, częściowo na koniach, rozpoczęli rozpędzanie manifestacji. Zamieszki rozlały się na centrum miasta. Wkrótce zaczęły padać strzały. Dowodzący akcją szef UB w Krakowie Jan Frey-Bielecki osobiście jeździł wzdłuż Plant wojskowym samochodem ze sprzężonym czterolufowym karabinem maszynowym, z którego strzelano na postrach ponad manifestantami. Jeden z uczestników wydarzeń relacjonował, że kanonada była większa niż jak Niemcy opuszczali Kraków przed Sowietami”- pisał historyk z IPN Michał Wenklar. W czasie demonstracji aresztowano wiele osób, mówiono również o ofiarach, czego jednak nigdy nie udało się potwierdzić. W lipcu siedmiu aresztowanych skazano na kary od jednego roku do pięciu lat więzienia.
We wspomnianych wyżej Gliwicach już 2 maja doszło do spięć z aparatem bezpieczeństwa, po których aresztowano kilkadziesiąt osób. Następnego dnia „najwięcej ludzi w liczbie kilkunastu tysięcy zebrało się po mszy przy kościele św. Apostołów Piotra i Pawła18. W raporcie sporządzonym dla Ministerstwa Informacji i Propagandy czytamy: <<Przybyły poczty sztandarowe różnych organizacji i młodzież akademicka. Partie robotnicze oraz ich delegacje nieobecni. Po nabożeństwie MO ogłosiła przed kościołem, że pochodu nie będzie. Wtedy demonstranci skierowali się na boczną uliczkę, nie obstawioną przez MO, rozwinęli się w ogromny pochód dwukrotnie większy niż w dniu 1 maja<. Najprawdopodobniej o tym samym epizodzie wspomina WiN, dodając, że MO użyła samochodu ciężarowego: „[…] lecz uczestnicy nie dali się sterroryzować i omijając auto ruszyli dalej w kierunku dworca kolejowego, udając się na ul. Dworcową […]”- pisał Dworaczek. W trakcie przemarszu doszło do pierwszych prób zablokowania manifestacji i jej rozwiązania. Pomimo sporego napięcia nie doszło do tego, a pochód szedł dalej. Jak stwierdzano później ze zgrozą na posiedzeniach partyjnych, uczestniczyli w nim nawet wojskowi. W trakcie całego przemarszu ludzie obsypywali uczestników kwiatami. „Wznoszono okrzyki na cześć PSL i Mikołajczyka, złorzeczono natomiast przywódcom państwa i partii. Irytacje gliwiczan dobrze obrazują takie okrzyki, jak np. <<Mogliście rozpędzać na 1 maja peperowców! Dziś nasze święto! To nie jest demokracja!>>. Nie wyobrażano sobie, aby nie móc uczcić tak ważnego dla Polaków święta. Milicjanci próbowali dokonywać aresztowań, wyrywając z tłumu pojedyncze osoby, nierzadko jednak zdarzało się, że były one uwalniane przez demonstrantów”.
Ostateczni pochód po około trzech godzinach zakończono. Według raportów Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość aresztowano 180 osób, Urząd Bezpieczeństwa raportował o 17 osobach. Nie wiadomo, ile osób zostało rannych w czasie potyczek, np. ze strażą pożarna, która oblewała ludzi wodą z węży strażackich. Do jeszcze ostrzejszych starć w milicją doszło w Katowicach i Bytomiu, których efektem było kilkadziesiąt osób rannych, nierzadko potrubowanych w czasie paniki wywołanej salwami oddawanymi w powietrze przez milicjantów na postrach. Wszędzie odwoływano się do haseł wyborczych i poparcia dla PSL i Mikołajczyka. Piotr Osęka pisał: „Podczas manifestacji wznoszono okrzyki: "Niech żyje Mikołajczyk!", "Niech żyje PSL!", "Niech żyje Anders!", "Niech żyje armia zachodnia!", "Niech żyje armia podziemna!", "Precz z komuną!", "My chcemy Lwów i Wilno!", "Gdzie są Lwowskie Orlęta?!", "Idziemy za Bug!". I cytował dosyć charakterystyczny przebieg kolejnej manifestacji w opisany w jednym z listów: „Na dziś pochód został odwołany- pisał mieszkaniec Katowic - więc kiedyśmy, idąc do miasta, ujrzeli wielki tłum, ogarnęła nas wielka ciekawość. Przybliżając się, już z dala usłyszeliśmy, jak tłum ryczał: >>niech żyje prezydent Mikołajczyk<<, >>precz z komuną<<, i wreszcie, kiedyśmy doszli, tłum zaczął skandować >>Mikołajczyk ratuj Polskę<< itd. Bezpieka próbowała rozpędzić rozszalały tłum, ale entuzjazm i egzaltacja kilkutysięcznego pochodu torowała szybko drogę wśród strzałów wściekłej partii. Bieda, kiedy któryś dostał się między tłum - z połamanym karabinem, podbitym okiem lub wybitym okiem wracał, a raczej uciekał do auta. Po przemówieniu jakiegoś śmiałka i po hymnie narodowym tłum ze sztandarami oczyścił miasto z orłów demokratycznych i wszelkich takowych ogłoszeń. Nie tylko w << moim mieście<< to się odbywało, ale i w okolicznych miastach”.
Do protestów w trzeciomajowe święto doszło nie tylko w dużych i średnich aglomeracjach miejskich, jak w Gliwicach, Sosnowcu, Katowicach, Zabrzu, Bytomiu, Rybniku, Wrocławiu, Bydgoszczy, Toruniu, Gdańsku, a nade wszystko w Krakowie, ale również choćby w Radomiu, Pińczowie, Ostrowcu Świętokrzyskim, Nowym Targu, Sandomierzu, Włoszczowie, Chrzanowie, Wieliczce, Jaworznie, Kłodzku. Jak pisał jeden z autorów w „Kielcach zatrzymano nauczycieli prowadzących młodzież z kościoła do szkoły, a w Skarżysku w trakcie akademii aresztowano czterech harcerzy”, w Busku zaś „po demonstracji młodzieży aresztowano dyrektora miejscowej szkoły, dwóch nauczycieli i kilku członków Polskiej Partii Socjalistycznej, pobity został sekretarz komitetu powiatowego tej partii”. Do demonstracji doszło także w Szczecinku. W tej malej miejscowości „po odprawieniu mszy świętej w miejscowym kościele, mimo obowiązującego zakazu, ulicami Szczecinka przemaszerował tłum mieszkańców. Na czele pochodu niesiono trumienkę opatrzoną napisem >>3 Maja<< oraz flagi państwowe przewiązane czarnym kirem, symbolizujące pogrzebanie praw demokratycznych i swobód obywatelskich w Polsce. Podczas marszu skandowano hasła sprzeciwu wobec komunistycznym rządom i obecności wojsk sowieckich w Polsce, jednocześnie wyrażając poparcie dla PSL” - pisał Tomasz Dźwigał. Inicjatorzy tej manifestacji zostali skazani przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Szczecinie na kary kilku lat więzienia za rzekome „czynienie przygotowań do zmiany przemocą ustroju Państwa Polskiego”.
I tak było w całej Polsce. Już w nocy z 3 na 4 maja w miejscach, gdzie odbyły się manifestacje, urzędy bezpieczeństwa przystąpiły do aresztowań osób uznawanych za organizatorów lub aktywnych ich uczestników. Aresztowani byli bici, przeszukiwano i niszczono mieszkania czy pokoje w akademikach. Ani milicja, ani urzędy bezpieczeństwa publicznego czy wojsko nie były gotowe na takie scenariusze tego dnia. Panował chaos kompetencyjny i organizacyjny, potęgowany przez poczucie zagrożenia ze strony manifestantów. W takiej sytuacji nie trzeba było wiele, aby doszło do tragedii. Całość wydarzeń z 3 maja 1946 r. ukazywały siłę młodzieżowego/studenckiego buntu oraz fakt ogromnej popularności PSL i Stanisława Mikołajczyka, szczególnie wśród tej grupy społecznej, choć warto odnotować, że w wielu manifestacjach brało udział wielu przedstawicieli innych środowisk społecznych.
Piotr Osęka podsumowywał: „Ostateczny bilans wydarzeń to kilka osób zabitych i kilkadziesiąt rannych od postrzałów oraz ponad tysiąc aresztowanych. Władzom ostatecznie udało się odzyskać kontrolę nad sytuacją, jednak batalię o 3 Maja przegrały, jeśli można tak powiedzieć, w fatalnym stylu: projekt zorganizowania <<kontrolowanego święta>> skończył się antykomunistyczną rewoltą, a władze wystąpiły w roli przeciwnika tradycji niepodległościowej”. Nic zatem dziwnego, że w kolejnych latach starannie przygotowywano się do tłumienia wystąpień trzeciomajowych, choć po sfałszowanych wyborach ze stycznia 1947 r. i efektywnej eksterminacji podziemia niepodległościowego, opór społeczny był coraz mniejszy. Społeczeństwo polskie wchodziło w okres przystosowania lub przeczekania.
Sebastian Ligarski
Autor jest pracownikiem IPN Oddział w Szczecinie
Źródło: MHP