Władze Niemieckiej Republiki Demokratycznej nie chciały uczestniczyć w ściganiu osławionego „doktora śmierci” z obozu Auschwitz Josefa Mengelego, gdyż ich zdaniem w powojennych realiach nie przyniosłoby im to żadnych politycznych korzyści - pisze tygodnik „Der Spiegel”.
Powołał się on na opublikowane już w tym roku, zaktualizowane trzecie wydanie książki "Auschwitz i Bezpieczeństwo Państwowe" (w domyśle Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego NRD, w skrócie Stasi), której autorem jest pracujący w urzędzie do spraw akt Stasi Henry Leide. Jak wynika z przytoczonych przez niego dokumentów, władze NRD uznały, iż wydanie nakazu aresztowania Mengelego byłoby "nieodpowiednie" i odwlekały udzielanie odpowiedzi na wnioski, z jakimi zwracali się do nich w tej sprawie zachodnioniemieccy śledczy.
Jak zaznacza "Spiegel", wyżsi przedstawiciele NRD-owskiego wymiaru sprawiedliwości twierdzili, iż ściganiem Mengelego powinna zająć się Polska, gdyż popełnił on swe zbrodnie na jej terytorium państwowym. Tymczasem obóz Auschwitz leżał na terenie zaanektowanym przez III Rzeszę i stanowiącym do roku 1945 formalnie jej część.
Mengele przeprowadzał na więźniach Auschwitz śmiercionośne eksperymenty pseudomedyczne i uczestniczył w selekcjach przybywających transportami kolejowymi na obozową rampę Żydów, kierując większość z nich prosto do komór gazowych. W 1945 roku ukrył się w swej rodzinnej Bawarii, by w cztery lata później zbiec do Ameryki Południowej.
Jak informuje "Der Spiegel", gdy w 1973 roku izraelski tropiciel zbrodniarzy nazistowskich Tuwja Friedman zwrócił się do stosującej wtedy karę śmierci NRD o przeprowadzenie w razie ujęcia Mengelego jego procesu, Stasi odmówiła. Obawiała się bowiem, że Mossad mógłby podstawić NRD-owskiemu sądowi zamiast uprowadzonego Mengelego inną osobę. Zbrodniarz uszedł sprawiedliwości i w 1979 roku zmarł w Brazylii podczas kąpieli w morzu. (PAP)
dmi/ akl/