Sześć kolejnych obiektów utraconych przez Polskę w czasie II wojny światowej, które udało się odzyskać, zostanie w czwartek zaprezentowanych w Muzeum Narodowym w Warszawie – mówi PAP Tomasz Śliwiński z Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu. Odzyskane obiekty to prace polskich artystów.
Polska Agencja Prasowa: 76 lat po II wojnie światowej Polska wciąż poszukuje utraconych dzieł sztuki. Jak wygląda obecnie bilans strat wojennych, jeśli chodzi o dobra kultury?
Tomasz Śliwiński: W Ministerstwie Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu działa baza strat wojennych, czyli ogólnopolski rejestr, który zajmuje się zbieraniem informacji na temat utraconych dzieł sztuki. Jest to zbiór otwarty, czyli każda osoba ma tak naprawdę możliwość poinformowania nas, jako pracowników MKDNiS, o tym, że dany obiekt jest polską stratą wojenną i może wymagać wpisania do bazy strat wojennych. Obecnie w bazie zarejestrowanych jest ponad 63 tys. rekordów. Rekordów, ponieważ niektóre z nich dotyczą zbiorów czy też kolekcji dzieł sztuki nierozdzielonych na pojedyncze obiekty. Rzeczywista liczba tych obiektów jest więc trochę większa. Warto wspomnieć także, że w wyniku II wojny Polska straciła 70 proc. dorobku kulturowego, co przekłada się na ponad pół miliona utraconych obiektów – zniszczonych, spalonych, zrabowanych.
PAP: Utraciliśmy ponad pół miliona dzieł sztuki, a w bazie strat wojennych jest zarejestrowanych 63. tys. rekordów. Z czego wynika ta różnica?
T.Ś.: Nie wszystkie obiekty, które zostały utracone, były właściwie opisane i zinwentaryzowane. Musimy pamiętać, że przed II wojną fotografia nie była powszechnym zjawiskiem i nie każdy mógł sobie pozwolić na wykonanie zdjęcia dzieła sztuki, które posiadał w swoich zbiorach. Co więcej, nie wszystkie placówki muzealne prowadziły inwentaryzację w odpowiedni sposób, wiele dokumentacji zostało w wyniku działań wojennych zniszczonych bezpowrotnie, dlatego bazujemy tylko na części zachowanych materiałów. W dalszym ciągu udaje nam się jednak odnajdywać nowe dokumenty na podstawie kwerend zarówno krajowych, jak i zagranicznych, które pozwalają na rozszerzanie bazy strat wojennych o nowe informacje.
Tomasz Śliwiński: W Ministerstwie Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu działa baza strat wojennych, czyli ogólnopolski rejestr, który zajmuje się zbieraniem informacji na temat utraconych dzieł sztuki. Jest to zbiór otwarty, czyli każda osoba ma tak naprawdę możliwość poinformowania nas, jako pracowników MKDNiS, o tym, że dany obiekt jest polską stratą wojenną i może wymagać wpisania do bazy strat wojennych.
PAP: Które z utraconych dzieł sztuki są dla Polski najcenniejsze? Za czym tęsknią polscy muzealnicy?
T.Ś.: Oczywiście większość z nas zna i kojarzy "Portret młodzieńca" Rafaela Santiego, chyba najsłynniejszą polską stratę wojenną. Można by rzec, że wręcz bezcenną, ale Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu chce promować także inne obiekty, które są równie cenne pod względem walorów artystycznych, a które zostały utracone przez Polskę w wyniku II wojny. Dlatego nie wartościujemy dzieł, których poszukujemy. Każdy z obiektów ujętych w bazie strat jest dla nas wartościowy i warty wszelkiego działania, które pozwoli na jego powrót do macierzystych zbiorów.
PAP: Oczywiście bezdyskusyjne jest to, że powrót każdego utraconego w czasie II wojny światowej dzieła sztuki jest dla Polski niezwykle ważny, proszę jednak wymienić kilka przedwojennych pereł, których odzyskanie byłoby szczególnie istotne.
T.Ś.: Zaginione w wyniku działań wojennych dzieła sztuki, zwłaszcza te wyjątkowo cenne, wzbudzają wiele emocji. Ciekawym przykładem może być obraz Pietera Brueghla młodszego "Walka karnawału z postem", którego jedna z wersji zrabowana została w Polsce w czasie II wojny. Swego czasu było dosyć głośno o tym obiekcie ze względu na to, że w zbiorach zagranicznych znajduje się dość zbliżona przedstawieniem praca tego samego artysty. Obraz powstał bowiem nie w jednej wersji, ale w kilku, a może nawet w kilkunastu.
W katalogu naszych najcenniejszych strat wojennych wymieniłbym także "Autoportret" Jana Piotra Norblina, rzeźbę Madonny z Dzieciątkiem tzw. Pięknej Madonny Toruńskiej, a także "Autoportret" Annibale Carracciego, włoskiego malarza z przełomu XVI i XVII wieku.
PAP: Jakie są szanse na ich odzyskanie? Wydaje się, że czas działa na naszą niekorzyść...
T.Ś.: Moja odpowiedź może zaskoczyć – teoretycznie czas powinien działać na naszą niekorzyść, ale jest odwrotnie. Rozwój technologii pozwala nam na zastosowanie nowoczesnych narzędzi w celu poszukiwania utraconych dzieł sztuki. Mam tutaj na myśli pewne systemy, którymi dysponujemy, a które wspierają pracowników w poszukiwaniu utraconych dzieł. Zasoby internetu nie są dla nas tajemnicą i staramy się weryfikować każdy jego zakamarek w celu poszukiwania zaginionych obiektów. Wraz z upływem czasu zacierają się rodzinne historie, a także przekazy, które dotyczyły poszczególnych dzieł. W wyniku tego na rynku pojawia się coraz więcej dzieł sztuki, które były przekazywane z pokolenia na pokolenie, a obecni ich posiadacze nie do końca znają ich historię, wojenne losy, i próbują je wystawić na rynku w celu sprzedaży. Takie przypadki też się zdarzają, jest ich sporo nawet na terenie naszego kraju. Wynika to z uwarunkowań historycznych – polscy obywatele również starali się zabezpieczać dzieła sztuki przed ich dalszą grabieżą czy zniszczeniem, obiekty trafiały na "strych", i po wielu latach były odnajdywane przez kolejnych posiadaczy budynku, którzy, nie znając ich historii, próbowali je sprzedać. W niektórych przypadkach takie osoby zgłaszają się do nas z pytaniem, czy dany obiekt nie należy do polskich strat wojennych.
Tomasz Śliwiński: Zaginione w wyniku działań wojennych dzieła sztuki, zwłaszcza te wyjątkowo cenne, wzbudzają wiele emocji. Ciekawym przykładem może być obraz Pietera Brueghla młodszego "Walka karnawału z postem", którego jedna z wersji zrabowana została w Polsce w czasie II wojny. Swego czasu było dosyć głośno o tym obiekcie ze względu na to, że w zbiorach zagranicznych znajduje się dość zbliżona przedstawieniem praca tego samego artysty. Obraz powstał bowiem nie w jednej wersji, ale w kilku, a może nawet w kilkunastu.
PAP: Jak wygląda od kuchni praca tropicieli dzieł sztuki z MKDNiS?
T.Ś.: Nie o wszystkich aspektach mogę oczywiście mówić, ale mogę zdradzić, że pracownicy MKDNiS codziennie weryfikują zarówno krajowy, jak i zagraniczny rynek dzieł sztuki. Aukcje weryfikowane są pod kątem poszukiwania obiektów zarejestrowanych w bazie strat wojennych. W przypadku odnalezienia takiego obiektu następuje ustalenie jego proweniencji – historii, a przede wszystkim tożsamości. Potwierdzamy, że dane dzieło sztuki jest tym, którego szukamy. Musimy pamiętać, że jest to trudne ze względu na brak materiałów archiwalnych i dokumentacji dotyczącej dzieł utraconych, ale także np. częste powielenie danego obrazu przez samego autora. Jako przykład mogę podać obrazy rodziny Kossaków, które były tworzone w dosyć dużych liczbach.
PAP: W jaki sposób przebiega taka weryfikacja?
T.Ś.: Po odnalezieniu obiektu, czy to w rękach prywatnych, czy w zbiorach publicznych zagranicznych, staramy się przede wszystkim wycofać go z aukcji, jeśli jest oferowany do sprzedaży, a następnie poddajemy go weryfikacji tożsamości. Jeżeli materiały, którymi dysponujemy, i materiały źródłowe, czyli fotografia obiektu, informacje przekazane nam przez posiadacza albo dom aukcyjny, nie są wystarczające, pracownicy ministerstwa wraz ze specjalistami – historykami sztuki, konserwatorami muzealnymi, z którymi na bieżąco i blisko współpracujemy – udają się na miejsce przechowywania takiego obiektu w celu przeprowadzenia oględzin. Jest to bardzo ciekawy proces. Nie jest tajemnicą, że wykorzystywane są do tego nowoczesne technologie, chociażby takie, jak światło podczerwone czy światło ultrafioletowe, które pokazują nam elementy i detale niedostrzegalne dla oka. Na podstawie takich oględzin sporządzana jest ekspertyza, która jest elementem procesu restytucyjnego w celu udowodnienia stronie przeciwnej, że dany obiekt jest polską stratą wojenną.
Tomasz Śliwiński: Od zakończenia II wojny światowej minęło kilkadziesiąt lat i historie obiektów, również ich posiadacze, często się zmieniali, obiekty były sprzedawane, kupowane w dobrej wierze, a to wszystko wpływa na ich status prawny i na możliwości prawne. Najkorzystniejszą sytuacją jest dobrowolny zwrot takiego obiektu przez posiadacza. Niekiedy jesteśmy jednak zmuszeni zastosować inne narzędzia prawne.
PAP: Co stanowi największą trudność w tym procesie?
T.Ś.: Wszystko zależy od sytuacji prawnej danego obiektu. Nie zawsze jest ona dla nas korzystna. Od zakończenia II wojny światowej minęło kilkadziesiąt lat i historie obiektów, również ich posiadacze, często się zmieniali, obiekty były sprzedawane, kupowane w dobrej wierze, a to wszystko wpływa na ich status prawny i na możliwości prawne. Najkorzystniejszą sytuacją jest dobrowolny zwrot takiego obiektu przez posiadacza. Niekiedy jesteśmy jednak zmuszeni zastosować inne narzędzia prawne. Często korzystamy z narzędzi, którymi dysponują polskie bądź zagraniczne organy ścigania. W kraju blisko współpracujemy z policją i prokuraturą, za granicą natomiast każde z państw ma swoją komórkę czy też służbę, która się zajmuje przestępczością związaną z zabytkami. Blisko współpracujemy z FBI. Ta współpraca jest bardzo owocna i dzięki niej kilka obiektów już powróciło do naszego kraju.
PAP: Czy w najbliższym czasie możemy się spodziewać kolejnych pozytywnych informacji, jeżeli chodzi o odzyskiwanie dzieł sztuki?
T.Ś.: W czwartek 15 lipca w Muzeum Narodowym w Warszawie zostanie zaprezentowanych sześć kolejnych obiektów utraconych przez Polskę w czasie II wojny światowej, które udało nam się odzyskać. Ze względu na pandemię długo czekaliśmy na możliwość prezentacji tych obiektów, w końcu jest to możliwe. Odzyskane obiekty to prace polskich artystów. I nieustannie pracujemy nad powrotem kolejnych polskich strat wojennych.
Rozmawiała Katarzyna Krzykowska (PAP)
ksi/ skp /