Paryskie muzeum Jeu de Paume, to samo, w którym w 1938 r. po raz pierwszy pokazało za granicą swe zbiory nowojorskie MoMA, przypomina obecnie twórczość Alberta Rengera-Patzscha, jednego z wielkich fotografów I połowy XX w.
Albert Renger-Patzsch (1897-1966) po raz pierwszy zwrócił na siebie uwagę w początku lat 20. serią kwiatów: orchidei i rubasznic, Zadziwił perfekcją techniczną połączoną z bezbłędną kompozycją wielkich zbliżeń i poezją, jaką wbrew sztandarowym deklaracjom obiektywności, tchnęły jego suche, oglądane przez mędrca szkiełko i oko, obrazy.
Następnie rozszerzył tematykę o pejzaże, architekturę - w tym fabryczną - maszyny i narzędzia. Widoczny w jego twórczości, rozwój przemysłowy jest odbiciem optymizmu epoki, wierzącej w niepowstrzymany postęp ludzkości i techniki.
O tym optymizmie świadczyć może tytuł albumu-manifestu Rengera-Patzscha, „Die Welt ist schön” (świat jest piękny), który stał się „biblią” fotografii artystycznej dla następnych pokoleń fotografów.
Jest w tym pewna ironia historii, gdyż Alberta Rengera-Patzscha uważa się za głównego przedstawiciela „nowego obiektywizmu”, prądu będącego sprzeciwem wobec modnego w początkach XX w. „piktorializmu”, który chciał nadać fotografii statusu sztuki, zbliżając ją do malarstwa sztalugowego.
"Sztukę zostawmy artystom, a my próbujmy tworzyć przy pomocy środków fotograficznych obrazy, które zdolne są do istnienia dzięki swej jakości fotograficznej, bez zapożyczeń od sztuki" – pisał Albert Renger-Patzsch.
Zgodnie z tym wezwaniem, fotografował zaskrońca tak samo, jak pawiana, a pawiana tak samo, jak owiniętego siecią rybaka. Jego wiarę w wierność reprodukcji fotograficznej podtrzymywały zapewne fotogramy, na których przedstawiał części ciała – dłonie czy stopy – które są o wiele bardziej wyraziste niż rzadkie portrety, na których fotografowanym zabrakło życia i wyrazu.
Jego klasyczne, oparte na przekątnej, kompozycje, charakteryzuje uwypuklenie detalu. Potrafi też zaskoczyć niekonwencjonalnym kadrem. Niemal każde zdjęcie krajobrazowe jest grą wielu planów, ostrości i przejrzystości. W fotografiach szklanych przedmiotów imponuje przezroczystość.
Zdjęcia zabudowań kopalnianych z lat 20. i 30. ubiegłego wieku, przypominają do złudzenia instalacje, jakie przez ostatni tydzień widać było na ulicach i placach Paryża z okazji tegorocznych Międzynarodowych Targów Sztuki Współczesnej (FIAC).
Japońszczyzna śnieżnych pejzaży, do których wrócił po II wojnie światowej, tak samo, jak niemal abstrakcyjny, ostatni jego cykl „Skały”, zdają się być ucieczką od trudnej, pełnej gruzów rzeczywistości powojennej.
Choć niebezpośrednio, Albert Renger-Patzsch też przyczynił się do zniszczeń. Nie walczył w II wojnie światowej, ale dla niemieckiej Organizacji Todta fotografował „Wał Atlantycki”, czyli system fortyfikacji, jaki Niemcy zbudowali na zachodnich wybrzeżach Europy, od Hiszpanii do Norwegii.
Dla organizacji Todta, wielkiego koncernu wojennego budownictwa III Rzeszy, pracowały miliony ludzi. W przeciwieństwie do wielkiego fotografa, prawie nikt z nich nie był Niemcem i nawet grosza nie dostawał za niewolniczą pracę.
Nie zmienia to wartości dzieła, ale na wspaniałych fotogramach paryskiej wystawy pozostaje nieusuwalną plamą. (PAP)
autor: Ludwik Lewin
edytor: Paweł Tomczyk