
Donald Tusk, Karol Nawrocki czy Jacek Kurski – na politycznej scenie zaciekli oponenci, a prywatnie zawzięci kibice Lechii Gdańsk. Do fanów tego klubu zaliczają się też były prezydent Lech Wałęsa, ale i były oficer wywiadu Marian Zacharski czy gangster Nikodem Skotarczak.
"Do boju Lechia Gdańsk, do boju Lechia Gdańsk, marsz, marsz, marsz, do boju marsz, zwycięstwo czeka nas, do boju Lechia Gdańsk" – autorem tych słów do melodii hymnu Francji był w latach 70. obecny premier Donald Tusk.
"Ta piosenka stała się bardzo popularna wśród kibiców. Jechaliśmy na jakiś ligowy mecz i w pewnym momencie Donald wstał i zaintonował te słowa. Szybko je wszyscy podchwycili i za chwilę śpiewał już cały autokar" – powiedział PAP pamiętający okoliczności powstania pieśni Mariusz Popielarz.
Sympatyk biało-zielonych, późniejszy dziennikarz m.in. Gazety Gdańskiej oraz działacz gdańskiego klubu, przekonuje, że Tusk nie był liderem kibiców, nie miał również wodzowskich predyspozycji.
"Donald był zamknięty w sobie, wyciszony. Typowy introwertyk. Jeździliśmy na mecze autokarem podstawionym przez Gdańskie Przedsiębiorstwo Robót Drogowych, a on zawsze siadał z tyłu razem z braćmi Rybickimi – Aramem i Sławkiem. Mieli gitarę, coś tam na niej brzdąkali i sobie śpiewali" – dodał.
Na starym stadionie Lechii tzw. młyn, czyli miejsce, gdzie siedzieli najbardziej zagorzali kibice, znajdował się najpierw na prostej vis a vis trybuny krytej, bliżej Akademii Medycznej, a później przeniósł się pod zegar.
"Wówczas nie było gniazdowych ani osób, które zajmowały się niemalże profesjonalnym prowadzeniem dopingu, jak to ma miejsce obecnie. Wszystko odbywało się spontanicznie, ktoś coś zaśpiewał, reszta podłapywała... Najczęściej takim wodzirejem był +Makaron+ albo +Franek Wieloryb+. Nigdy Tusk" – zaznaczył.
68-letni obecnie polityk stanął jednak w latach 70. w wyborcze szranki na prezesa Klubu Kibica.
"Wybory odbyły się w Domu Harcerza, a wygrał je mój brat - Grzegorz. Donald musiał zadowolić się funkcją wiceprezesa. Drugim wiceprezesem był Tomek Zbierski. Z kolei opiekunem z ramienia Lechii był spiker oraz dziennikarz Tomasz Wołek, natomiast prezesem honorowym został były żołnierz Armii Krajowej i bramkarz Wisły Kraków, Przemysław Smolarek, wspaniały profesor, historyk oraz dyrektor Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku" – przypomniał.
Popielarz wspomina także dość dramatyczne wydarzenie z udziałem aktualnego premiera. Miało ono miejsce w rundzie jesiennej sezonu 1974/175 w Bydgoszczy po meczu ówczesnej drugiej ligi z miejscowym Zawiszą, który Lechia wygrała 1:0. To spotkanie było pamiętne także z tego powodu, że bramkarz gości Krzysztof Słabik obronił rzut karny egzekwowany przez Zbigniewa Bońka.
"Wtedy nie było tzw. ustawek, często dochodziło natomiast do bójek zwaśnionych kibiców różnych klubów. Tak też wydarzyło się tym razem. Idąc na dworzec napotkaliśmy zdecydowanie liczniejszą grupę fanów Zawiszy. Nas może było 10, żadni zadymiarze, generalnie licealiści. Zostaliśmy otoczeni, zrobiło się niebezpiecznie, a nagle Donald wyjął zza pazuchy wąż ogrodowy, a może od prysznica, i zaczął wywijać nim nad głową. W ekipie bydgoszczan zrobił się wyłom, wykorzystaliśmy go i popędziliśmy tak, że nie dogoniłby nas Usain Bolt" – podkreślił.
Podczas swojej pierwszej kadencji premier Tusk nie cieszył się jednak sympatią kibiców. W 2011 roku na wielu stadionach krzyczano oraz wywieszano transparenty z hasłem "Donald matole, twój rząd obalą kibole". Także w swoim mateczniku, czyli w rodzinnym Gdańsku, nie mógł liczyć nie ciepłe przyjęcie.
14 sierpnia 2011 roku nastąpiło uroczyste otwarcie zbudowanego na Euro 2012 stadionu w gdańskiej dzielnicy Letnica. Lechia zmierzyła się z Cracovią, a na tzw. trybunie zielonej wywieszono transparent z podobizną premiera i napisem "Nie jesteś, nie byłeś, nie będziesz nigdy kibicem Lechii!".
"W tej sprawie postanowił osobiście interweniować były premier Jan Krzysztof Bielecki. Opuścił lożę VIP, zjechał windą i udał się galerią na +zieloną+, ale w ostatniej chwili zatrzymał go jeden z ochroniarzy i kick bokser wagi ciężkiej Bolo Szczerbiński. Doszło jednak do rozmowy z przedstawicielami kibiców. Nie toczyła się ona w zbyt parlamentarnym tonie, a urok i powaga premiera nie zadziałały. Bielecki nic nie wskórał, bo transparent nie został zdjęty" – zrelacjonował jeden ze świadków tamtego wydarzenia.
Bielecki także zaliczał się do kibiców biało-zielonych, a w latach 2007-12 pełnił nawet oficjalną funkcję Honorowego Ambasadora Lechii. Miał za sobą również piłkarską przygodę – wiele razy występował w bardzo popularnej swego czasu ekipie "Orłów Górskiego".
"Bielecki nie traktował swojej roli w Lechii po macoszemu, był w pełni zaangażowany i promował nasz klub. Dzięki niemu nawiązaliśmy kontakty z wieloma biznesmenami i sponsorami, mieliśmy też bliższe relacje z działaczami Legii Warszawa, kiedy jej prezesem był Piotr Zygo" – przypomniała jedna z osób związanych wtedy z gdańskim klubem.
W 2011 roku na meczu otwarcia nowego stadionu pojawił się także Lech Wałęsa. Były prezydent RP był też obecny na jednym z najważniejszych w historii gdańskiego klubu spotkaniu, które odbyło się 28 września 1983 roku na obiekcie przy ul. Traugutta.
W rewanżowym meczu 1. rundy Pucharu Zdobywców Pucharów beniaminek ówczesnej drugiej ligi przegrał ze słynnym Juventusem Turyn 2:3. W ekipie "Starej Damy", która dwa tygodnie wcześniej zwyciężyła u siebie 7:0, występowali podstawowi zawodnicy mistrzów świata: Claudio Gentile, Gaetano Scirea, Marco Tardelli czy Paolo Rossi, a do tego takie gwiazdy, jak Michel Platini i Boniek.
W rewanżu w Gdańsku zapachniało sensacją, bowiem w 63. minucie po bramkach Marka Kowalczyka i Jerzego Kruszczyńskiego z karnego gospodarze prowadzili 2:1. Pięć minut później trener gości Giovanni Trapattoni wprowadził na boisko Platiniego i goście strzelili dwa gole.
Sporo emocji, za sprawą Wałęsy, było także na wypełnionych do ostatniego miejsca trybunach. Wiele osób siedziało na reklamach czy drzewach, których nie brakuje na tym kameralnie położonym obiekcie.
„To Sławek Rybicki i ja wpadliśmy na pomysł, aby sprowadzić przyszłego prezydenta na ten mecz. Do ostatniej chwili nie było jednak pewności, czy Wałęsa pojawi się na stadionie. Ja czekałem z kolegami na trybunach, gdzie staraliśmy się blokować miejsca. Nie było to proste, bo tłum napierał, ale ostatecznie udało nam się je przetrzymać” - zdradził PAP w 30. rocznicę tego wydarzenia gdański radny Andrzej Kowalczys.
Wałęsa dotarł na stadion tuż przed rozpoczęciem meczu górkami od strony ulicy Krętej, na której w stanie wojennym ukrywał się Bogdan Borusewicz.
"Przyprowadził go Sławek Rybicki. Lech musiał mieć +ogon+, bo po drodze rozpoznali go zomowcy, ale nie zatrzymali. W pierwszej połowie staraliśmy się zwrócić uwagę na obecność przewodniczącego +Solidarności+, ale dopiero, kiedy po przerwie Piotrek Adamowicz przyprowadził pod trybunę, gdzie siedział Wałęsa, zachodnich dziennikarzy, a ci wycelowali w niego swoje kamery, cały stadion zatrząsł się od okrzyków: +Solidarność, Solidarność+ i +Lech Wałęsa, Lech Wałęsa+" - relacjonował Kowalczys.
Z kolei przed spotkaniem z Cracovią w 2011 roku Wałęsa pofatygował się do klubu, aby wyrobić sobie Kartę Kibica Lechii. Doszło wówczas do kilku zabawnych sytuacji, co opisywała także PAP. Skończyło się na tym, że tego dnia były prezydent jej nie uzyskał, bo... nie znał swojego numeru PESEL, a nie zabrał dowodu osobistego.
Kibice Lechii zawsze byli zaangażowani politycznie. Wielu z nich było członkami Federacji Młodzieży Walczącej. W latach 80. na stadionie często skandowano "Solidarność, Solidarność", dochodziło do starć z Milicją Obywatelską.
"Można nieskromnie powiedzieć, że kibice Lechii byli tymi pierwszymi, którzy stworzyli patriotyczny styl, który stał się powszechny niemal na wszystkich stadionach w Polsce" – oznajmił w materiale na lechiahistoria.pl członek FMW, a później sponsor, a nawet prezes Lechii Dariusz Krawczyk.
Jedną z najbardziej spektakularnych akcji przeprowadził z kolegami Jacek Kurski. O jej przebiegu można dowiedzieć się chociażby z materiału Mariusza Wilczyńskiego "Akcja na Lechii", którą zamieszczono na stronie Stowarzyszenia Federacji Młodzieży Walczącej.
Późniejszy poseł, europoseł, ale też prezes TVP, uczył się w III LO w Gdańsku Wrzeszczu, czyli słynnej Topolówce, gdzie poznał Piotra Semkę. Ten był co prawda o rok starszy, ale znaleźli się w tej samej klasie, ponieważ Semka repetował z... Przysposobienia Obronnego. Razem redagowali i drukowali BIT, czyli Biuletyn Informacyjny Topolówka. Była to tzw. bibuła.
Kurski był w latach 1998-2002 prezesem Ośrodka Szkolenia Piłkarskiego Lechia. Co ciekawe, schedę przejął po nim prominentny wówczas na Wybrzeżu działacz Sojuszu Lewicy Demokratycznej, gdański radny Aleksander Żubrys.
13 października 1985 roku miały się odbyć wybory do Sejmu, natomiast tydzień wcześniej Lechia gościła w ekstraklasie Ruch Chorzów. Podczas jednego z wyjazdów w góry Kurski zabrał z wagonu pozostawione przez obsługę prześcieradła – było ich 12, po zszyciu stanowiły podkład dla napisu: 13.X BOJKOT.
Liczący 10 metrów długości transparent został dzień przed meczem zakopany pod stadionowym zegarem. Na spotkaniu nie brakowało funkcjonariuszy ZOMO, zatem nie można było ot tak sobie go wydobyć, a tym bardziej rozwiesić.
Po wyjęciu z kryjówki czekano na dogodny moment, który wydarzył się w 55. minucie, kiedy biało-zieloni zdobyli bramkę. Kibice ją fetowali, było zamieszanie, dlatego gros ludzi nie zauważyło jak Jacek Pedrycz, Krzysztof Biskupski i Kurski wywieszali na płocie transparent. Akcja się udała, nikt nie został zatrzymamy. A Lechia wygrała 2:0.
Kurski i Tusk znają się doskonale, są jednymi z najbardziej rozpoznawalnych kibiców, wręcz szalikowców Lechii, natomiast od dawna są na przeciwnych biegunach politycznej sceny.
"Na starym stadionie na Traugutta za trybuną krytą rozstawiony był na boisku treningowym namiot dla VIP-ów. Nawet kiedy przed wyborami prezydenckimi w 2005 roku +Kura+ wystrzelił z dziadkiem Tuska w Wehrmachcie, ich relacje były jeszcze normalne. Może zachowywali pozory, w każdym razie witali się ze sobą, rozmawiali i dowcipkowali. Po katastrofie smoleńskiej już się nie znają" – relacjonuje jeden z bywalców strefy VIP.
Kurski wiele razy widywany był na meczach Lechii z arcybiskupem Sławojem Leszkiem Głódziem, który w 2008 roku został metropolitą gdańskim.
Federacja Młodzieży Walczącej walczyła z komuną, a po jej upadku walczyła o pamięć po jej ofiarach. To dzięki jej członkom swój pomnik ma kibic Lechii i jedna z pierwszych osób zabitych w stanie wojennym Antoni Browarczyk. Sprawców zbrodni nie wykryto, natomiast Browarczyk ma pomnik na Targu Rakowym w formie leżącej postaci. Został odsłonięty w grudniu 2016 roku.
Kiedy Lechia rywalizowała w 1983 roku z Juventusem Karol Nawrocki miał... pół roku. Obecny kandydat na prezydenta RP pochodzi z gdańskiej dzielnicy Siedlce, na której w wielodzietnej rodzinie wychowywał się chociażby Andrzej Szarmach.
Szef Instytutu Pamięci Narodowej starał się pójść w ślady słynnego "Diabła", ale kariery nie zrobił. Próbował sił w Gedanii, w której zetknął się z trenującymi w starszej grupie Łukaszem Kowalskim i Rafałem Murawskim. Obaj rywalizowali w ekstraklasie, a ten drugi był przez kilka lat podstawowym piłkarzem reprezentacji Polski. W narodowych barwach rozegrał 48 meczów i strzelił jednego gola.
Nawrockiemu pozostały towarzyskie występy w niższych ligach w dzielnicowym zespole Ex Siedlce. Próbował swoich sił także, już z sukcesami w młodzieżowych kategoriach, w boksie. Jego wujek Waldemar Nawrocki walczył w ligowym zespole Stoczniowca Gdańsk razem z Dariuszem Michalczewskim.
Były dyrektor Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku także deklaruje się jako wierny kibic Lechii. Zresztą z Mariuszem Kordkiem napisał książkę "Lechia – Juventus. Więcej niż mecz". Dotyczyła ona zabezpieczenia operacyjnego tego spotkania przez Służbę Bezpieczeństwa.
"Ulubiony piłkarz Lechii? To trudna decyzja, bo znam ich zbyt wielu. Wolałbym nie wybierać" – uznał podczas rozmowy w Kanale Zero, a na prośbę Krzysztofa Stanowskiego wymienił po jednym z obecnych czasów, z lat 90. i 80.
"Grzegorz Pawłuszek, którego rzeczywiście lubiłem. Bardzo lubiłem, mam nadzieję, że kibice Lechii się na mnie nie obrażą, ale bardzo ceniłem Abdou Razacka Traore. Dobry zawodnik. I Sławka Wojciechowskiego. To taka legenda Lechii, chociaż z lat 80. I Jacek Grembocki w latach 80. Było trochę tych piłkarzy" – wyliczył Nawrocki.
W innej książce "Spowiedź Nikosia zza grobu", napisanej pod pseudonimem Tadeusz Batyr, Nawrocki przybliżył sylwetkę Nikodema Skotarczaka, który został zastrzelony w Gdyni w 1998 roku w wieku niespełna 44 lat. Miała to być pierwsza biografia ojca chrzestnego trójmiejskiej mafii.
2 marca 1984 roku "Nikoś" został zatrudniony w Lechii na etacie kierownika sekcji rugby, zarabiał zaledwie 4750 złotych miesięcznie. Jego angaż był możliwy po odejściu z funkcji dyrektora Zbigniewa Golemskiego, którego zastąpił były rugbista i trener Jerzy Klockowski.
Autor podpiera się zdaniem jednego z ówczesnych działaczy, że "Nikoś" mobilizował piłkarzy, przekazywał im super premie i jakieś fanty. Miał ponadto pomagać w transferach oraz w zakupie i transporcie profesjonalnego sprzętu sportowego.
"Jego pozycja w klubie w 1984 roku była na tyle mocna, że – jak naśmiewali się oglądający mecze piłkarskie rugbiści – zdarzało mu się podchodzić do linii bocznej i czynić piłkarzom taktyczne uwagi" - zauważył.
Faktem jest, że w 1984 roku - po awansie Lechii do ekstraklasy - otrzymał z rąk prezydenta miasta Kazimierza Rynkowskiego oraz sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR Mieczysława Chabowskiego medal "Za zasługi dla miasta Gdańska".
"Mam tę książkę, fajnie się ją czytało. Ile w niej jest prawdy o Lechii? Niewiele. Gdyby to była beletrystyka, to jeszcze bym zrozumiał, ale nie coś, co zostało określone jako biografia. Skotarczak grywał na hali w piłkę z rugbistami, lekkoatletami i ciężarowcami, ale nie znał się na futbolu, nikogo nie transferował. Owszem, stał z Jurkiem Klockowskim przy tunelu, ale nigdy nie czynił nam żadnych taktycznych uwag i nie wchodził po spotkaniu do szatni" – powiedział PAP grający wtedy w tym klubie Grembocki.
Autor jednego z goli w przywołanym w książce decydującym o awansie do ekstraklasy meczu z Zagłębiem Lubin (gospodarze wygrali 4:2) dodał, że Skotarczak niczego mu nie przekazał.
"Ani banknotów w kopercie, ani żadnego fantu. To nie był darczyńca. Pieniądze i premie oficjalnie wręczała nam księgowa, zatem jak mogła dzielić lewą kasę? Z kolei sprzęt załatwialiśmy sobie sami, dzięki znajomościom i układom. Miał je trener Michał Globisz, mi pomagał Jan Jałocha z Wisły Kraków. Piłkę Adidasa dostałem w 1985 roku od byłego piłkarza Lechii Jerzego Czubały, który przyjechał z Australii. Sporo sprzętu kupiliśmy też podczas wizyty we Włoszech przy okazji spotkania z Juventusem" – przybliżył.
Do kibicowania Lechii przyznaje się także Marian Zacharski, czyli działający na terenie Stanów Zjednoczonych super szpieg. Szczegóły fascynacji biało-zielonymi zawarł w książce "Nazywam się Zacharski. Marian Zacharski. Wbrew regułom".
Mieszkający i chodzący do szkoły w Sopocie Zacharski uważa, że zapowiadał się na niezłego piłkarza, ale ojciec kazał mu postawić na naukę. Regularnie dopingował jednak swoich idoli na Traugutta.
"Z zapartym tchem podziwiałem Korynta i Lenca w obronie, albo Gronowskiego w bramce. Znałem wszystkie okrzyki, zawołania. Pamiętam i te zabawne – +Korynt, galanteria się pali+. Roman Korynt potrafił być w złej formie, a ponieważ miał we Wrzeszczu sklep galanteryjny, kibice uznali, że ich pupil obudzi się na boisku, słysząc taką uwagę" – przekazał w książce.
W gronie jej fanów byli ponadto poseł oraz minister spraw wewnętrznych i administracji oraz sprawiedliwości Marek Biernacki, a także wojewoda gdański i współzałożyciel Platformy Obywatelskiej Maciej Płażyński, który razem z Arkadiuszem Rybickim zginął w katastrofie smoleńskiej. Obecnie na mecze Lechii uczęszcza jego syn i poseł PiS Kacper.
"Maciek to był bardzo porządny gość, nota bene razem z premierem Bieleckim kapitanowie zespołów podczas mojego benefisu. Na początku lat 90., kiedy prowadziłem Lechię, a gros składu stanowili wychowankowie i nastolatkowie, nie mieliśmy za co na mecze jeździć. Płażyński został w marcu 1992 roku +akuszerem+ prekursorskiego rozwiązania, jakim była FC Lechia SA – pierwsza w polskim w sporcie spółka akcyjna. Prywatny biznes jednak raczkował i nie udźwignął ciężaru wspierania klubu" – przypomniał znany gdański trener Bogusław Kaczmarek.
Lechia miała kibiców z politycznego topu, którzy decydowali o losach Polski. Mimo to klub często i długo był biedny i nie należał do krajowej czołówki. Panaceum miały być fuzje, chociażby z Olimpią Poznań czy też Polonią Gdańsk. Z tych mariaży jednak nic nie wyszło, a prawdziwe lata chude nastały na początku XXI wieku. W 2001 roku biało-zieloni rozpoczęli rywalizację w A-klasie.
"Ten klub uratowali i reaktywowali nie politycy, a kibice. Dwóch z nich, +Czarny+ i Kazik, prowadziło księgowość. Mieli ją w zeszycie, jeździli po Hali Targowej, po różnych sklepach i znajomych, którzy wpłacali po 100 i 200 złotych, czasami więcej. Dzięki tym środkom drużyna jeździła po takich miejscowościach, jak Siwiałka, Postolin, Mareza, Stegna, Waplewo i Miłoradz. Klub regularnie awansował, także w dużej mierze dzięki prezydentowi Pawłowi Adamowiczowi, który na początku był laikiem w sprawach sportu, ale się wyedukował, a w 2008 roku zameldował w ekstraklasie" – podsumował jeden z kibiców Lechii.
W sezonie 2024/2025 piłkarskiej ekstraklasy Lechia długo plasowała się w strefie spadkowej, ale ostatecznie utrzymała się zajmując 14. pozycję. Ze względu na długi i nieprawidłowości finansowe do nowych rozgrywek przystąpi z karą pięciu ujemnych punktów. Na klub nałożono również zakaz transferów.
Marcin Domański (PAP)
md/ pp/ mhr/