Pierwszą w kraju retrospektywną wystawę malarstwa Ewy Kuryluk udostępni zwiedzającym od piątku Muzeum Narodowe w Krakowie. Ekspozycja powstała w 70. urodziny artystki.
Wernisaż wystawy „Nie śnij o miłości, Kuryluk” zaplanowano na czwartkowy wieczór, dokładnie w dniu 70. urodzin Kuryluk. „Bardzo miło jest dożyć własnej retrospektywy w 70. urodziny. Część malarzy w tym wieku leżała już w piachu. Dziękuję opatrzności za dzisiejszy dzień” – mówiła podczas czwartkowego spotkania z dziennikarzami malarka.
Na wystawie jest ponad 50 wielkoformatowych obrazów z lat 1967-1978, wybranych przez artystkę i kuratorkę ekspozycji Annę Budzałek. „Te prace namalowałam dawno temu, ale wszystkie prezentowane na wystawie są jeszcze do patrzenia” – powiedziała Kuryluk.
Prace obrazują przemiany, jakie zachodziły w twórczości malarki. Ekspozycję rozpoczyna tytułowy autoportret „Nie śnij o miłości, Kuryluk” (1977), a kończy płótno „Helmut opłakuje bażanta” (1967), które w 1969 r. otwierało pierwszą indywidualną wystawę artystki w Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie.
„W swoim malarstwie artystka realistyczne opowiada i o sobie w świecie, i o świecie w sobie. To realizm specyficzny, symboliczny i surrealny” – powiedziała kuratorka wystawy Anna Budzałek.
Pierwszy dojrzały cykl artystki zatytułowany „Człekopejzaże”, przenika romantyczny duch sennych wizji, ukrytych symboli i znaczeń. W tych obrazach wszystko zrasta się ze sobą i przenika nawzajem – postaci ludzi, roślin i zwierząt stapiają się i tworzą człekopodobne groteskowe krajobrazy, często na pierwszy rzut oka pogodne, w istocie pełne grozy. Kolejny rozdział w malarstwie Kuryluk to „Ekrany”. Pierwszym obrazem z tej serii była „Egzekucja” (1970), dająca wyraz zmianie w odbiorze i odczuwaniu świata, który wdziera się do domu, gdy włączymy telewizor. W okresie następnym, fotorealistycznym, ekran telewizora został zastąpiony kolażem w formie winiety.
Skupienie uwagi na relacjach między światem prawdziwym a odbitym wymagało od artystki zmiany środków wyrazu, wierności i precyzji w odtwarzaniu realiów. W tym czasie obsesją Kuryluk stało się dążenie do konkretu. Zaczęła przeglądać magazyny ilustrowane, przyglądać się ulicznym reklamom, analizować programy telewizyjne i kadry filmów, coraz częściej wycinała zdjęcia z gazet, czasopism, afiszy i opakowań, by je wykorzystać w swoich obrazach w formie kolaży.
Za swój najlepszy okres malarstwa artystka uważa niecałe dwa lata spędzone w Londynie od wiosny 1977 r. do jesieni 1978 r. Była wówczas związana z Galerią Fischer Fine Arts, propagującą hiperrealizm i nową figurację. To właśnie w Małej Wenecji, dzielnicy nad kanałem Hampstead, wyklarował się i nabrał rozmachu styl obrazów artystki, a kolorystyka stała się bardziej pastelowa i chłodna.
W ostatnim okresie malarstwa Kuryluk korzysta z własnych zdjęć, najczęściej samej siebie, a zarys postaci rzutuje na płótno. Wyabstrahowane z rzeczywistości i zatrzymane jak w fotografii postacie pojawiają się na jednolitym tle – neutralnym i surowym.
Jako malarka Kuryluk szczególnie upodobała sobie autoportrety. Artystka spogląda z nich widzowi w oczy albo ucieka przed nim wzrokiem. Raz jest radosna, raz skupiona i zamyślona. Charakterystyczne dla jej autoportretów są miniatury postaci lub przedmiotów, zapożyczonych z innej rzeczywistości, a rozmieszczonych w rogach obrazów.
Wystawa w Krakowie czynna będzie do 14 sierpnia.
Ewa Kuryluk urodziła się 5 maja 1946 r. w Krakowie. Jej ojciec, Karol Kuryluk, był założycielem i wydawcą przedwojennych lwowskich „Sygnałów”, a po wojnie redaktorem tygodnika „Odrodzenie”. Matka, Maria Kuryluk, była pisarką i tłumaczką.
Kuryluk studiowała historię sztuki na UJ w Krakowie i malarstwo w ASP w Warszawie. Od 1981 r. mieszka za granicą, najpierw w Nowym Jorku, potem w Paryżu.
Jest nie tylko malarką i historykiem sztuki, ale również pisarką, poetką, fotografikiem i autorką instalacji.
Uczestniczyła w ruchu „O poprawę”, współtworzyła grupę artystyczną „Śmietanka”. Po bolesnych doświadczeniach z chorobą psychiczną w najbliższej rodzinie założyła fundację Amici di Tworki. (PAP)
bko/ pz/