Francisco Franco, którego 40. rocznica śmierci przypada w piątek, pozostawał przy władzy przez 39 lat jako szef państwa, regent, premier, naczelny dowódca sił zbrojnych i przywódca Falangi. W czasie wojny domowej bezwzględnie rozprawił się ze zwolennikami Republiki, ale z II wojny światowej wyszedł obronną ręką.
Chciał poprzeć militarnie Hitlera w zamian za francuskie kolonie. Jednak podczas spotkania Hitlera i Franco w Hendaye 23 października 1940 roku zwycięski wówczas Fuehrer odmówił spełnienia warunku przystąpienia Hiszpanii do osi: nie wyraził zgody na zajęcie przez wojska hiszpańskie francuskich kolonii w Afryce, czyli krajów Maghrebu.
Po tym spotkaniu Adolf Hitler miał powiedzieć, że wolałby dać sobie wyrwać dwa zęby trzonowe niż ponownie spotkać się z upartym i chytrym hiszpańskim przywódcą.
Kiedy Hitler napadł na Polskę, Franco wzywał do zachowania pokoju i neutralności w Europie. "Było oczywiste, że jego wezwania do pokoju miały na celu powstrzymanie formalnych sojuszników Polski od interwencji w jej obronie" - pisze Gabrielle Asford Hodges w wydanej w 2002 roku biografii Franco.
Po zajęciu Francji przez wojska Hitlera caudillo wyraził w depeszy do niego "podziw i entuzjazm".
Po zwycięstwie w wojnie domowej przeciwko legalnemu rządowi republikańskiemu (1936-39), w której obie strony stosowały krwawe represje, Franco miał poważne zobowiązania w stosunku do III Rzeszy i Włoch Mussoliniego. Wobec fiaska swych planów kolonialnych nie zamierzał jednak, przystępując do wojny światowej, odpłacić im za okazaną - być może decydującą - pomoc.
Podczas spotkania Hitlera i Franco w Hendaye 23 października 1940 r. zwycięski wówczas Fuehrer odmówił spełnienia warunku przystąpienia Hiszpanii do osi: nie wyraził zgody na zajęcie przez wojska hiszpańskie francuskich kolonii w Afryce, czyli krajów Maghrebu. Po tym spotkaniu Adolf Hitler miał powiedzieć, że wolałby dać sobie wyrwać dwa zęby trzonowe niż ponownie spotkać się z upartym i chytrym hiszpańskim przywódcą.
W gronie najbliższych współpracowników trzeźwo oceniał, że i Hitler, i Mussolini, wspierając jego wojska lotnictwem i innymi rodzajami broni, zyskali po prostu poligon doświadczalny przed rozpoczęciem wojny światowej.
Niektórzy generałowie Franco podobnie trzeźwo oceniali pomoc wojskową, jakiej Stalin udzielał stronie republikańskiej, uznając ją za interesowną. Co nie zmienia faktu, że wielu zagranicznych ochotników w szeregach obrońców republiki znalazło się tam bezinteresownie.
Franco, o którym w otoczeniu Hitlera mówiono "chytry Galisyjczyk" (od hiszpańskiej prowincji Galicja, gdzie się urodził) wyszedł z II wojny światowej obronną ręką. Do państw osi nie przystąpił. Ograniczył się do "prezentu" dla Fuehrera. Wysłał na front wschodni Błękitną Dywizję w sile 50 tys. ochotników.
Jako najwyższy szef wojsk rebelianckich od 1 października 1936 roku, głowa państwa od zakończenia wojny domowej 1 kwietnia 1939 roku aż do śmierci, szef rządu od 1936 do 1973 roku, mógł podjąć decyzję o przystąpieniu Hiszpanii do wojny u boku państw osi. Był też najwyższym przywódcą hiszpańskiej Falangi. Formalnie miał władzę większą niż Stalin, gdyż jego decyzje natury prawnej nie wymagały ogłoszenia w żadnym dzienniku ustaw.
"Nie był ideologiem, miewał antysemickie wypowiedzi, ale nie publiczne deklaracje. Pomógł co najmniej kilkunastu tysiącom Żydów uniknąć nazistowskich obozów" - pisze o Franco autor jego biografii, dziennikarz i pisarz, Jesus Palacios.
Franco, który przyjął tytuł generalissimusa, zadbał o interesy własne i rodziny. Przy żołdzie w wysokości 2,4 tys. peset zgromadził majątek oceniany na ponad 85 milionów euro. Pobierał przez cały czas wojny domowej "gratyfikacje miesięczne" od Towarzystwa Telefonicznego, które zresztą obsługiwało zarówno tereny zdobyte przez niego, jak pozostające w rękach republikanów. Brazylijski dyktator Getulio Vargas dostarczył mu ogromnego ładunku kawy, której po wojnie domowej bardzo brakowało Hiszpanom i którą sprzedawała firma należąca do rodziny Franco.
Pozwalał też bogacić się swoim współpracownikom, przymykając oczy na korupcję i przekręty, o których zwykle był świetnie poinformowany. Wykorzystywał tę wiedzę, gdy było mu to politycznie na rękę.
Franco, koncentrując w swych rękach całą władzę, nie miał nic przeciwko temu, aby różne grupy i koterie w łonie jego aparatu władzy gryzły się między sobą i zwalczały. Na posiedzeniach gabinetu sprawiał chwilami wrażenie, że drzemie lub prawie nie słucha zażartych polemik i wzajemnych oskarżeń. Potem zabierał głos i wydawał dyspozycje, które często nie miały nic wspólnego z tokiem dyskusji.
W Madrycie krążyła opowieść o słynnym publicyście i redaktorze naczelnym czołowego frankistowskiego dziennika "El Pueblo" Emilio Romero, który poskarżył się generalissimusowi na ataki ze strony niektórych ministrów. Franco miał odpowiedzieć: "Niech pan robi tak jak ja - niech pan się nie miesza do polityki".
Jednak polityka generalissimusa wobec pokonanych była bardzo konkretna i bezwzględna. Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy i ONZ zwracają uwagę, że Hiszpania pozostaje jednym z demokratycznych państw, które mimo wielokrotnych wezwań nie przeprowadziło dochodzeń w sprawie państwowego terroryzmu za panowania Franco.
W czasie wojny domowej - według większości źródeł - na terenach kontrolowanych przez armię republikańską stracono 50 tys. osób, a na terytoriach opanowanych przez siły Franco - 100 tys.
50 tys. Hiszpanów uznanych za republikanów lub sympatyków Republiki rozstrzelano już po zakończeniu działań wojennych. Plutony egzekucyjne działały do 1952 roku.
Frankistowska ustawa o odpowiedzialności politycznej z 1939 roku sankcjonowała skazywanie na więzienie lub obóz koncentracyjny nie tylko tych, którzy współpracowali z (legalnym) rządem republikańskim. Karom pozbawienia wolności podlegały także osoby, których postępowanie mogło być uznane za "ciężkie przypadki bierności" wobec władz republikańskich.
Obozy dla podejrzanych o sprzyjanie Republice zostały zamknięte dwa latach po zakończeniu II wojny światowej. W więzieniach stosowano tortury. Trafić tam można było po kilkuminutowym procesie zbiorowym, w czasie którego sądzono po 50-60 osób naraz.
Według organizacji pozarządowych, za "zaginionych" należy uznać ponad 114 tys. osób, o których losie można by się dowiedzieć tylko wtedy, gdyby można było zbadać 10 sklasyfikowanych już dokumentów zamkniętych w archiwach państwowych. Rodziny "zaginionych" wciąż poszukują ich w zbiorowych mogiłach.
Być może najbardziej przejmującym wspomnieniem tego, czym były dla przeciwników reżimu frankistowskiego pierwsze powojenne lata, pozostają fotografie ogolonych na łyso hiszpańskich kobiet. Władza piętnowała je w ten sposób za związki rodzinne z republikanami. Maltretowane, zmuszane były do pełnienia roli służących w domach frankistowskich oficerów.
Odczuwalne zmiany w kierunku pewnej liberalizacji politycznej zaczęły się we frankistowskiej Hiszpanii na początku lat 60., a zwłaszcza w następnej dekadzie. Pragmatyczny Franco, starając się o normalizację stosunków z państwami EWG i pragnąc przyciągnąć zagraniczne kapitały inwestycyjne, dopuścił wówczas do powstania gabinetu "technokratów" z Opus Dei.
Mirosław Ikonowicz (PAP)
ik/ fit/ kar/