„Nie możemy pogodzić się z tym, aby wrogie siły spychały Wasz kraj z drogi socjalizmu” – stwierdzali 50 lat temu, 16 lipca 1968 r., zebrani w Warszawie przywódcy części państw komunistycznych. Ich oświadczenie było zapowiedzią interwencji w Czechosłowacji, kraju budującym „socjalizm z ludzką twarzą”.
Początek lata 1968 r. w państwach Układu Warszawskiego upływał w bardzo napiętej atmosferze. W PRL trwały wewnątrzpartyjne rozliczenia zapoczątkowane rok wcześniej, po klęsce państw arabskich w wojnie sześciodniowej. Z Zachodu docierały echa studenckich wystąpień przeciwko dotychczasowemu ładowi społecznemu i klasie politycznej. W tym samym czasie społeczeństwa żyjące w warunkach tzw. realnego socjalizmu oraz pod kontrolą „wielkiego brata” z uwagą obserwowały wydarzenia w Czechosłowacji. Proces reform społecznych, ekonomicznych i politycznych rozpoczętych w Czechosłowacji, po objęciu w styczniu 1968 r. przez Aleksandra Dubčeka stanowiska I sekretarza KC KPCz, budził coraz większe obawy reżimów komunistycznych.
„Kontrrewolucja”
Ze szczególnym niepokojem na wydarzenia w Pradze spoglądał przywódca ZSRS Leonid Breżniew i jego otoczenie. Ich głównym celem było zachowanie społecznego i politycznego status quo zarówno w ich kraju, jak i państwach tzw. demokracji ludowej oraz trwanie na stanowiskach. Stabilność Układu Warszawskiego była ważna również z uwagi na pierwsze, jeszcze wówczas niewielkie, przebłyski pewnego odprężenia w stosunkach z USA i Europą Zachodnią. Pewien niepokój i zdziwienie wywoływało też w Moskwie pojawienie się w ZSRS tzw. ruchu dysydenckiego. Było to zjawisko o zasięgu czysto symbolicznym, lecz i tak stanowiło pewien przełom w postrzeganiu społeczeństwa poddanego totalitarnej presji Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego.
23 marca 1968 r. w Dreźnie odbyło się spotkanie przywódców ZSRS, NRD, PRL, Bułgarii, Węgier oraz Czechosłowacji. Przedstawiciele tego ostatniego kraju występowali w Dreźnie w charakterze oskarżonych. Leonid Breżniew w przemówieniu skierowanym do przywódców „bratnich” partii z Polski, Węgier, Bułgarii, NRD i CSRS, odnosząc się do sytuacji w Czechosłowacji, użył określenia „kontrrewolucja”: „Uważamy, że jest to początek kontrrewolucji, zorganizowanej, zręcznie działającej, która nie spotyka się z niezbędną odprawą. Jeśli riposta nie nadchodzi, wówczas zagrożona jest kierownicza rola partii, a być może nawet samo istnienie KPCz”.
Z jego słów wyłania się obawa przed takim samym rozwojem sytuacji w Czechosłowacji, jaki wydarzył się na Węgrzech w 1956 r. W ocenie tej poparli go pozostali uczestnicy rozmów z wyjątkiem przedstawicieli KPCz. W kolejnych tygodniach trwał proces wymiany kadr na szczytach partii komunistycznej.
W czechosłowackich mediach mnożyły się wezwania do dalej idących reform. Breżniew zaś czuł się zwodzony zapewnieniami Dubčeka, że kontroluje sytuację i nie pozwoli dopuścić do zbyt wyraźnych przemian.
Podczas spotkania w Dreźnie przywódca PZPR Władysław Gomułka wciąż musiał się zajmować nadal niewygasłym buntem młodzieży i studentów. Wprawdzie nie stanowił on zagrożenia dla jego władzy, ale mógł zostać wykorzystany w partyjnych grach przeciwko dalszemu trwaniu Gomułki na stanowisku I sekretarza. Owe zakulisowe rozgrywki, głównie w wykonaniu Mieczysława Moczara i jego zwolenników, opierały się na licytowaniu, który z działaczy partyjnych będzie utrzymywał władzę silniejszą ręką.
Nastroje marca 1968 r. w połączeniu z atmosferą Praskiej Wiosny mogły więc zagrozić dotychczasowemu porządkowi politycznemu w PRL. Wśród zrewoltowanej młodzieży popularne stawało się hasło „Cała Polska czeka na swojego Dubčeka”. Gomułka więc już przed spotkaniem w Dreźnie uznawał, że konieczne jest zmuszenie Czechosłowacji do powstrzymania przemian politycznych i rezygnacji z budowania „socjalizmu z ludzką twarzą”. Jego opinię podzielała większość przywódców państw Układu Warszawskiego.
Coraz cieplejsza wiosna
W czasie gdy przywódcy innych państw rozważali, jak poradzić sobie z „kontrrewolucją”, Praska Wiosna stawała się coraz odważniejsza.
6 kwietnia 1968 r. Komitet Centralny Komunistycznej Partii Czechosłowacji przyjął opracowywany od kilku miesięcy program szerokiej liberalizacji politycznej. Zapowiadał on rozszerzenie swobód obywatelskich, m.in. przez możliwość zakładania w pełni niezależnych od partii stowarzyszeń. Planowano również liberalizację środków masowego przekazu i ograniczenie wpływów bezpieki. Elementem demokratyzacji miało być też znormalizowanie stosunków z represjonowanym Kościołem oraz wzmocnienie federacyjnego charakteru państwa.
W Pradze wciąż nikt nawet nie rozważał zmian w dotychczasowej polityce zagranicznej Czechosłowacji, czyli wystąpienia z RWPG i Układu Warszawskiego. Kierownictwo partii i sam Dubček wiedzieli, że takie działania muszą oznaczać sowiecką interwencję i tym samym powrót do dawnej, dogmatycznej wersji systemu socjalistycznego. Unikano nawet jakiejkolwiek otwartej krytyki wobec ZSRS lub innych państw komunistycznych. Nastroje te wyrażali jednak zwykli obywatele Czechosłowacji, protestując na ulicach Pragi przeciwko represjom wobec uczestników buntów w marcu 1968 r. Rząd PRL nazwał te protesty „kampanią antypolską”.
List z Warszawy
W maju Dubček zdecydował się na krok, który miałby ostatecznie rozstrzygnąć tlącą się w partii konkurencję między zwolennikami liberalizacji a spadkobiercami dawnego, „konserwatywnego” kursu. W maju zapowiedział zwołanie nadzwyczajnego zjazdu partii. Miał on się odbyć we wrześniu 1968 r. Późną wiosną wydarzenia przyspieszyły. Wojska Układu Warszawskiego rozpoczęły manewry, których celem było zastraszenie władz Czechosłowacji. Postawę Czechów i Słowaków podsumowywał na kartach swojego dziennika Stefan Kisielewski: „Zdumiewająca rzecz z tymi Czechami. Uważano ich u nas zawsze za oportunistów, kombinatorów i bojaźliwców. Tymczasem odezwał się w nich solidny austro-węgierski legalizm; mają swój legalny rząd i nie zamierzają się go wyrzekać”.
Podobne poglądy dominowały wśród polskich intelektualistów. Szczególnie zachwycała ich zwiększająca się w Czechosłowacji przestrzeń wolności słowa, tak bardzo ograniczona w PRL, szczególnie po marcu 1968 r.
15 lipca 1968 r. Gomułka ostatecznie pokonał partyjnego konkurenta, Mieczysława Moczara. Tego dnia słynny „partyzant” został odwołany z funkcji szefa MSW. Gomułka mógł więc spokojnie skupić się na sprawie Czechosłowacji i wesprzeć wysiłki jego sowieckich towarzyszy. Już 14 lipca w Warszawie zebrali się przywódcy niektórych państw socjalistycznych: PRL, ZSRS, Węgier, NRD i Bułgarii. W przeciwieństwie do marcowego spotkania w Dreźnie w spotkaniu nie wzięli udziału reprezentanci władz w Pradze. Przeciwko naciskom na Czechosłowację opowiedziały się Albania oraz Rumunia i podobnie jak pozostająca poza Układem Warszawskim Jugosławia nie wzięły udziału w warszawskiej konferencji.
O atmosferze spotkania i kierunku zapadających na nim decyzji zdecydowało wystąpienie samego Breżniewa: „Jeżeli realna stała się groźba przekształcenia partii komunistycznej Czechosłowacji w jakąś inną organizację – w partię socjaldemokratyczną czy drobnoburżuazyjną – to to już godzi w interesy nie tylko komunistów czechosłowackich, nie tylko narodu czechosłowackiego, ale godzi w interesy całego systemu socjalistycznego, całego ruchu komunistycznego”.
W praktyce było to sformułowanie obowiązującej przez kolejne dwie dekady doktryny Breżniewa. Zakładała ona ograniczoną suwerenność krajów socjalistycznych w imię nadrzędnej zasady „internacjonalizmu socjalistycznego”, czyli pełnej dominacji Kremla nad państwami satelickimi zarówno w sferze polityki zagranicznej, jak i wewnętrznej. Równie radykalnie wypowiadał się Walter Ulbricht z NRD: „Obecny rząd Czechosłowacji nie jest już rządem robotniczo-chłopskim!”.
Uczestnicy spotkania postanowili zakończyć obrady oświadczeniem w formie listu do władz Czechosłowacji. Mimo że było ono utrzymane w tonie bardziej umiarkowanym niż przemówienie Breżniewa, to jednak stanowiło wyraźne ostrzeżenie wobec: „Nie możemy [...] pogodzić się z tym, aby wrogie siły spychały Wasz kraj z drogi socjalizmu i stwarzały groźbę oderwania Czechosłowacji od wspólnoty socjalistycznej. To nie jest bowiem tylko Wasza sprawa. To jest wspólna sprawa wszystkich partii komunistycznych i robotniczych oraz państw złączonych sojuszem, współpracą i przyjaźnią. [...] Nigdy nie dopuścimy, aby imperializm w sposób pokojowy czy niepokojowy, od wewnątrz czy od zewnątrz, dokonał wyłomu w systemie socjalistycznym i zmienił na swą korzyść układ sił w Europie” – jak czytamy w oświadczeniu z 16 lipca 1968 r.
Dubček i jego otoczenie bardzo spokojnie zareagowali na list bratnich przywódców. Przywódca wciąż podtrzymywał, że partia pod jego kontrolą nie zamierza burzyć solidarności krajów socjalistycznych. List umocnił również poparcie społeczne dla Dubčeka i nowych władz partii oraz nadzieje na jeszcze dalej idące zmiany.
Tymczasem już pod koniec lipca rozpoczęły się bezpośrednie przygotowania do inwazji. Rozmowy sowiecko-czechosłowackie, do których doszło w tym samym czasie w Černej nad Cisą, a także spotkanie przywódców sześciu państw Układu Warszawskiego w Bratysławie 3 sierpnia stwarzały wrażenie, iż Kreml mimo wszystko nie będzie dążył do eskalacji konfliktu. Były to jednak tylko pozory mające zamaskować rzeczywiste decyzje zapadające na Kremlu. W nocy z 20 na 21 sierpnia 1968 r. rozpoczęła się inwazja na Czechosłowację.
Spotkanie w Warszawie i wygłoszone w jego trakcie wystąpienie Breżniewa symbolicznie zdeterminowały wydarzenia w kolejnych tygodniach, lecz również porządek w stosunkach między Kremlem a jego satelitami. Dopiero w 1989 r. rzecznik sowieckiego MSZ stwierdził, że doktryna Breżniewa przestała obowiązywać. „Mamy teraz doktrynę Sinatry. On śpiewał taką piosenkę, +I Did It My Way+. Więc niech każdy kraj decyduje sam, jaką drogę obierze” – stwierdził Giennadij Gierasimow.
Wydarzenia te miały także swój wymiar symboliczny. Paryska „Kultura” porównała je z konferencją w Monachium, na której jesienią 1938 r. zdecydowano o losach Czechosłowacji ponad głowami jej mieszkańców.
Michał Szukała (PAP)
szuk/ skp/