Władysław Bartoszewski był dla nas jak latarnia morska. Mnie osobiście, ale i wielu ludziom w Polsce bardzo go brakuje - powiedział w rozmowie z PAP dyplomata, politolog i były szef MSZ prof. Adam Daniel Rotfeld. Miał moralne prawo mówić prawdę prosto w oczy - Niemcom, Żydom i Polakom - podkreślił.
PAP: Mija pierwsza rocznica śmierci Władysława Bartoszewskiego. Jak Pan jako zawodowy dyplomata ocenia jego dokonania i jak go wspomina?
Prof. Adam D. Rotfeld: Zacznę od tego, że mnie osobiście i myślę, że bardzo wielu ludziom w Polsce, profesora Bartoszewskiego bardzo brakuje. Należał do tych ludzi, którzy wyznaczają jasne i wyraźne standardy moralne. Profesor Bartoszewski był swego rodzaju latarnią morską, pozwalającą nam poruszać się w świecie, który niestety często ulega zakłamaniu, w którym przeinaczane są sensy słów czy wydarzeń. I tacy ludzie jak Bartoszewski byli i są nam potrzebni, niestety jest ich coraz mniej. Dla ludzi takich jak ja, ta jego nieobecność jest wciąż odczuwalna.
PAP: Na szczęście profesor Bartoszewski zostawił nam wiele książek i artykułów. Możemy też sięgać do jego wywiadów - czy to spisanych czy też nagranych dla radia lub telewizji...
Prof. Adam D. Rotfeld: Tak, oczywiście, ale wracając do pana pytania o Władysława Bartoszewskiego jako dyplomatę, to powiem szczerze, że w moim przekonaniu nie bardzo się na dyplomatę nadawał. Proszę wziąć pod uwagę jego charakter, to, że był pewnego rodzaju weredykiem, który chciał mówić ludziom prawdę. Tymczasem dyplomaci to nie są ludzie, którzy zdobywają sobie autorytet, ponieważ mówią tylko i wyłącznie prawdę. Dyplomata oczywiście nigdy nie powinien kłamać, ale może jednak czasami nie mówić całej prawdy. I to z założenia, ponieważ reprezentuje określone interesy państwa, ma rządowe instrukcje, nie może więc powiedzieć wszystkiego. I uczciwi dyplomaci potrafią znaleźć sposób, by na pewne pytania nie odpowiedzieć lub odpowiedzieć częściowo, ponieważ nie mogą zachować się inaczej.
Prof. Adam D. Rotfeld: Niemcy wiedzieli, że on mimo wszystkich cierpień i poniżenia, których doznał od niemieckiej III Rzeszy, to nie demonstrował swoich cierpień, tylko próbował poszukiwać pojednania. I w tym dążeniu sięgał do swojego głębokiego związku z chrześcijaństwem. Bo Bartoszewski był głęboko wierzącym człowiekiem, był chrześcijaninem z prawdziwego zdarzenia, nie traktował tego w sposób metaforyczny.
PAP: Władysław Bartoszewski lubił powtarzać, że prawda nie leży pośrodku, ale prawda leży tam, gdzie leży.
Prof. Adam D. Rotfeld: Profesor Bartoszewski miał bardzo wielu przyjaciół na świecie i cieszył się ogromnym autorytetem, który mu bardzo ułatwiał kontakty. Ale z pewnością należał do tych nielicznych osób w Polsce, które mogły mówić Niemcom prawdę prosto w oczy. I Niemcy nie mogli i nie chcieli mu się przeciwstawiać, ponieważ wiedzieli, że Bartoszewski jako więzień Auschwitz ma moralne prawo, by o ich trudnej przeszłości opowiadać. To samo dotyczyło jego relacji z diasporą żydowską i z Żydami w Izraelu, ponieważ był człowiekiem, który nie tylko został jednym z pierwszych polskich Sprawiedliwych uznanych przez Instytut Yad Vashem, ale otrzymał także honorowe obywatelstwo Izraela. Miał autorytet wśród Żydów i potrafił mówić im te nieprzyjemne prawdy, które należało powiedzieć. Z tego punktu widzenia jego dyplomacja była bardzo wyjątkowa, bo określone przez jego niezwykły życiorys.
PAP: W swojej długoletniej i bardzo intensywnej działalności Bartoszewski dążył do pojednania między Polakami, Niemcami i Żydami.
Prof. Adam D. Rotfeld: Tak, na przykład Niemcy wiedzieli, że on mimo wszystkich cierpień i poniżenia, których doznał od niemieckiej III Rzeszy, to nie demonstrował swoich cierpień, tylko próbował poszukiwać pojednania. I w tym dążeniu sięgał do swojego głębokiego związku z chrześcijaństwem. Bo Bartoszewski był głęboko wierzącym człowiekiem, był chrześcijaninem z prawdziwego zdarzenia, nie traktował tego w sposób metaforyczny. Ta charakterystyczna dla niego miłosierna postawa przejawiała się również w stosunku do Rosjan, którym mówił o polskich krzywdach, ale równocześnie mówił to w taki sposób, że Rosjanie jako pierwszemu przyznali mu medal 200-lecia istnienia rosyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych. To było wtedy, gdy objął urząd szefa MSZ po odejściu Bronisława Geremka i to akurat 200 lat od ustanowienia przez Aleksandra I urzędu ministerstwa spraw zagranicznych Cesarstwa Rosyjskiego. Jak wiadomo tym pierwszym ministrem był Adam Czartoryski, w związku z tym Rosjanie uznali, że polski minister powinien dostać ten medal, co jest bardzo mało znane.
PAP: Bartoszewski potrafił też krytycznie mówić o Polsce...
Prof. Adam D. Rotfeld: Wypowiedzi Bartoszewskiego dotyczyły także trudnych prawd o nas samych. Bo przecież nie mówił tylko rzeczy pozytywnych o Polsce i o Polakach, ale często też rzeczy smutne, choć prawdziwe. I co ważne, właśnie w ten sposób zdobył autorytet, a nie w wyniku jakichś administracyjnych ułatwień. Zdobył szacunek ludzi, bo cały czas walczył z zakłamaniem. Na przykład wtedy, gdy w 1967 roku, tuż przed wydarzeniami marcowymi, profesor Bartoszewski opublikował ważną książkę pt. "Ten jest z ojczyzny mojej", w której w przełomowy sposób przedstawił relacje polsko-żydowskie podczas wojny.
PAP: W ostatnich latach Bartoszewski bywał też bardzo krytyczny wobec niektórych kierunków polskiej polityki zagranicznej.
Prof. Adam D. Rotfeld: Był człowiekiem, który po prostu mówi prawdę. Nawet jeśli ona była nieprzyjemna. I pamiętajmy, że nie mówił jej tylko w stosunku do tych, których nie lubił, ale także do tych, których bardzo poważał, szanował, darzył sympatią. I choć dla bardzo wielu ludzi stał się autorytetem, to jednak wielu zachowywało wobec niego dystans, bo po prostu wolało pewnych rzeczy nie usłyszeć.
Rozmawiał Norbert Nowotnik (PAP)
nno/ mjs/ ls/