Wracam do Oświęcimia; muszę wracać, bo tam zginęła moja mama. Niemcy w Łodzi zabili mojego ojca; nawet nie wiem gdzie. Brata zabili w Niemczech. Te wszystkie straszne rzeczy wydarzyły się w środku Europy – powiedziała Walentyna Nikodem, była więźniarka Auschwitz.
W przededniu wojny Walentyna Nikodem była gimnazjalistką w Łodzi. Podczas okupacji jej rodzice, a także ona sama, zaangażowali się w ruch oporu. Z matką zostały aresztowane przez Niemców w maju 1941 r. W lipcu 1942 r. deportowano je do Auschwitz.
„Pierwszy dzień utkwił mi w pamięci. Lipiec 1942 r. Po półtorarocznym pobycie w więzieniu, wywieźli mnie do tego Oświęcimia. Po wyjściu z pociągu zobaczyłam szpaler gestapowców z psami i karabinami. Strasznie krzyczeli: Los! Los! To zrobiło to na mnie okropne wrażenie, ale to było jeszcze nic” – wspominała po latach.
Gdy trafiła z matką do obozu, nie istniał jeszcze obóz kobiecy w Birkenau. Były w Auschwitz, odgrodzone wysokim murem od mężczyzn.
„Przed godziną 6. wrzucili nas do nowo wybudowanego bloku. Było w nim klepisko i trochę słomy. Nagle otwiera się brama i wpada tłum różnych stworów. Potwornie krzyczały. Ubrane nie wiadomo w co; jakieś spodnie, jakieś czapki, każda przewiązana sznurkiem, na którym wisiała miska. Pomyślałam, że to dom wariatów albo piekło” – opowiadała.
Później Walentyna dowiedziała się, że to były słowackie więźniarki. Były ubrane w mundury jeńców sowieckich zgładzonych wcześniej przez Niemców. Walczyły o łyk herbaty. W pomieszczeniu stał kocioł z nią. „Te przeżycia z pierwszego dnia były potworne. Potem, każdego dnia, było ich jeszcze więcej” – podkreśliła.
Pewnego dnia więźniarkom ogolono głowy. Niemcy przewieźli kobiety do Auschwitz II-Birkenau. Tam pracowały przy utwardzaniu drogi. „Tu nastąpiło najgorsze dla mnie przeżycie. Rozebrali nas do naga, zaprowadzili na męski lager, do więźniów-fryzjerów, i wszystkim kobietom, od lat 10 do 80, golili głowy. To było coś potwornego, upokarzającego. Takich tragicznych chwil pamiętam cała masę” – powiedziała.
Walentyna Nikodem zapamiętała, że któregoś dnia w grudniu Niemcy kazali kobietom wyjść nago o 4 rano. „Mówili, że odwszawiają nasz blok. O 4. otworzyli bramę i między dwoma kordonami esesmanów kazali nam czwórkami biegiem przechodzić. Jak któraś się potknęła, albo nie była w stanie iść szybko, to esesman, który zawsze miał laskę przy sobie, za szyję ją łapał i wrzucał do rowu. Te rowy nie były takie jak teraz; były głębokie. Gdy człowiek wpadł w to błoto, nie był w stanie wyjść. Potem szło komando i trupy ładowało na wózki. Jedna trzecia kobiet została w tym błocie. Ja zdołałam przebiec, choć byłam po tyfusie. W padającym śniegu z deszczem stałyśmy do 16” – wspominała.
Mama Walentyny zmarła po trzech miesiącach pobytu w Auschwitz. „Nie zmarła w błocie. Zasnęła na pryczy” – mówiła b. więźniarka. Wiedziała już wówczas, że musi przeżyć. „Byłam w domu najstarszym z czworga dzieci. Zostało rodzeństwo. Stale myślałam, co się z nimi dzieje. Zabrali je do niemieckiego domu dziecka. Jedno wywieźli na zniemczenie. Przy życiu trzymała mnie wiara, że je wszystkie uratuję” – podkreśliła.
Walentyna Nikodem po wojnie odnalazła część bliskich. Nie było jej łatwo. „Komuniści nie oddali mieszkania. Pięć lat się tułałam. Mieszkałam w garażu” – dodała.
Pomimo traumatycznych wspomnień była więźniarka wraca do Oświęcimia. „Wracam, muszę wracać, bo tu zginęła moja mama. (…) Niemcy w Łodzi zabili mojego ojca; nawet nie wiem gdzie. Brata zabili w Niemczech. Te wszystkie straszne rzeczy wydarzyły się w środku Europy, podobno cywilizowanej” – powiedziała.
Walentyna Nikodem często spotyka się z młodymi, by opowiedzieć im swoją historię. „Mam dużo spotkań z niemiecką młodzieżą. Mówię im, co robili ich dziadkowie. Mówię im: u was nikt nie powie wam tego, co ja. Oni słuchają, a potem dziękują. I znowu mnie zapraszają, bym im dalej opowiadała” – dodała.
Walentyna Nikodem urodziła się w 1922 r. w Łodzi. W Auschwitz przebywała od lipca 1942 r. do jesieni 1944 r. Później przeniesiona została do podobozu w Dreźnie, należącym do kompleksu obozowego Flossenburg. Zbiegła podczas jego ewakuacji w kwietniu 1945 r. i ukrywała się do wyzwolenia. Po wojnie zamieszkała na Górnym Śląsku.
„Encyklopedia Solidarności” podaje, że w stanie wojennym zaangażowała się w kolportaż pism podziemnych, m.in. biuletynu śląsko-dąbrowskiej Solidarności i Solidarności Walczącej. W grudniu 1983 r. została zatrzymana na 24 godziny przez milicję. W 1989 r. zaangażowała się w kampanię przed wyborami 4 czerwca.
W 2016 r. znalazła się w gronie byłych więźniów, którzy spotkali się z papieżem Franciszkiem, pielgrzymującym do Miejsca Pamięci Auschwitz-Birkenau. (PAP)
autor: Marek Szafrański
szf/ pat/