Czeski sąd skazał byłego agenta komunistycznej bezpieki na dwa lata więzienia w zawieszeniu za przestępstwo sprzed 61 lat, polegające na prześladowaniu rolników w 1952 r. podczas kolektywizacji.
89-letni Jan Jilek był w latach 50. dowódcą powiatowego Korpusu Bezpieczeństwa Narodowego (czeski odpowiednik Służby Bezpieczeństwa). Brał udział w wywłaszczaniu chłopów we wsi Sobiechleby w okolicach Przerowa na Morawach.
Kolektywizacji towarzyszyła intensywna agitacja. Część chłopów oddawała kołchozom swoje grunty dobrowolnie. Wielu jednak zostało do tego zmuszonych. Kolektywizacja odbywała się pod hasłem: „Po zaoraniu miedz na polach przyjdzie czas na zaoranie miedz w głowach i sercach ludzi”. Jak w uzasadnieniu wyroku zwrócili uwagę sędziowie, Jilek „popełnił szczególnie poważne przestępstwo, ponieważ jako osoba urzędowa dążył do wyrządzenia szkody innej osobie ze względu na jej przekonania polityczne”.
Z uzasadnienia wyroku nie wynika jednak, by Jilek bezpośrednio brał udział w represjach. Jego rola polegała na tym, że jako przełożony służby bezpieczeństwa nadzorował okręgową komisję ds. walki z kułakami, która zajmowała się wysiedlaniem bogatych chłopów. „Z racji pełnionej funkcji współdecydował o bezprawnym wysiedlaniu chłopów i ich rodzin” - wskazał sąd.
Argumentem pozwalającym na ściganie Jilka był fakt, że sposób przeprowadzenia kolektywizacji naruszał nawet ówcześnie obowiązujące prawo i konstytucję. Skazanie byłego agenta 61 lat po tamtych wydarzeniach było możliwe dzięki temu, że czeski Sąd Najwyższy wielokrotnie orzekał, iż zbrodnie komunistyczne nie ulegają przedawnieniu.
Skazany ani prokuratura nie odwołują się od decyzji sądu. Wyrok jest prawomocny.
Z Pragi Tomasz Dawid Jędruchów (PAP)