Dokonując Anschlussu Hitler pogwałcił fundamentalne zasady ładu wersalskiego i zrobił to całkowicie bezkarnie - mówi PAP dr hab. Piotr M. Majewski z Instytutu Historycznego UW. 80 lat temu, 12 marca 1938 r., wojska niemieckie wkroczyły do Austrii.
PAP: Dziś Austria kojarzona jest jako kraj bogaty i stabilny społecznie. Ten wizerunek ma chyba jednak niewiele wspólnego z sytuacją tego kraju w okresie międzywojennym.
Dr hab. Piotr M. Majewski: Austria była krajem, jak na standardy zachodnioeuropejskie, niezamożnym i dodatkowo rozdzieranym przez różnego rodzaju konflikty wewnętrzne. Problemy te wynikały z długotrwałych konsekwencji I wojny światowej i rozpadu imperium Habsburgów. Alpejska republika została odcięta od dawnego zaplecza przemysłowego na ziemiach czeskich oraz od terenów rolniczych na Węgrzech.
Dodatkowo musiała zmagać się z kryzysem po I wojnie światowej, który tak jak w innych krajach wynikał z demobilizacji ogromnej liczby żołnierzy. Niewielka Austria musiała spłacać długi wynikające z zaciągniętych w trakcie wojny pożyczek. Istnieją relacje zagranicznych dziennikarzy, którzy przekraczając granicę austriacko-czechosłowacką zauważali, że wjeżdżają do kraju znacznie bogatszego. Była to więc sytuacja odwrotna od wciąż panującej obecnie.
PAP: Czy już wówczas, przed dojściem NSDAP do władzy w Niemczech i Austrii, pojawiały się głosy postulujące Anschluss?
Dr hab. Piotr M. Majewski: Anschluss jest koncepcją dziewiętnastowieczną. Idea taka pojawiła się już w okresie Wiosny Ludów, kiedy próbowano doprowadzić do zjednoczenia Niemiec. Rozważano wówczas dwie koncepcje: „wielkoniemiecką”, która zakładała zjednoczenie wszystkich ziem zamieszkiwanych przez Niemców włączając w to Austrię oraz „małoniemiecką”, która przewidywała zjednoczenie północnych Niemiec pod egidą Prus. Plany te z różnych przyczyn nie doszły wówczas do skutku, jednak idea Anschlussu nie poszła zupełnie w zapomnienie.
Po zjednoczeniu północnych Niemiec przez Prusy w 1871 r. w kręgach radykalnych nacjonalistów niemieckich w Austrii odżyły nadzieje na przyłączenie tego kraju do państwa Hohenzollernów lub przynajmniej ścisłe zespolenie z nim. I wojna światowa stworzyła dla tych planów nową koniunkturę. Słabsze Austro-Węgry stały się szybko faktycznym wasalem kajzerowskiej Rzeszy. Niemcy walczący w obu armiach czuli ponadto, że walczą o wspólną sprawę. Wreszcie, gdy ententa wygrała I wojnę światową pod hasłem prawa narodów do samostanowienia, Niemcy austriaccy oczekiwali, że również im zostanie ono zagwarantowane.
W ostatnich dniach wojny część terenów Austrii ogłosiła secesję, połączyła się w tzw. niemiecką Austrię i zadeklarowała akces do Niemiec. Owo zjednoczenie miało obejmować nie tylko ziemie późniejszej Republiki Austrii, ale również obszary powstającej Czechosłowacji. Na konferencji paryskiej ententa nie zgodziła się jednak na Anschluss. Wyraźnie zakazywał go traktat wersalski.
Dr hab. Piotr M. Majewski: Hitler był dziedzicem ruchu wszechniemieckiego, który postulował Anschluss na długo przed wojną. Jednocześnie Hitler w kwestiach taktycznych był pragmatykiem, czekał więc na moment, w którym będzie możliwa realizacja takiego programu.
PAP: W „Mein Kampf” Hitler zapisał: „wspólna krew domaga się wspólnej Rzeszy”. Czy rzeczywiście od momentu dojścia do władzy zmierzał do włączenia Austrii do III Rzeszy?
Dr hab. Piotr M. Majewski: Niewątpliwie. Był to jeden z fundamentów jego programu i światopoglądu. Hitler był dziedzicem ruchu wszechniemieckiego, który postulował Anschluss na długo przed wojną. Jednocześnie Hitler w kwestiach taktycznych był pragmatykiem, czekał więc na moment, w którym będzie możliwa realizacja takiego programu.
PAP: Z dzisiejszej perspektywy zaskakujące może wydawać się, że na przeszkodzie realizacji tego zamiaru stał przywódca Włoch Benito Mussolini.
Dr hab. Piotr M. Majewski: Był przeciwny Anschlussowi, ale tylko przez pewien czas. Gdy w 1934 r. naziści austriaccy pokusili się o przeprowadzenie puczu, podczas którego zamordowali kanclerza Engelberta Dollfussa, Mussolini zdecydował się na wysłanie wojsk na graniczną przełęcz Brenner. Austria miała dla niego istotne znaczenie geopolityczne, gdyż stanowiła bufor oddzielający Włochy od Niemiec. Po I wojnie światowej Włochy zagarnęły zamieszkiwany w większości przez Niemców Południowy Tyrol nazywany również Górną Adygą. Włosi obawiali się, że Anschluss wzmocni tam tendencje separatystyczne. Mussolini, mimo że czuł powinowactwo ideologiczne z Hitlerem, wolał mieć na swojej północnej granicy niewielką neutralną Austrię, niż niby przyjazne, ale bardzo potężne Niemcy, ponieważ nie był do końca pewien, czego można się po nich spodziewać.
Postawa Włoch zaczęła się zmieniać w 1937 r. Podczas wizyty Mussoliniego w Niemczech Hitler zrobił bardzo wiele, aby go sobie zjednać. Mussolini doszedł do przekonania, że obrona niezależności Austrii kosztem dobrych stosunków z Niemcami byłaby nieopłacalna. Włochy nie miały wówczas dużego pola manewru na arenie międzynarodowej, gdyż nienawiść Mussoliniego do demokracji i ładu wersalskiego wykluczała porozumienie z państwami zachodnimi. Dlatego w momencie Anschlussu Mussolini nic nie zrobił. Hitler wylewnie dziękował mu za neutralność, ale musiał mu też za nią zapłacić. W maju 1938 r., gdy gościł w Rzymie, ogłosił, że nienaruszalność alpejskiej granicy niemiecko-włoskiej stanowi jego testament dla Niemców. W poufnych rozmowach ustalono ponadto, że Niemcy tyrolscy zostaną przesiedleni do Rzeszy.
Dr hab. Piotr M. Majewski: Polska dyplomacja nie protestowała przeciwko Anschlussowi, mimo że było to bardzo wyraźne pogwałcenie porządku wersalskiego. Uważano jednak, że Hitler jako Austriak zadowoli się tą zdobyczą lub co najwyżej połknie jeszcze Sudety (w Warszawie nie budziło to także oporów), lecz zrezygnuje z terenów Polski należących wcześniej do Prus.
PAP: Jak na plany Anschlussu patrzyły inne państwa europejskie? Wydaje się, że część zachodnich polityków uważała wcielenie Austrii do Rzeszy za rzecz oczywistą i za naprawę zbyt radykalnie antyniemieckiego ładu wersalskiego.
Dr hab. Piotr M. Majewski: Część polityków, zwłaszcza brytyjskich, rzeczywiście tak patrzyła na sytuację. Istniało tam wpływowe lobby, które uważało, że Niemcy zostały w Wersalu pokrzywdzone i Anschluss ma niejako wyrównać te krzywdy. W takich opiniach przodował zwłaszcza właściciel wpływowej gazety „Daily Mail” lord Rothermere, który przyjaźnił się z Hitlerem.
Nieco inne kalkulacje przyświecały innym politykom europejskim, zwłaszcza we Francji, którzy uważali, że Anschluss nie jest wprawdzie niczym korzystnym, ale nie czuli się na siłach, aby mu się przeciwstawić. Uważali zresztą, że Hitler nasyci się Austrią i będzie potrzebował nieco czasu na jej strawienie, a to pozwoli państwom zachodnim się wzmocnić.
Podobny sposób myślenia dominował wśród polityków polskich. Polska dyplomacja nie protestowała przeciwko Anschlussowi, mimo że było to bardzo wyraźne pogwałcenie porządku wersalskiego. Uważano jednak, że Hitler jako Austriak zadowoli się tą zdobyczą lub co najwyżej połknie jeszcze Sudety (w Warszawie nie budziło to także oporów), lecz zrezygnuje z terenów Polski należących wcześniej do Prus. Nadzieje takie wzmacniał fakt, że stosunki polsko-niemieckie były wówczas uważane za wzorowe.
PAP: Czy u progu Anschlussu austriaccy narodowi socjaliści byli znaczącą siłą czy raczej hałaśliwą mniejszością?
Dr hab. Piotr M. Majewski: Ich wpływy można rozpatrywać na różnych poziomach. W ostatnich przed II wojną światową wyborach do parlamentu Austrii, jakie odbyły się w 1930 r., zdobyli zaledwie 3 proc. głosów. W 1933 r. system parlamentarny został tam jednak zastąpiony przez autorytarne państwo stanowe, wzorujące się pod pewnymi względami na faszystowskich Włoszech. Jego kolejnymi przywódcami byli kanclerze Dollfuss i Kurt Schuschnigg.
W przeciwieństwie do narodowego socjalizmu w ideologii austriackiego państwa stanowego dużą rolę odgrywał katolicyzm. Odwoływano się do niego jako do pewnego rodzaju kośćca tożsamości austriackiej, łącząc to z pomysłami korporacyjnymi w stylu Mussoliniego.
Jednocześnie wydarzenia w Niemczech oddziaływały niewątpliwie również na postawę Niemców austriackich. Kolejne sukcesy Hitlera, takie jak remilitaryzacja Nadrenii, przywrócenie obowiązkowej służby wojskowej i likwidacja bezrobocia zwiększały wśród nich sympatie dla nazizmu, choć skali tego poparcia nie da się jednoznacznie określić.
PAP: Dlaczego w lutym 1938 r. wydarzenia tak bardzo przyspieszyły?
Dr hab. Piotr M. Majewski: Z jednej strony Hitler postanowił już pod koniec 1937 r., że w najbliższym czasie, prawdopodobnie do końca 1938 r. „rozwiąże problem” Austrii i Czechosłowacji. Takie sformułowanie pojawiło się w notatce sporządzonej przez jego adiutanta Friedricha Hossbacha po jednej z narad. Hitler z pewnością wyznaczył sobie takie cele, ale co charakterystyczne dla jego modus operandi, nie miał wyraźnie sprecyzowanych metod ich realizacji.
Początkowo brał pod uwagę przejściową wasalizację Austrii. Kluczowym elementem realizacji tego planu było spotkanie z kanclerzem Schuschniggiem 24 lutego 1937 r. w górskiej rezydencji Hitlera w Obersalzbergu. Austriacki polityk spodziewał się rutynowego spotkania przywódców dwóch państw niemieckich, a tymczasem został poddany przez Hitlera brutalnej presji. Fuehrer przez wiele godzin nie pozwalał mu zapalić. Schuschnigg był nałogowym palaczem, więc wyprowadziło go to z równowagi. Niemiecki dyktator celowo potraktował austriackiego gościa obraźliwie i próbował go zastraszyć. Ostatecznie wymógł na nim zgodę na amnestię dla nazistów skazanych za udział w zamachu z 1934 r. oraz włączenie austriackich narodowych socjalistów do rządu.
Wydawało się, że Hitler na tym na jakiś czas poprzestanie. Później jednak, 9 marca 1938 r. Schuschnigg, ku zaskoczeniu Niemiec, zapowiedział plebiscyt w sprawie przyszłości Austrii. Hitler zaczął natychmiast działać spontanicznie, ponieważ bał się, że może przegrać to głosowanie. 12 marca Wehrmacht maszerował już w stronę Wiednia.
PAP: Czy Hitler słusznie obawiał się wyników plebiscytu?
Dr hab. Piotr M. Majewski: Trudno powiedzieć. Musimy pamiętać, że Hitler chętnie urządzał plebiscyty, ale dopiero ex post, po swoich kolejnych tryumfach, kiedy sytuacja działała na jego korzyść. Uzyskiwał wtedy ponad 90 proc. poparcia. Dużo niższy wynik miałyby dla niego fatalną wymowę polityczną. Przede wszystkim jednak nie miał pewności, że Austriacy na pewno poprą Anschluss.
PAP: Samo wkroczenie do Austrii zostało świetnie wykorzystane w propagandzie kierowanej przez Goebbelsa…
Dr hab. Piotr M. Majewski: Był to wielki osobisty sukces Hitlera. Dokonując Anschlussu pogwałcił fundamentalne zasady ładu wersalskiego i zrobił to całkowicie bezkarnie. Zachęciło go to do kolejnych kroków i zaszczepiło wiarę, że jego kolejne posunięcia również nie spotkają się z oporem innych państw.
Dr hab. Piotr M. Majewski: Pierwszymi ofiarami rządów narodowych socjalistów w Rzeszy padli Żydzi oraz polityczni przeciwnicy Hitlera, tacy jak socjaldemokraci i komuniści. Byli aresztowani i zmuszani do upokarzających prac. Miało to wszelkie znamiona zrytualizowanej przemocy, służącej wyraźnemu zaznaczeniu nowego charakteru państwa.
PAP: Hitler został entuzjastycznie przywitany w Wiedniu zamieszkiwanym m.in. przez dużą społeczność żydowską. Tuż po Anschlussie pisarz żydowskiego pochodzenia Carl Zuckmayer zapisał: „Hades otwarł swe podwoje i spuścił ze smyczy bestie, najpodlejsze i najbardziej upiorne duchy”.
Dr hab. Piotr M. Majewski: Pierwszymi ofiarami rządów narodowych socjalistów w Rzeszy padli Żydzi oraz polityczni przeciwnicy Hitlera, tacy jak socjaldemokraci i komuniści. Byli aresztowani i zmuszani do upokarzających prac. Miało to wszelkie znamiona zrytualizowanej przemocy, służącej wyraźnemu zaznaczeniu nowego charakteru państwa.
Represje miały oczywiście również swój wymiar praktyczny. Ich celem było skłonienie przynajmniej części Żydów do opuszczenia Austrii na korzystnych dla nazistów warunkach, czyli po pozostawieniu większości majątku. Ten model „rozwiązania kwestii żydowskiej” był wówczas stosowany najczęściej.
PAP: Dlaczego tak wielu Austriaków służyło w organach bezpieczeństwa III Rzeszy? Uważa się, że wykazywali się wielkim fanatyzmem…
Dr hab. Piotr M. Majewski: Nie wiem, czy można mówić o szczególnym fanatyzmie Austriaków, bo to trochę niebezpieczne uogólnienie. Na pewno występowało natomiast wśród nich relatywnie wysokie poparcie dla hitleryzmu. Wynikało ono po części ze szczególnego statusu Austrii, ale także Sudetów, a potem także części ziem polskich wcielonych do Rzeszy po klęsce we wrześniu 1939 r. Były to wszystko tereny pogranicza, na których postawy miejscowej ludności niemieckiej były bardziej radykalne niż na ziemiach o bezdyskusyjnie niemieckim charakterze.
Austriaccy Niemcy jeszcze przed 1918 r. mieli poczucie bycia „przedmurzem” niemczyzny broniącym jej przed „słowiańskim zalewem”. Było to jedno z głównych haseł radykalnego nacjonalizmu niemieckiego. Od lat 80. XIX w. doszło do tego przekonanie, że bronią „niemieckiej krwi” przed Żydami. Takie postawy były mocno ugruntowane i budowały syndrom oblężonej twierdzy, wzmagający radykalizm i przekonanie o własnej misji dziejowej.
Jest to zjawisko charakterystyczne dla wielu obszarów pogranicza etnicznego w Europie. Po Anschlussie pojawił się również element poczucia wdzięczności dla Hitlera. Był on kreowany przez propagandę i odbierany przez dużą część Austriaków jako człowiek, który zrealizował wielkie marzenie o zjednoczeniu ziem niemieckich. Wdzięczność ta przejawiała się m.in. w wysokim odsetku osób wstępujących do partii hitlerowskiej, który będzie równie duży w Sudetach i na terenach polskich włączonych do III Rzeszy.
PAP: Jak kształtuje się obecna pamięć historyczna Austriaków? Czy wciąż zderza się w niej poczucie bycia „pierwszą ofiarą Hitlera” i odpowiedzialności za zbrodnie III Rzeszy?
Dr hab. Piotr M. Majewski: Jeszcze w trakcie II wojny światowej Austria została uznana za geopolityczną ofiarę Niemiec. Państwa alianckie nie życzyły sobie po prostu, aby Austria pozostała po wojnie w granicach Niemiec. Byłoby to swego rodzaju zwycięstwo Hitlera.
To spowodowało, że w powojennej Austrii w przeciwieństwie do Niemiec nie doszło do głębokich rozrachunków z przeszłością. Mimo że nie zawsze były one wystarczające, to jednak nigdy nie było wątpliwości, że Niemcy są państwem odpowiedzialnym za wojnę i popełnione podczas niej zbrodnie.
W Austrii ten proces rozpoczął się na dobre w latach osiemdziesiątych. Wcześniej dla Austriaków niezwykle wygodne było występowanie w roli ofiary Hitlera, zarówno dla zwykłych ludzi, którzy woleli przemilczać niechlubne epizody z rodzinnej historii, jak i dla władz państwowych, które nie chciały występować w roli współsprawcy. Status ofiary był dla wszystkich znacznie wygodniejszy psychologicznie i bardziej opłacalny politycznie. Zaczęło się to zmieniać dopiero wtedy, gdy do głosu doszło pokolenie roku 1968 i zaczęło wpływać na kształt polityki, nauki i dyskursu publicznego.
Bardzo znanym przypadkiem konfrontacji z trudną przeszłością jest np. Martin Pollack, tłumacz, pisarz, który opisuje historię swojego biologicznego ojca, będącego nazistą, funkcjonariuszem SS i gestapo. Zginął on krótko po wojnie zamordowany przez przemytnika, który miał go przeprowadzić do Włoch, skąd miał następnie uciec do Ameryki Południowej. W rodzinie Martina Pollacka zbrodnicza działalność jego ojca była przemilczana i do prawdy o nim dochodził wyłącznie sam.
Rozmawiał Michał Szukała PAP
Szuk/ mjs/ ls/