Polscy badacze historii muszą się mierzyć przede wszystkim ze znacznie gorszymi warunkami pracy niż ich koledzy na Zachodzie – mówi PAP dr hab. Tadeusz Paweł Rutkowski, historyk z UW, przed rozpoczynającym się 18 września w Lublinie jubileuszowym XX Powszechnym Zjazdem Historyków Polskich.
Polska Agencja Prasowa: Jakie znaczenie miały Powszechne Zjazdy Historyków Polskich w Polsce Ludowej?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Rola PZHP w Polsce Ludowej była nieco odmienna niż w innych okresach dziejów Polski. Wynikało to ze specyfiki funkcjonowania polskiej nauki historycznej w warunkach ustroju totalitarnego, w którym tego typu wydarzenia były przede wszystkim odbiciem polityki naukowej państwa. Stąd poszczególne zjazdy odbijały wyraziście sytuację nauk historycznych w kolejnych etapach dziejów PRL. VII Powszechny Zjazd Historyków Polskich we Wrocławiu w 1948 r. był symbolicznym początkiem ery intensywnej sowietyzacji polskiej historiografii. Z kolei VIII PZHP w Krakowie w roku 1958 był podsumowaniem zmian, jakie zaszły w polskiej nauce historycznej i w polityce państwa wobec nauki w okresie odwilży po październiku 1956 r.
Kolejne dwa zjazdy IX w Warszawie (1963) i X w Lublinie (1969) były odbiciem sytuacji polskiej historiografii w okresie rządów Władysława Gomułki. Zjazd warszawski był reakcją władz PZPR na przejawy wymykania się spod kontroli politycznej obrad zjazdu krakowskiego – zorganizowano go pod ścisłą kontrolą polityczna, ograniczając radykalnie udział uczestników spoza środowisk naukowych. Z kolei zjazd lubelski planowany początkowo na wrzesień 1968 r., został niemal w ostatniej chwili przeniesiony na rok następny. Powodem była prawdopodobnie obawa spowodowana kryzysem Marca ’68 przed utratą kontroli nad przekazem ideowym i merytorycznym zjazdu, a także zmiany w organizacji i obsadzie struktur kontroli nauki historycznej – Sekcji Historycznej Wydziału Nauki i Oświaty KC PZPR oraz organizacji partyjnych czołowych instytucji historycznych. Na tym Zjeździe wyraźne już były przejawy zmiany spojrzenia na historię Polski w kierunku bardziej optymistycznym, stopniowe przełamywanie ciążących na polskiej nauce historycznej stalinowskich stereotypów i ujęć, efekty ograniczonego, ale jednak wyraźnego otwarcia się na naukę zachodnią.
Dwa zjazdy epoki gierkowskiej: XI w Toruniu (1974) i XII Katowicach (1979), były zorganizowane z dużym rozmachem organizacyjnym. Ideologiczne piętno nosił zwłaszcza drugi z nich odbywający się w mateczniku Edwarda Gierka, z udziałem wysokich przedstawicieli władz, pod ścisłą kontrolą aparatu bezpieczeństwa. Kolejny XIII Zjazd w Poznaniu w 1984 r. odbywał się już w zmienionych warunkach politycznych i został faktycznie wymuszony na władzach przez środowisko historyczne. Brak było na nim przedstawicieli nauk historycznych z zagranicy, wzięli w nim udział działacze opozycji (Adam Michnik, Romuald Szeremietiew), a brak szerszych manifestacji o charakterze politycznym wynikał jedynie z daleko posuniętego samoograniczania się środowiska, które chciało uniknąć represji władz. Całość robiła wrażenie buzującego kotła, którego pokrywkę trzymali z jednej strony funkcjonariusze PZPR i SB, a z drugiej kierownictwo Polskiego Towarzystwa Historycznego pragnące uniknąć wymknięcia się sytuacji spod kontroli.
Ostatni XIV Zjazd w 1989 r. w Łodzi odbył się jeszcze formalnie w PRL, co widać było w jego programie, częściowo w treści referatów, ale już w trakcie widocznego upadku systemu komunistycznego, czego przejawem były brak na zjeździe niektórych referentów i ton dyskusji. Schizofreniczny charakter zjazdu oddawał także udział w nim prezydenta PRL, gen. Wojciecha Jaruzelskiego.
Podsumowując dorobek Powszechnych Zjazdów Historyków z okresu Polski Ludowej, należałoby stwierdzić, że daje on obraz źródła polskiej historiografii, środowiska naukowego historyków w okresie Polski Ludowej, a także efektów polityki komunistycznego państwa wobec nich.
Tadeusz P. Rutkowski: Ostatni XIV Zjazd w 1989 r. w Łodzi odbył się jeszcze formalnie w PRL, co widać było w jego programie, częściowo w treści referatów, ale już w trakcie widocznego upadku systemu komunistycznego, czego przejawem były brak na zjeździe niektórych referentów i ton dyskusji. Schizofreniczny charakter zjazdu oddawał także udział w nim prezydenta PRL, gen. Wojciecha Jaruzelskiego.
PAP: Jaka jest rola tego wydarzenia dzisiaj?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: W wolnej Polsce, podobnie jak to było przed II wojną światową, zjazdy historyków stanowią okazję do podsumowania głównych nurtów i osiągnięć badawczych, dyskusji nad problemami i wyzwaniami, jakie stoją przed polską historiografią.
W ostatnich latach stanowią także odbicie dyskusji o bardziej politycznym charakterze toczonych w środowisku historycznym. Na obecnym zjeździe jest to kwestia polityki historycznej państwa, zwłaszcza w odniesieniu do sporu o ustawę o IPN i Muzeum II Wojny Światowej.
PAP: Jakie zmiany zaszły w polskiej historiografii po 50 latach od X PZHP, który także odbył się w Lublinie?
Dr hab. Tadeusz Rutkowski: Oczywiste jest stwierdzenie, że polska nauka historyczna w czasie tego długiego okresu 50 lat – to przecież dwa pokolenia – uległa wielkim zmianom. Należy do nich zmiana pokoleniowa: badacze, którzy brali udział w X PZHP w 1969 r., są już nieliczni, dominuje jeszcze pokolenie, które do aktywnej działalności naukowej weszło w latach osiemdziesiątych, ale coraz wyraźniejsza jest obecność historyków wykształconych i pracujących w wolnej Polsce, w tym tych, dla których PRL to tylko historia.
Kolejnym czynnikiem jest fakt swobodnego dostępu do literatury zachodniej, a także możliwości prowadzenia badań w archiwach na świecie. Wolność ta ograniczona jest, a była wcześniej jeszcze w większym stopniu, możliwościami finansowymi polskiego państwa i instytucji naukowych. Dotyczyło to zwłaszcza ośrodków mniejszych.
Zwiększeniu uległa również liczba uczelni, ośrodków badawczych, szczególnie w odniesieniu do historii najnowszej. Zaczęto badać na dużą skalę nowe tematy: dzieje Polski Ludowej, historię polskich Żydów, rolę kobiet, rozwinęła się mocno historia społeczna. Widoczne jest też szukanie pytań badawczych dotyczących zagadnień dawno już obecnych w historiografii.
PAP: Przed jakimi wyzwaniami stoi obecnie polska historiografia?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Rewolucja cyfrowa, jaką przeżywa dzisiaj także polska nauka historyczna, umożliwiła znaczne zmniejszenie ograniczeń dostępu do źródeł i publikacji zagranicznych, postawiła jednak nowe wyzwania związane z zalewem informacji, który często wymyka się intelektualnemu przyswojeniu. Jest również problem z powstawaniem całej masy badań szczegółowych kosztem pogłębionych monografii i syntez.
Kolejną kwestią jest ocena dorobku w dobie forowanej (nie tylko w Polsce) „punktologii”, która coraz bardziej kładzie nacisk na ilość, nie na jakość pracy naukowej, którą w humanistyce trudno obiektywnie ocenić. Powoduje to też wybieranie przez badaczy tematów łatwiejszych, nie zawsze istotnych lub najważniejszych z punktu widzenia naukowego, ale pozwalających na szybkie i bezkonfliktowe zdobywanie kolejnych stopni naukowych. Jeszcze jednym problemem jest słabość dyskusji metodologicznej, a także bezkrytyczne przejmowanie wzorców zachodnich, w tym tematyki badań, która może liczyć na łatwe zdobycie grantu czy zaistnienie naukowe.
PAP: Jakie miejsce zajmuje polska historiografia w nauce europejskiej i światowej?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Odpowiedź na to pytanie jest trudna. Na pewno polscy historycy są obecni w światowym dyskursie naukowym, ale wydaje się, że ich udział w nim jest zbyt słaby, nieodpowiadający wielkości Polski jako państwa i liczebności polskiego środowiska historycznego. Zmiany, jakie zachodzą w polityce państwa w tym zakresie – w tym zwiększenie nakładów na naukę i promowanie publikowania za granicą – powinny, choć nie jest to pewne, przynieść pozytywne zmiany.
Tadeusz P. Rutkowski: polscy historycy są obecni w światowym dyskursie naukowym, ale wydaje się, że ich udział w nim jest zbyt słaby, nieodpowiadający wielkości Polski jako państwa i liczebności polskiego środowiska historycznego. Zmiany, jakie zachodzą w polityce państwa w tym zakresie – w tym zwiększenie nakładów na naukę i promowanie publikowania za granicą – powinny, choć nie jest to pewne, przynieść pozytywne zmiany.
PAP: Z czym polscy badacze muszą się jeszcze zmierzyć?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Polscy badacze historii muszą się mierzyć przede wszystkim ze znacznie gorszymi warunkami pracy niż ich koledzy na Zachodzie. Wiele czynności, które mogą wykonać pracownicy obsługi, wykonują pracownicy naukowi, co jest marnowaniem ich czasu i umiejętności. Mało jest wciąż pieniędzy na granty i stypendia naukowe, niskie są pensje zwłaszcza młodszych pracowników naukowych i doktorantów; powoduje to, że zajmują się oni dorabianiem kosztem pracy ściśle naukowej.
Wspomniana już wyżej „punktologia” i nacisk na ilość dorobku nie sprzyjają powstawaniu dużych prac, wymagających znacznego nakładu sił i środków. Z tych względów też otrzymujemy niewiele nowatorskich publikacji, szczególnie tych wykraczających poza historię Polski czy Europy Środkowej. Jest banalnym stwierdzenie, że napisanie wartościowego dzieła wymaga i czasu, i pieniędzy, a polscy badacze rzadko mają obie te rzeczy naraz (w systemie grantowym obowiązuje okres trzyletni), a dotyczy to najbardziej młodych badaczy. Warto także poprawić system ocen zarówno publikacji, jak i prac pisanych na stopień. Ciągle zbyt wiele jest tu kolesiostwa i ocen dokonywanych przez osoby niebędące specjalistami w danej dziedzinie. Zbyt dużo ukazuje się książek, których poziom naukowy pozostawia dużo do życzenia.
XX Powszechny Zjazd Historyków w Lublinie, 18–20 września 2019: więcej informacji na stronie Muzeum Historii Polski
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp /