W procesie przywódców I Zarządu Zrzeszenia WiN władze komunistyczne wykorzystały zeznania płk. J. Rzepeckiego do skompromitowania organizacji – mówi dr hab. Tadeusz P. Rutkowski z Instytutu Historycznego UW. 70 lat temu, 3 lutego 1947 r., zapadł wyrok w procesie przywódców I Zarządu Zrzeszenia WiN.
PAP: Czym różniły się metody i cele działania Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość od innych organizacji podziemia antykomunistycznego, takich jak Narodowe Siły Zbrojne?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: WiN powstał jako kontynuacja Armii Krajowej, poprzez Organizację „Nie” oraz Delegaturę Sił Zbrojnych na Kraj. Samo powstanie WIN wynikało z przekonania płk. Jana Rzepeckiego, który był szefem Delegatury, że dalsza walka zbrojna w warunkach okupacji sowieckiej jest pozbawiona sensu. W jego opinii jedyną nadzieją dla Polski była realizacja umów jałtańskich, przez zwycięstwo PSL-u w wyborach sejmowych oraz przekształcenia Polski w kraj uzależniony od ZSRS, ale w polityce wewnętrznej niezależny.
Dlatego Zrzeszenie WiN miało być organizacją cywilną, której jednym z celów było odejście od oporu zbrojnego i stopniowa likwidacja działających oddziałów partyzanckich. Miała być także wsparciem dla PSL-u w przygotowaniach do wyborów nieograniczonym cenzurą i regułami narzucanymi przez komunistów. Tymczasem Narodowe Siły Zbrojne i inne organizacje konspiracyjne, były nastawione przede wszystkim na walkę z okupantem sowieckim i polskimi komunistami.
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Płk Jan Rzepecki podczas procesu zachował się w sposób, który nie budzi szacunku. Motywem jego postępowania było przekonanie o klęsce sprawy polskiej na ówczesnym etapie sytuacji międzynarodowej. Podjął decyzję o grze z komunistami, której celem miało być nie tylko ocalenie życia, ale również możliwość życia na wolności.
Pułkownik Rzepecki tworząc WiN zerwał z rządem RP na uchodźstwie, któremu podlegała Armia Krajowa, a następnie Delegatura Sił Zbrojnych. Jego celem było bowiem stworzenie organizacji konspiracyjnej, działającej metodami politycznymi. Ten cel jednak nie został osiągnięty. Żołnierze AK i NSZ nie mogli wychodzić z lasów nie narażając się na represje komunistyczne. Również cywilny charakter organizacji nie przyjmował się zbyt dobrze. Samo aresztowanie Rzepeckiego, już dwa miesiące po powstaniu WiN, sprawiło, że nie był on w stanie wprowadzić swoich pomysłów w życie i w rezultacie Zrzeszenie pozostało organizacją o charakterze militarnym.
PAP: Czy tak szybkie aresztowanie Rzepeckiego wynikało z infiltracji struktur WiN przez bezpiekę?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Tak. Rozpracowanie WiN było ułatwione przez skalę działalności AK i jej kontynuatorów, a także jej zdekonspirowania w trakcie Akcji „Burza”. Innymi słowy, tak wielka masa ludzi ujawnionych sprawiała, że niemożliwe było zachowanie zasad konspiracji. Stosunkowo łatwe do wykrycia były również wcześniej istniejące kanały komunikacji z polskimi władzami w Londynie. Tak można tłumaczyć dekonspirację I Zarządu WiN.
Warto zauważyć, że kolejne Zarządy WiN trwały dłużej niż pierwszy kierowany przez Rzepeckiego, mimo krzepnięcia aparatu bezpieczeństwa. W ich skład wchodzili mniej znani oficerowie podziemia, opierali się na nowych ludziach i strukturach, więc dotarcie do nich wymagało wprowadzenia do struktur WiN agentury i ich stopniowe rozpracowywanie.
PAP: Jak Pan ocenia postawę płk. Rzepeckiego w śledztwie? Współpracując z bezpieką liczył na uratowanie innych członków WiN?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Rzepecki mimo legendy jego działalności wojennej, jako szefa Biura Informacji i Propagandy KG AK, która przetrwała częściowo do dziś, jest postacią bardzo kontrowersyjną. Już w latach wojny dążył do „skrętu” Armii Krajowej w lewą stronę. Chciał, by była ona nie tyle armią państwową, co raczej zaangażowanym ideologicznie narzędziem lewicowej polityki. Stąd jego działania wymierzone przeciwko gen. Tadeuszowi Komorowskiemu i dążenie do wywołania powstania w Warszawie, czemu zresztą później zaprzeczał, choć był współodpowiedzialny za podjęcie decyzji o jego rozpoczęciu.
Podczas procesu zachował się w sposób, który nie budzi szacunku. Motywem jego postępowania było przekonanie o klęsce sprawy polskiej na ówczesnym etapie sytuacji międzynarodowej. Podjął decyzję o grze z komunistami, której celem miało być nie tylko ocalenie życia, ale również możliwość życia na wolności. Po procesie został ułaskawiony i pracował w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego. Była to ewidentna umowa z komunistami, złamana przez nich w 1949 r., gdy uległ zaostrzeniu proces stalinizacji kraju. Wówczas Rzepecki trafił do więzienia na kolejne pięć lat. Tym co budzi największe zastrzeżenia jest więc to, że został namówiony do opluwania własnej organizacji i zeznawania w sposób nieprawdziwy. Przyczynił się więc do wykorzystania procesu przez komunistów do kompromitowania podziemia, poprzez mówienie o jego związkach z UPA i mordowaniu przeciwników. Dał się wykorzystać do celów propagandowych bez przymusu fizycznego, w zamian za obietnice łagodnego traktowania.
Rzepecki z więzienia ujawnił organizację WiN. Mówił wprost, kto w Zrzeszeniu odpowiada za konkretne obszary działalności i gdzie może zostać znaleziony przez bezpiekę. Ujawnił więc ludzi, którzy chcieli pozostać w konspiracji. Było to działanie skrajnie nieetyczne. Nawet zaprzyjaźniony z Rzepeckim Aleksander Gieysztor, szef Biura Informacji i Propagandy WiN, po latach wyrażał swoje zdziwienie postępowaniem Rzepeckiego.
PAP: Niektórzy porównują zachowanie Rzepeckiego w sledztwie do postępowania płk. Jana Mazurkiewicza „Radosława”.
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: „Radosław” z więzienia wydał odezwę wzywającą żołnierzy Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj do ujawniania się. Nie zdradził jednak bezpiece miejsc ukrywania się żołnierzy, lecz pod presją wezwał ich do ujawniania się i skorzystania z amnestii To również zostało źle odebrane i potępił go sam Rzepecki, który później wprost zdekonspirował swoich podwładnych i w dużej mierze rozbił organizację, licząc wyłącznie na dotrzymanie przez ubeków słowa. W porównaniu z „Radosławem” Rzepecki zachował się znacznie gorzej. Mazurkiewicza można tłumaczyć sytuacją w jakiej się znalazł i przekonaniem o bezsensie dalszej walki.
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Rzepecki z więzienia ujawnił organizację WiN. Mówił wprost, kto w Zrzeszeniu odpowiada za konkretne obszary działalności i gdzie może zostać znaleziony przez bezpiekę. Ujawnił więc ludzi, którzy chcieli pozostać w konspiracji. Było to działanie skrajnie nieetyczne. Nawet zaprzyjaźniony z Rzepeckim Aleksander Gieysztor, szef Biura Informacji i Propagandy WiN, po latach wyrażał swoje zdziwienie postępowaniem Rzepeckiego.
PAP: Czy pozostali oskarżeni w procesie WiN zachowali się podobnie?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Rzepecki narzucił ton całemu procesowi, bo to on był szefem WiN. Część oskarżonych również była złamana. Dotyczy to między innymi Emilii Malessy, która później popełniła samobójstwo. Ale większość nie przyznała się winy i oni zostali ułaskawieni tylko częściowo – tzn. zmniejszono im kary, ale nie w całości. Dotyczyło to m.in. cichociemnego Mariana Gołębiewskiego, szefa sztabu Okręgu Lublin Delegatury Sił Zbrojnych i WiN, który został skazany na karę śmierci, zamienioną przez Bolesława Bieruta na 15 lat więzienia. Opuścił je dopiero w 1956 r., a także legendarnego oficera wywiadu AK, Kazimierza Leskiego „Bradla”, skazanego na 12 lat, któremu karę zmniejszono do 6 lat, aby następnie skazać ponownie na lat 10.
PAP: W jaki sposób sprawa WiN została wykorzystana w propagandzie komunistycznej?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Proces był bardzo szeroko relacjonowany w kontrolowanych przez komunistów mediach. Szczególnie mocno wykorzystywano fragmenty zeznań Rzepeckiego, które kompromitowały WiN i określały ją jako organizację na poły bandycką, współpracującą z NSZ, UPA i prowadzącą działalność szpiegowską. Celem było więc osłabienie podziemia, którego rola wciąż była bardzo istotna.
PAP: Jak Rzepecki był postrzegany przez kolegów z konspiracji po ostatecznym uwolnieniu w 1955 r.?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Pamiętajmy, że był to czas, w którym wielu żołnierzy AK miało już za sobą komunistyczne więzienia. Ci, których nie aresztowano, w dużej mierze podwładni Rzepeckiego z Biura Informacji i Propagandy AK, byli za jakiś względów komunistom potrzebni. Mam tu na myśli między innymi Tadeusza Manteuffla, Aleksandra i Stanisława Herbsta, którzy nie żywili pretensji do swojego byłego dowódcy i darzyli go nadal szacunkiem. Byli więźniowie stalinowscy byli traktowani na ogół jako ofiary systemu i zwłaszcza początkowo nie rozliczano ich z błędów przeszłości, chyba że chodziło o otwartą zdradę.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ mjs/ ls/