Polskie przemiany i Solidarność odegrały ważną rolę w życiu krymskich Tatarów – mówi w rozmowie z PAP ich legendarny przywódca Mustafa Dżemilew, który we wtorek 3 czerwca odbierze w Warszawie Nagrodę Solidarności. Były więzień sowieckich łagrów został pierwszym laureatem tego Nagrody Solidarności zainicjowanej przez polski MSZ; odbierze ją wtorek, podczas uroczystej gali na Zamku Królewskim z rąk prezydenta Bronisława Komorowskiego.
PAP: We wtorek zostanie panu wręczona w Polsce pierwsza Nagroda Solidarności. Jak przyjął pan wiadomość o jej przyznaniu?
Mustafa Dżemilew: Polska Solidarność odegrała w życiu krymskich Tatarów ogromną rolę. Z niepokojem obserwowaliśmy, czym zakończy się jej starcie z systemem komunistycznym. Mieliśmy nadzieję, że Solidarność zwycięży, bo od tego zależał los innych narodów, w tym mojego. Dziś Solidarność znów wyciąga do nas pomocną dłoń. Nie jest to jednak nagroda dla jednego człowieka, a uznanie pokojowej walki narodu tatarskiego o swoje prawa. Wywołała ona wśród moich rodaków wdzięczność dla Polski, z którą łączą nas dawne relacje historyczne, w których więcej było sojuszów, niż wojen.
PAP: Przez wiele lat walczył pan o powrót Tatarów z miejsc ich deportacji do ojczyzny. Dziś ma pan wydany przez rosyjskie władze zakaz wjazdu na rodzinny Krym. Został pan faktycznie wygnańcem.
M.D.: Są to moje osobiste problemy, które nie są ważne. Wiele lat spędziłem w obozach karnych i więzieniach, więc dziś, kiedy mieszkam w Kijowie, nie jest tak źle. Najbardziej oburzające jest to, że jacyś ludzie wjeżdżają do mojej ojczyzny na czołgach i decydują, kto może w niej mieszkać, a kto nie. To, że nie mogę przyjechać na Krym, obraża cały mój naród. Myślę, że jest to bardzo niemądry krok ze strony Rosji i sądzę, że więcej na tym straciła, niż mogła zyskać, gdybym był na Krymie.
PAP: W wywiadach mówi pan, że aneksja Krymu jest zjawiskiem tymczasowym. Jak długo potrwają rosyjskie rządy na półwyspie?
M.D.: Chcę wierzyć w tę tymczasowość, gdyż ta okupacja jest wyzwaniem rzucone całej wspólnocie międzynarodowej. Nie można przychodzić do innego kraju i siłą odbierać mu terytorium. Jeśli świat to zaakceptuje, to zetknie się z jeszcze większymi problemami. Zachód nie musi robić niczego ani dla Ukrainy, ani dla jakiegoś małego narodu krymskich Tatarów. Powinien podjąć działania dla zachowania swojego wizerunku i swojej własnej perspektywy. Rozumiem, że istnieją interesy, że jest rosyjski gaz i ropa naftowa, ale jeśli nie będziemy gotowi poświęcić części swoich interesów dziś, to w przyszłości trzeba będzie zapłacić dużo więcej.
PAP: Jak wygląda sytuacja krymskich Tatarów w chwili obecnej, jak żyją pod rosyjską władzą?
M.D.: Władze Krymu odbierają nam teraz ziemię w Symferopolu, na której miało powstać centrum kulturalne Tatarów. Wykupiliśmy tę działkę, Turcja obiecała nam finansowanie, ale dla nich jest to solą w oku. Ludzie pytają mnie, co robić? Niech przejmują, niech się tym udławią - mówię. Przyjdzie czas i odbierzemy to sobie z powrotem. Sytuacja jednak jest zatrważająca.
PAP: Ilu Tatarów uciekło dotychczas z Krymu?
M.D.: Według Wysokiego Komisarza ONZ ds. uchodźców Krym opuściło około ośmiu tysięcy osób. Ponad połowa z nich to Tatarzy. Myślę, że ta liczba będzie rosła. Ludziom, którzy posiadają godność i czują się wolni, jest tam ciężko.
PAP: Jak widzi pan przyszłość Krymu i swego narodu? Mówi się na przykład o możliwości utworzenia pewnej autonomii tatarskiej na terenach, graniczących z półwyspem w obwodzie chersońskim.
M.D.: Obwód chersoński to historyczne terytorium Krymskiego Chanatu, więc można powiedzieć, że były to nasze ziemie. My jednak będziemy budowali swoją autonomię na Krymie i w składzie państwa ukraińskiego. Kropka.
PAP: Jest pan właśnie znany jako zwolennik ukraińskiej państwowości i ukraiński patriota.
M.D.: Nie mamy wielkiego wyboru. Pod Rosją byliśmy około dwustu lat i wiemy, jak to jest. Ukraińscy także byli prześladowani i poddawani rusyfikacji. Wychodziliśmy z tego, że Ukraina zrozumie nas lepiej. Myślenie większości Rosjan jest wielkopaństwowe i szowinistyczne. Ukraińcy są inni, bardziej tolerancyjni. Po ogłoszeniu niepodległości Ukrainy oświadczyliśmy, że będziemy w jej składzie i nie ma powodu, by to stanowisko zmieniać.
PAP: 25 maja na Ukrainie odbyły się wybory prezydenckie, w których zwyciężył Petro Poroszenko. Czy nowemu prezydentowi uda się uregulować sytuację na wschodzie kraju, gdzie trwają prorosyjskie bunty?
M.D.: Nie zależy to tylko od jednego człowieka. Trzeba mu pomagać. Poprzedni prezydent Wiktor Janukowycz był bandytą i złodziejem. Znam ich dobrze, bo spędziłem z nimi w łagrach 15 lat. Poroszenko myśli inaczej, jest człowiekiem inteligentnym. Wiążę z nim duże nadzieje i uważam, że Ukraina dokonała dobrego wyboru. Poroszenko jest patriotą. Był ze swoimi dziećmi na Majdanie, gdy trwały tam walki. Inni w pośpiechu wywozili swoje rodziny, a on rzucał się na pomoc. Ale sam nie może zmienić wszystkiego w jednej chwili. Ci, którzy myślą, że upora się z problemami od razu, są w błędzie.
PAP: Jak widzi pan przyszłość Rosji?
M.D.: Żadnego optymizmu związanego z tym krajem nie widzę, jeśli nie dojdą tam do władzy siły demokratyczne. One jednak są bardzo słabe. Z Rosją łączy nas wiele, byli tam i są ludzie, z którymi mamy naprawdę braterskie relacje, lecz jest ich mało. Proszę jednak spojrzeć, jak na tle bandyckiej napaści na sąsiedni kraj rosną dziś notowania Władimira Putina. W Ameryce wywołałoby to odwrotną reakcję w stosunku do prezydenta, a w Rosji jest inaczej. Rosja nigdy nie była demokratyczna. Ona potrzebuje cara, silnego cara.
PAP: Czy zdecydował pan już, na co przeznaczy Nagrodę Solidarności?
M.D.: Potrzeb jest wiele, a pieniędzy zawsze za mało. Część można skierować na Fundusz Rozwoju Krymu, który działa na rzecz rozwoju demokracji. Chciałbym wesprzeć niezależne media na Krymie, które znajdują się dziś pod ogromną presją. Jest problem uciekinierów, którym też trzeba pomagać. Chciałbym przekazać 100 tysięcy euro na fundusz wsparcia rodzin ofiar Majdanu i rodzin wojskowych, którzy zginęli w operacji antyterrorystycznej. Ludzie o nich zapominają, a to przecież oni swoimi ciałami i ceną własnego życie bronili tysięcy. Takie rzeczy trzeba pamiętać.
PAP: Dziękuję panu za spotkanie.
Rozmawiał w Kijowie Jarosław Junko (PAP)