To dobry początek, konieczna jednak dyskusja nt. konkretnych rozwiązań - ocenia projekt nowej ustawy o repatriacji Robert Wyszyński ze "Wspólnoty Polskiej". "Problem repatriacji nie istnieje. To humbug polityczny" - tak o projekcie mówi historyk Marcin Zaremba.
Projekt nowej ustawy o repatriacji, przedstawiony w poniedziałek przez pełnomocnik rządu ds. dialogu międzynarodowego Annę Marię Anders zakłada, że zesłani zamieszkujący azjatycką część b. ZSRR, ich małżonkowie i potomkowie będą mogli wrócić do Polski. Projekt obowiązywałby przez 10 lat i miałby objąć 10 tys. osób.
Jak zaznaczył Robert Wyszyński ze Stowarzyszenia "Wspólnota Polska" ważne, by rozmawiać o wielu rozwiązaniach i wybrać najlepsze. "Dobrze, że uczyniono pierwszy krok, bo mamy przecież jednak wobec repatriantów pewne zobowiązania. Myślę, że w trakcie dyskusji rozwiązania zostaną wypracowane. Np. Niemcy stawiają tu na stwarzanie samorządu repatriantów, by nie czuli, że ktoś podejmuje decyzje za nich i sami pilnują swojego. Rozwiązanie rosyjskie zaś przewiduje, że zajmujący się nimi organ, wszystkie podmioty uczestniczące i samorządy zbierają się dwa razy w roku i ma miejsce ciągła ewaluacja rozwiązań" - opowiadał.
Pozytywnie ocenił koncepcję powołania pełnomocników. Według niego powinno też powstać niezależne ciało odwoławcze. "Ważne, że jest projekt, to dobry początek, teraz ustawa musi być dopracowana" - zaakcentował. Wedle jego wiedzy z kazachskiego spisu ludności wynika, że żyje tam obecnie ok. 34 tys. osób o narodowości polskiej. "Wiernych kościoła rzymsko-katolickiego jest ok. 300 tys., z czego większość to osoby o pochodzeniu polskim. Część Polaków trafiła także do b. republik znajdujących się koło Kazachstanu" - relacjonował Wyszyński.
Jego zdaniem celem projektu powinna być szeroko rozumiana "polityka zadośćuczynienia" dla Polaków, którzy nie wyrzekli się swojej narodowości, za co zostali zesłani w głąb ZSRR i nigdy nie mogli wrócić do kraju. "Mam nadzieję, że wreszcie zostanie im udzielona konkretna pomoc, by to było możliwe" - mówił podkreślając, że znacząca część polskich zesłańców i ich potomków żyje w Kazachstanie.
"Jest im tam naprawdę ciężko. Kołchozy, które sami stworzyli, nie są już ich, nie czeka ich ścieżka awansu zawodowego czy finansowego. Dlatego szczególnie młodzi chcą wyjechać, więc tu ważne są programy stypendialne. Istotne są też kwestie ubezpieczeniowe i mienia przesiedleńczego. Zacząć trzeba by od umowy z Kazachstanem zwłaszcza o okresie składkowym, bo przecież ci ludzie coś tam wypracowali, nie mogą zaczynać od zera, zwłaszcza osoby starsze. Ważną sprawą jest też samo przetransportowanie ich do Polski, określenie ile osób możemy przywieźć rocznie, a pamiętajmy, że podróż z Kazachstanu trwa trzy dni" - wyliczał Wyszyński.
Według niego należy pamiętać, że tanie czy szybkie rozwiązania niewiele przynoszą. "Oni nie mogą zaczynać od zera. Musimy się zastanowić, co potem, przygotować społeczeństwo polskie na ich przybycie. Umożliwiać też przyjazd rodzinom, sprowadzanie rodziców, których z reguły nie chcą zostawiać samych. Pamiętajmy też, że to także dla nich jest trudne, bo nie wracają do siebie, do ziem, skąd ich wysiedlono. Nie może być na pewno tak: +przyjeżdżaj, dostaniesz dopłatę i sobie radź+, bo zamkną się w swoim środowisku. Oni się wtopią w społeczeństwo, ale trzeba odpowiedniej polityki, nie pozostawiania ich samym sobie" - zaakcentował.
Natomiast zdaniem historyka Marcina Zaremby problem repatriacji w rzeczywistości "nie istnieje". "Polacy, którzy chcieli wrócić - dawno wrócili. Teraz są tam już tylko ich potomkowie, którzy już się zaaklimatyzowali, często wżenili w kazachskie czy rosyjskie rodziny. I nie jest ich tam zbyt wiele. Najwięcej Polaków jest na Litwie, w okolicach Wilna. W związku z tym ja bym podejrzewał, że tu nie chodzi o żadną pomoc. Chociaż jak ktoś się zdecyduje, to oczywiście dobrze, jeśli będzie mógł wrócić do Polski, ale nie będą to jakieś astronomiczne liczby" - podkreślił Zaremba.
"Myślę, że tak naprawdę chodzi o dwie rzeczy. Po pierwsze, by stworzyć taki pozytywny obraz Beaty Szydło i rządu polskiego, który z troską pochyla się nad porzuconymi przez poprzednie rządy Polakami. Po drugie - żeby podkreślić wobec Unii Europejskiej, że my nie będziemy przyjmować żadnych uchodźców, bo mamy na głowie repatriantów, którzy przebierają nogami, żeby do Polski przyjechać, co nie jest prawdą. Nic poważnego z tego nie będzie. Ma to tylko wymiar polityczny, to polityczny humbug" - zaznaczył historyk.
Nowa ustawa zakłada dwie drogi repatriacji. Pierwszą - na dotychczasowych zasadach (zaproszenie przez samorząd) oraz nową, w formie pomocy organizowanej przez władze centralne (repatrianci mieliby mieć zapewnione pół roku w ośrodku pobytu, zapewniony kolejny rok utrzymania i wynajem mieszkania).
Rząd, według informacji PAP, planuje powołać specjalnego pełnomocnika i pełnomocników wojewódzkich. Przybyłym do ojczyzny przysługiwałyby świadczenia w formie zasiłku: transportowego, na zagospodarowanie, szkolnego, na wynajem mieszkania. Projekt ma zacząć obowiązywać w II połowie roku, szczegóły mają być znane w ciągu kilku tygodni. (PAP)
akn/ agz/ malk/