11 sierpnia mija 85. rocznica urodzin Jerzego Grotowskiego - reżysera, pedagoga, teoretyka i reformatora teatru. Całkowitość stawia człowieka Grotowskiego obok bogów - mówi PAP dyrektor Instytutu im. Jerzego Grotowskiego we Wrocławiu, Jarosław Fret.
Polska Agencja Prasowa: Od 1995 r. pracuje pan w Ośrodku Badań Twórczości Jerzego Grotowskiego i Poszukiwań Teatralno-Kulturowych we Wrocławiu, który mieści się w dawnej siedzibie Grotowskiego w Rynku. W lutym 2004 r. został pan jego dyrektorem, a w grudniu 2006 r. przekształcił Ośrodek w unikatową w skali światowej placówkę - Instytut im. Jerzego Grotowskiego. Organizują państwo m.in. międzynarodowe rezydencje, warsztaty teoretyczne i praktyczne, staże. Cyklicznie realizowane są tu różnorodne przedsięwzięcia - np. Otwarty Uniwersytet Poszukiwań - spotykają się ludzie z zagranicy i młodzi Polacy z ludźmi, którzy pamiętają Grotowskiego, a czasem z nim pracowali, jak np. Rena Mirecka. Jest pan aktorem, reżyserem, twórcą Teatru ZAR, a zarazem kontynuatorem jego dzieła. Czy magia jego nazwiska nadal działa?
Jarosław Fret: Nie byłbym skory do używania takiego określenia jak magia nazwiska, szczególnie w odniesieniu do Jerzego Grotowskiego. To, co z perspektywy kolejnych pokoleń czy też różnic w filozofii uprawianej sztuki teatru wygląda na "magię", z bliska jest wyzwaniem, może nawet "przekleństwem". Pierwsze lata po śmierci Grotowskiego (przepraszam, że "na urodziny" przywołuję moment odejścia Mistrza) były okresem szczególnej weryfikacji magii - i tak naprawdę, jakimś karkołomnym wysiłkiem. Udało się kilku ośrodkom odnoszącym się do twórczości Grotowskiego, przede wszystkim włoskiemu Workcenter of Jerzy Grotowski and Thomas Richards uniknąć czegoś, co można by nazwać "sporem kompetencyjnym".
My we wrocławskim Instytucie nie czujemy się kontynuatorami dzieła Grotowskiego. Osobiście bliski jest mi okres teatru przedstawień oraz Teatru Źródeł i perspektywa, czy raczej wyzwanie połączenia ich w jeden nurt twórczy. Staramy się wsłuchać w pytania, jakie stawiał sobie Grotowski, jednak dać własne odpowiedzi, nieść własną estetykę i kulturę teatru. Workcenter, do dziś działające w Toskanii - również od ponad trzydziestu lat - eksploruje w domenie ostatnich poszukiwań i odpowiedzi, jakich udzielił w praktyce Jerzy Grotowski. Tam "magia" jest codzienną praktyką - obecną nieobecnością Mistrza.
Instytut im. J. Grotowskiego to dziś placówka bardzo szeroko definiująca teatr, a to, co wiąże nas z Grotowskim, to perspektywa etyczna sięgająca daleko wstecz aż do Stanisławskiego.
PAP: Grotowski urodził się w Rzeszowie, wojenne lata spędził w Nienadówce. Potem były studia w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie. Gdzie pańskim zdaniem tkwi źródło jego twórczości: czy to polska prowincja i ludowa obyczajowość wraz z jej magicznymi praktykami, polski romantyzm i Wyspiański, a może jego duchowe poszukiwania w religiach Wschodu?
Jarosław Fret: Do tego należałoby jeszcze dodać - za samym Grotowskim - Haiti: jedną z jego dwóch duchowych ojczyzn. Ale to opętanie romantyzmem - Eugenio Barba powiedział kiedyś, że Grotowski był przekonany, że jest inkarnacją ducha Mickiewicza lub przynajmniej jakiejś jego części - wg mnie było obecne u Grotowskiego nieprzerwanie. Poszukiwania człowieka całkowitego uwzględniające ryzyko, że nie jest to człowiek idealny. Ale to całkowitość stawia człowieka Grotowskiego obok bogów, a nie doskonałość. Jego romantyzm przekraczał granice Polski. To był romantyzm europejski - niestety, wciąż europocentryczny w jego twórczości - choć niewątpliwie osobiście niezwykle otwarty, wręcz "erudycyjny". Myśląc o źródłach, chciałbym wskazać osobistą ścieżkę praktyki Grotowskiego - a na ten temat nie wiemy wiele. Pozostaje dla mnie praktykiem myśli, wielkim demiurgiem, architektem. Nie wiem, jaką pieśń mógłbym z nim wspólnie, podkreślam wspólnie, zaśpiewać, a nie tylko zaśpiewać dla niego.
PAP: Okres od Teatru 13 Rzędów w Opolu (1959-64) po "Apocalypsis cum figuris" (trzy wersje w latach 1969-73 zrealizowane już w Teatrze Laboratorium we Wrocławiu) badacze określają terminem teatr przedstawień. Którą inscenizację z lat opolskich i wrocławskich uważa pan za nadal inspirującą, żywą?..
Jarosław Fret: Myślę, że wielu badaczy zgodzi się na wyodrębnienie trzech tytułów. To "Akropolis", jeszcze opolskie z premierą w 1962 r., oraz "Książę Niezłomny" przygotowywany też w Opolu, ale z premierą po przenosinach do Wrocławia w 1965 r., oraz oczywiście "Apokalypsis cum figuris". Spektakle, które wydaje się nie łączy nic w perspektywie estetyki sceny, zasad kompozycji czy nawet typu aktorstwa. Spektakle modele, które opuściły laboratorium - tu rozumiane jako miejsce tworzenia prototypów - i zmieniły światowy teatr. Wszystkie należą do longue duree teatru.
"Apokalypsis" wpisało się w biografię pokolenia lat 70. i zmieniło teatr "od środka", od aktora-człowieka - przetrwało i trwa w ludziach. "Książę Niezłomny" atakuje naszą wyobraźnię swym niedoskonałym, lecz wielce sugestywnym zapisem wzmagając mit Teatru Laboratorium i "świętości" Ryszarda Cieślaka, aktora całkowitego. To wielki i przemożny wpływ na każde, wschodzące pokolenie aktorów. I jeszcze "Akropolis"... Przypomnę, że w grudniu minie 50 lat od rejestracji tego spektaklu w studiu BBC pod Londynem wraz z przedmową Petera Brooka - i jest to doskonały zapis teatru muzycznej kompozycji, radykalnej estetyki, dzięki pracy Józefa Szajny i Jerzego Gurawskiego oczywiście. Wielka lekcja teatru.
Trudno porównać te trzy oddziaływania, jedne widoczne - inne głęboko ukryte w osobistych biografiach twórczych. A i tak Ludwik Flaszen uważa za teatralnie najlepszy spektakl Grotowskiego "Tragiczne dzieje doktora Fausta" z 1963 r. To spektakl, w którym dopatrywać się można zalążków wielu, jeśli nie wszystkich idei rozwijanych i doskonalonych później przez Grotowskiego.
PAP: Kiedy w czerwcu 1989 r. zmarły w tym roku prof. Jerzy Osiński tworzył program Ośrodka - w jego nazwie umieścił człon "poszukiwania teatralno-kulturowe". Grotowski wykroczył poza teatr. Od 1969 r. prowadził terenowe prace warsztatowe pod nazwą "Parateatr", a kolejnym etapem były badania interkulturowe w ramach Teatru Źródeł (1976-1982). A potem, już na emigracji realizował w USA projekt "Dramat Obiektywny" (1982-85), by po utworzeniu swojego Ośrodka we włoskiej Pontederze skupić się ze współpracownikami na pracy nad "Sztukami Rytualnymi". Czy da się określić, który z tych etapów był dla niego kluczowy? Który z nich jest dziś ważny, aktualny dla współczesnych?
Jarosław Fret: Bardzo trudno odpowiedzieć na tak postawione pytanie. O wiele łatwiejsze jest wskazanie, który ze wspomnianych okresów przysparza dziś najwięcej "kłopotu" i będzie to niewątpliwie okres parateatralny. Sam Grotowski jakby usuwał go na margines, podkreślając jego przejściową, transgresywną funkcję. Dla mnie tak naprawdę od czasu Teatru Źródeł trwa jeden eon w twórczości Grotowskiego, pełen meandrów, lecz ciągły i konsekwentny. Jego wspólnym mianownikiem mogłaby być idea sztuki obiektywnej w obrębie performing arts. A więc nie tylko jak być poetą, artystą sceny, lecz jak być kompozytorem czy konstruktorem działań i ich recepcji podczas działania. Podobne, lecz stawiane pod innymi pojęciami i realizowane innymi narzędziami, pytania będziemy mogli odkryć w całej twórczość Grotowskiego, także w okresie przedstawień.
Moim zdaniem, dla samego Grotowskiego jednak kluczowe pozostają momenty kryzysów, gwałtownych zwrotów, których nikt nie rozumiał, nawet jego najbliżsi współpracownicy.
Rozmawiał: Grzegorz Janikowski (PAP)
autor: Grzegorz Janikowski
gj/ pat/