Komisja Europejska nie chce komentować sprawy deportowanej na wniosek polskich władz aktywistki Ludmiły Kozłowskiej. Ona sama i jej fundacja są cały czas w unijnym rejestrze przejrzystości. Eurodeputowana Rebecca Harms podkreśla, że ma zaufanie do aktywistki.
Kozłowska - obywatelka Ukrainy i prezes Fundacji Otwarty Dialog - została deportowana z terytorium Unii Europejskiej do Kijowa 14 sierpnia przez alert, jaki polskie władze zamieściły w Systemie Informacyjnym Schengen (SIS).
ABW przekazało w poniedziałek, że ze względu na "poważne wątpliwości" co do finansowania kierowanej przez Kozłowską fundacji wydało negatywną opinię w jej sprawie, co skutkowało objęciem jej zakazem wjazdu do Polski i UE. Krytycy przekonują, że było to nadużycie SIS i domagają się umożliwienia szefowej fundacji powrotu do Polski.
Komisja Europejska nie chciała komentować tej konkretnej sprawy. Rzeczniczka KE Tove Ernst mówiła na środowej konferencji prasowej, że Komisja nie ma dostępu do informacji zawartych w systemie SIS, bo został on zarezerwowany dla odpowiednich władz w krajach członkowskich. "To państwa członkowskie, które umieściły informacje w systemie, są odpowiedzialne za ich treść" - podkreśliła.
Komisja była jednak zaangażowana w sprawę Fundacji Otwarty Dialog już wcześniej. Jeszcze w pierwszej połowie br. pisemne pytania w jej sprawie złożyli europosłowie PiS Kosma Złotowski, Ryszard Legutko i Ryszard Czarnecki.
"Coraz częściej pojawiają się w mediach wątpliwości dotyczące faktycznych celów działania Fundacji Otwarty Dialog. Wśród niepokojących faktów związanych z fundacją jest między innymi ten, że władze stowarzyszenia, które oficjalnie działa na rzecz Ukrainy, posiadają paszporty rosyjskie zdobyte w 2014 r." - pisał do KE Legutko, pytając, jak ta zamierza zweryfikować sytuację fundacji.
"Czy według Komisji Europejskiej Ludmiła Kozłowska, która ma liczne powiązania z Federacją Rosyjską oraz kieruje fundacją finansowaną przez podmiot współpracujący z Marynarką Wojenną Federacji Rosyjskiej, jest osobą godną zaufania i może posiadać przepustkę do instytucji unijnych?" - pytał z kolei Czarnecki.
Odpowiadający na te pisma wiceszef KE Frans Timmermans podkreślał, że nie ma żadnych wyłączeń w dostępie do instytucji unijnych (który zapewnia rejestr) ze względu na narodowość. Zwrócił się też do eurodeputowanych, by ci - jeśli mają jakieś konkretne informacje dotyczące ewentualnych naruszeń kodeksu postępowania - przekazali je Komisji.
Zarówno fundacja, jak i sama Kozłowska cały czas funkcjonują w unijnym rejestrze przejrzystości. Współpracownicy Kozłowskiej podkreślają, że paszport rosyjski przyznano jej po zaanektowaniu przez Rosję Krymu, z którego kobieta pochodzi.
Zaufanie do Kozłowskiej wyrazili sygnatariusze petycji - wśród nich europosłowie PO, socjalistów, liberałów i Zielonych - zawierającej apel o umożliwienie jej powrotu do strefy Schengen. "Pracuję z nią i jej organizacją od lat. Nie wierzę w oskarżenia, które sprowadzają się do tego, że to piąta kolumna Kremla w UE" - powiedziała PAP Rebecca Harms, niemiecka eurodeputowana Zielonych, znana z proukraińskiego zaangażowania na forum unijnym.
Jak zaznaczyła, zajmuje w tej sprawie stanowcze stanowisko, bo jest prawdopodobnie jednym z niewielu eurodeputowanych, którzy osobiście znają Kozłowską od długiego czasu. "Dla mnie nie ma znaczenia, czy do niewłaściwego wykorzystania SIS doszło ze strony Polski, czy innego kraju. To nie powinno się było wydarzyć" - argumentowała.
Europosłanka zaznaczyła, że współpracowała z Fundacją Otwarty Dialog w Brukseli zwłaszcza na rzecz uwolnienia ukraińskich więźniów politycznych w Rosji. Organizacja m.in. sprowadziła do Parlamentu Europejskiego ukraińską pilotkę Nadiję Sawczenko, by nagłośnić sprawę jej rodaków przetrzymywanych przez Rosję.
Oskarżenia pod adresem fundacji odrzuca przewodniczący jej rady, prywatnie mąż Kozłowskiej, Bartosz Kramek. "Postrzegamy to, co się dzieje, jako kolejny element w długiej serii ataków na nas i naszą organizację. To nie jest przypadek, że o wszystkich rzekomych zastrzeżeniach dotyczących finansowania czy absurdalnych - biorąc pod uwagę stanowczo antykremlowski charakter działalności fundacji - związkach z Rosją, słyszymy od momentu, gdy w lipcu ubiegłego roku wystąpiłem ze swoim tekstem, który prawicowe media okrzyknęły planem na majdan" - powiedział PAP Kramek.
Jak podkreślił, kontrola skarbowa, która trwa w fundacji od roku, niczego nie wykazała. Ministerstwo Spraw Zagranicznych chciało wprowadzić do fundacji zarząd komisaryczny, ale sąd ten ruch zablokował. "Mamy prawomocne orzeczenie sądu, sąd tego komisarza odrzucił. Wszelkie argumenty ministrów spraw zagranicznych - najpierw Witolda Waszczykowskiego, później Jacka Czaputowicza - zostały oddalone, a nasze uwzględnione, z uwagi na konstytucję, wolność słowa i niezależność organizacji pozarządowych. Ponadto MSZ nie było w stanie nawet wskazać, jakie konkretnie przepisy naruszyliśmy" - wymieniał Kramek.
Odnosząc się do zarzutów dotyczących źródeł finansowania fundacji, przewodniczący jej rady podkreślił, że Otwarty Dialog co roku składa sprawozdania finansowe, które trafiają do Krajowego Rejestru Finansowego i urzędu skarbowego. "Nigdy nie było żadnych zastrzeżeń. Fundacja ma prowadzoną pełną księgowość. Źródła naszego finansowania nigdy nie były utajnione. One są od kilku lat widoczne na stronach internetowych. Kiedy współpracowaliśmy z politykami obecnie rządzącej partii, oni je znali i nie budziło to z ich strony żadnych kontrowersji" - zaznaczył Kramek.
Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)
stk/ akl/ mal/ pś/