Nieudana misja premiera Władysława Grabskiego podczas konferencji w Spa przeszła do polskiej historii jako najbardziej spektakularna porażka dyplomatyczna II RP. 10 lipca 1920 roku w Spa Polska zgodziła się na wycofanie wojsk na linię Curzona, oddanie Wilna Litwie i złożenie w ręce alianckie przyszłości Galicji Wschodniej, Śląska Cieszyńskiego i Gdańska.
Wojna z bolszewicką Rosją trwała już ponad rok. W pierwszych dniach lipca 1920 roku ruszyła ofensywa Armii Czerwonej na litewsko-białoruskim froncie. Na południu uderzyła Konarmia pod wodzą Siemiona Budionnego. Polacy – pomimo zaciętej obrony - ponosili klęskę za klęską i zostali zmuszeni do odwrotu.
Z rejonu walk dochodziły informacje o bezprzykładnym okrucieństwie bolszewików, którego ofiarą padała przede wszystkim ludność cywilna. Szczególnie cierpiało ziemiaństwo, które bolszewicy mordowali bez cienia litości, plądrując i paląc dworki.
Ale porażki nie złamały uporczywej chęci oporu. Codziennie do punktów mobilizacyjnych zgłaszało się blisko 100 tys. osób, w szczególności młodzież gimnazjalna i studencka. Gimnazjaliści gotowi byli zawyżać przed komisją poborową swój wiek, byle tylko wdziać mundur i ruszyć na front.
Ducha oporu podtrzymywał również w Polakach Kościół. Opublikowany 7 lipca „List biskupów polskich do Narodu Polskiego” wzywał do politycznej jedności, apelował do wspierania finansowego armii i wstępowania w jej szeregi.
Sytuacja zaczęła się robić dramatyczna. Zagrożona była niepodległość dopiero co odrodzonego państwa. Konieczna była pomoc ze strony państw zachodnich. Premier Władysław Grabski wyruszył na konferencję w Spa w Belgii, gdzie alianci obradowali nad sprawą niemieckich odszkodowań wojennych. Tam spotkał się z premierem Wielkiej Brytanii, którym był David Lloyd Georg.
Spotkanie Grabskiego z Lloydem w Spa
Atak Armii Czerwonej na Polskę był dla aliantów zaskoczeniem. „Przywódcy alianccy łatwowiernie zakładali – pisał w książce +Orzeł biały, czerwona gwiazda+ Norman Davies – że reżim bolszewicki jest zbyt słaby na to, by zaangażować się w wojnę zewnętrzną”.
Lloyd George nie chciał widzieć się z polskim premierem. Pomijając samo zaskoczenie konfliktem, sytuacja była dla brytyjskiego polityka niewygodna z kilku innych powodów. Między innymi dlatego, że kryzys polski zagrażał polityce handlu z Rosją, która była jego pomysłem i powoli przechodziła z fazy planów do faktów. Ponadto, obawiał się konfliktu politycznego z Winstonem Churchillem, zakłócenia spokoju w koalicji rządzącej oraz napięć w relacjach z Francją. Z tych względów, najbardziej opłacalne dla niego było nie robić nic i czekać na rozwój wypadków. Tym bardziej, że granica między Polską a sowiecką Rosją nie została nigdy wytyczona. „Od samego początku Lloyd George miał poczucie, że działa pod przymusem – pisał Davies – co w znacznej mierze wyjaśnia jego szorstkie postępowanie”.
Lloyd George – w zamian za pośrednictwo w rokowaniach z Moskwą – zażądał od Grabskiego uznania wschodniej granicy Polski na środkowym Bugu, czyli na tzw. Linii Curzona, która odpowiadała granicy zaboru rosyjskiego po trzecim rozbiorze Polski. Ponadto, domagał się zrzeczenia przez Polskę Wilna na rzecz Litwy i złożenia w ręce alianckie przyszłości Galicji Wschodniej, Śląska Cieszyńskiego i Gdańska. Co prawda, padły mgliste obietnice dostaw sprzętu i broni dla Polski w przypadku fiaska negocjacji, ale - krótko mówiąc - podpisane 10 lipca „Porozumienie ze Spa” było dla Polski upokarzające.
Reakcje w Polsce
O ustaleniach ze Spa socjalistyczny „Naród” grzmiał: „Jeżeli w walce tej nie odeprzemy nawały bolszewickiej, to stokroć lepiej będzie aby bolszewia przewaliła się po naszej ojczyźnie, a stąd poszła po całej Europie. Bo wtedy Europa znajdzie się w jednakowych warunkach”. Z kolei wspierające rząd tytuły „narodowe” starały się pokazać wyniki rozmów w Spa w korzystniejszym świetle i uciekały od negatywnych ocen.
Najostrzej zareagował kościół, wyrażając zaniepokojenie kierunkiem polityki Ententy: „Jeszcze nie przebrzmiały echa i wołania, iż bolszewizm zagraża krwawo zdobytemu pokojowi świata, że jest on zarazą od której wszelkie ginie życie, że żadne szanujące swój byt państwo nie może z nim wejść w stałe układy, że walka z nim do upadłego jest istotnym warunkiem istnienia państw i narodów. Jeszcze nie przebrzmiały te hasła uroczyście wywołane na usta rządów i dyplomacji, aż oto Europa zaczyna się słaniać do stóp swego nieprzejednanego wroga” - pisali polscy biskupi.
Odpowiedź Rosji
Ale już kilka dni po podpisaniu porozumienia, rząd Włodzimierza Lenina odrzucił treść wysłanego przez Lloyda George'a rankiem 11 lipca do Moskwy telegramu, który zawierał propozycję alianckiego pośrednictwa w negocjacjach. „Rząd sowiecki nie może w żadnych okolicznościach zgodzić się na to – ostrym tonem odpowiedział w nocie z 17 lipca Gieorgij Cziczerin, ludowy komisarz spraw zagranicznych - by grupa mocarstw mianowała się sądem najwyższym nad wszystkimi państwami świata”.
Całkowitym niepowodzeniem zakończyła się również wysłana 21 lipca przez Lloyda George'a międzysojusznicza misja do Polski. Jej oficjalnym celem było doradzanie Polsce w negocjacjach z Rosją radziecką, a nieformalnym – na co wskazują prywatne listy jej członków – zastąpienie obecnego rządu politykami, którzy w większym stopniu podzielają alianckie spojrzenie na wschodnie sprawy Polski.
Rosja jednak w tym momencie w ogóle nie była zainteresowana zawieraniem pokoju z Polską. „Chcą nam wydrzeć zwycięstwo z rąk za pomocą oszukańczych obietnic” - pisał w telegramie z 12 lub 13 lipca Lenin do Józefa Stalina. Sowieci w tym czasie byli mocno przekonani, że pokonanie Polski i – w konsekwencji – rozpalenie rewolucyjnego ognia w kolejnych częściach Europy jest w zasięgu ich możliwości.
24 lipca rząd Grabskiego złożył dymisję, a jego miejsce zajął rząd obrony narodowej pod przewodnictwem Wincentego Witosa. Po latach, Grabski tak wspominał swoją misję: „ostatecznie zatem w Spa, inaczej niż to się stało, postąpić nie mogłem. Ale mogłem był tam nie jechać i nie pojechałbym, gdybym wiedział o nocie do nas aliantów”.
Robert Jurszo
jur/ ls/