13 X. Niedziela Żyjemy w baśni, w najprzecudniejszej baśni. Zdaje mi się, że nie jesteśmy dość wielcy, aby czuć się dostatecznie szczęśliwi. Nie jesteśmy dość dobrzy, aby być godni. O, bądźmy wielcy i dobrzy. Lewica na jutro strajk ogłasza, jako protest przeciwko wciąż nie likwidowanej okupacji. Rada Regencyjna przejmuje wojsko pod swoją władzę, gromadzi je, Polska się łączy, odbudowuje, o Boże – a tu strajk – jakieś mi się to wydaje małe. […]
16 X. Środa
Rokowania o nowy gabinet rozbijają się ciągle. Dziś miał przybyć Piłsudski. Wskutek tego obserwowaliśmy z okien ministerstwa ogromną manifestację, zdaje się POW, która szła ponoć do Zamku, "zapytać Beselera", dlaczego Piłsudski nie przyjechał. Podobno miał wyjść adiutant i powiedzieć, że przyjedzie o 3. Potem, gdy koło piątej wracałam tramwajem, widziałam na Marszałkowskiej koło Dworca Wiedeńskiego wciąż ogromne tłumy, oczekujące na przyjazd Piłsudskiego, a i w tramwaju o niczym innym nie mówiono. Châpeau bas - przed Piłsudskim, jeśli on w istocie potrafi nad sytuacją zapanować, ale taki kult dla jednego człowieka, gdy idzie o całą Polskę, to psychoza pewnego rodzaju, a hasło: "Nie ma wojska bez Piłsudskiego", to pusto brzmiący frazes. Od jednego śmiertelnego człowieka nie można uzależniać rzeczy tak wielkiej jak wojsko narodowe.
11 XI. Poniedziałek
W nocy była strzelanina. Rano od wczesnej godziny rozbrajanie oficerów niemieckich na wszystkich rogach ulicy. Ale rozbraja nie tylko milicja, lecz i tłum, masa broni dostaje się na pewno esdekom, a nawet po prostu opryszkom. Przez cały dzień odbieranie od Niemców majątku wojskowego i przejmowanie władz cywilnych. Przez cały dzień na ulicach tłumy. Ruch tramwajowy normalny. Wszędzie samochody z naszymi żołnierzami. Piłsudski rozczarował mnie. Witany przez tłum, powiedział z balkonu, że jest chory na gardło. Cóż to w takiej chwili, w takiej chwili, może kogo obchodzić. (A teraz mi się to właśnie podoba - dopisek z maja 1943 r.)
17 XI. Niedziela
Polska jest już dziś w tak szczęśliwym położeniu jak żaden kraj w Europie, a jednak wszystko idzie jak z kamienia. Organizacja wojskowa i odsiecz dla Lwowa dziwnie opieszale idą. "Lwów nie pasuje do socjalistycznego programu premiera", jak się ktoś złośliwie wyraził. N-Decja porozumiała się z zaborem pruskim i razem wszczęli wielkie larum przeciw Daszyńskiemu. Jużcić i Daszyński nie jest najszczęśliwszą Piłsudskiego kreacją. O Zjednoczenie Polski wszak idzie nade wszystko, czego nasza krótkowzroczna pepeesowska publiczność nie widzi. Już słyszałam ludzi, jak Mortkowicz, którzy się na gabinet bez Wielkopolski godzili. Endecja wysunęła na premiera Korfantego, o którym ku mojemu zdumieniu z czułością i uznaniem mówi ... panna Stefania Sempołowska. Swoją drogą charakterystyczne jest, że Piłsudski póty miał "bezwzględne zaufanie", póki siedział w Magdeburgu, gdy tylko zjawił się i palcem ruszył, ludzie, którzy "poddali mu się bez zastrzeżeń", są już przeciwko niemu. Równie jak fetyszyzmu dla Piłsudskiego nie rozumiałam, tak dziwne mi jest i to stanowisko. Dziś endecja wielki pochód narodowy urządziła, na którym bardzo niesmaczne było niesienie jak Matki Boskiej portretu Wilsona. Okrzyki na cześć Wilsona "obrońcy narodu polskiego" i koalicji. Jest to mimowolna (bo chyba nie sprytnie robiona) reklama dla najazdu nowego - amerykańskich wytworów i kapitałów, które się już szykują na Polskę, a naiwni i dobroduszni Polacy już braterstwo broni i idei widzą w Amerykanach. [...]
„Rok 1918 we wspomnieniach mężów stanów, polityków i wojskowych”, Warszawa 1987