Uczestniczył w portugalskiej "rewolucji goździków", ciął trzcinę cukrową ramię w ramię z Che Guevarą, przyjaźnił się z Kapuścińskim - Mirosław Ikonowicz 7 grudnia obchodzi 60-lecie pracy w Polskiej Agencji Prasowej. To absolutny rekord w 95-letniej historii Agencji.
60 lat temu Mirosław Ikonowicz, wilniuk z pochodzenia, zaczynał pracę jako 22-letni młodszy redaktor w dziale krajów socjalistycznych. Kiedy debiutował w PAP, część wiadomości ze świata odbierano jeszcze prostymi dalekopisami, które drukowały tekst w jednej długiej linii na wąskich paskach papieru, takich, jakie naklejano na drukach pocztowego telegramu. Komputerów w redakcjach nie było wtedy nawet w Ameryce, a Billa Gatesa (rocznik 1955) nie było jeszcze na świecie.
"Jako student trzeciego roku historii, zostałem PAP-owskim +aplegierem+ czyli czeladnikiem dziennikarskiego fachu. Miałem dużo szczęścia. Moim mistrzem-opiekunem został jeden z najbardziej doświadczonych dziennikarzy dawnego PAT-a redaktor Zygmunt Bogucki, pełen osobistego uroku i niezwykłej cierpliwości. (...) W pliku informacji Reutersa, AFP i innych agencji na temat jakiegoś wydarzenia, które kładł mi na biurku, podkreślając swemu uczniowi niebieskim ołówkiem fragmenty, które uznał za najważniejsze, była na ogół również jakaś depesza TASS-a. Specyficzny język, jakim w owych latach posługiwała się ta agencja, wprawiał nieodmiennie pana Zygmunta w wielkie zakłopotanie. Gdy natrafialiśmy w TASS-owskiej depeszy na sformułowania w rodzaju +psy łańcuchowe imperializmu+ lub +KPZR – przewodnia siła narodu+, mój mistrz redakcyjny tłumaczył dyplomatycznie i nie bez zażenowania: +Panie Mirku, to taka specyfika współczesnego rosyjskiego żargonu dziennikarskiego, zupełnie nieprzetłumaczalnego na język naszej agencji+. Ta nieodzowna w owych czasach dyplomacja pozwalała na ogół serwisowi zagranicznemu PAP zachować własny, w miarę europejski styl i rytm pracy" - wspominał Ikonowicz początki swojej pracy.
60 lat temu Mirosław Ikonowicz, wilniuk z pochodzenia, zaczynał pracę jako 22-letni młodszy redaktor w dziale krajów socjalistycznych. Kiedy debiutował w PAP, część wiadomości ze świata odbierano jeszcze prostymi dalekopisami, które drukowały tekst w jednej długiej linii na wąskich paskach papieru, takich, jakie naklejano na drukach pocztowego telegramu. Komputerów w redakcjach nie było wtedy nawet w Ameryce, a Billa Gatesa (rocznik 1955) nie było jeszcze na świecie.
Po zdobyciu dziennikarskich szlifów Ikonowicz był kolejno korespondentem PAP w Sofii (1956-1958), skąd go wyrzucono, Hawanie (1963-1969), gdzie zastąpił Leopolda Ungera i napisał chwaloną przez Fidela Castro, a krytykowaną przez polskie KC książkę "Wyspa nadziei" (reportaż o pierwszym, "romantycznym" okresie rewolucji Fidela Castro) oraz Madrycie i Lizbonie (1974-1980), gdzie książką "Hiszpania bez kastanietów" (reportaż o ostatnich latach dyktatury generała Franco) wywołał oficjalny protest dyplomatyczny. Z Hawany jeździł także do innych krajów Ameryki Łacińskiej, a z Madrytu i Lizbony robił wypady do Afryki jako korespondent wojenny, by relacjonować konflikty w Angoli, Kongu i Mozambiku. Był świadkiem sześciu rewolucji, między innymi "rewolucji goździków" w Portugalii w roku 1974. Od początku lat 80. był korespondentem PAP w Watykanie, najpierw w latach 1981-1986, a potem od 1990 do 1994 roku. Opisywał z bliska papieskie pielgrzymki zagraniczne częściej niż jakikolwiek inny polski dziennikarz. Współpracował także z "Polityką" i "Przeglądem".
"Polska była takim krajem Układu Warszawskiego, w którym stało się w pewnym momencie możliwe pojawienie się dziennikarstwa w miarę niezależnego. Wszystko, co pisaliśmy o egzotycznych krajach w jakiś sposób odnosiło się do Polski. Z przełomu lat 60. i 70. pochodzi przykład z twórczości Kapuścińskiego, który, opisując dyktaturę wojskową w odległej Gwatemali, wspomina o charakterystycznej +ciszy+ w służbie dyktatury. Jeżeli w radio są tylko piosenki, reklamy i ciekawostki, to znaczy że radiostacja pracuje w służbie ciszy - pisał Kapuściński o Gwatemali. Po latach jego słowa o ciszy w służbie dyktatury, wypisywali na ścianach internowani w Białołęce" - wspominał Ikonowicz.
Swoje doświadczenia korespondenta zagranicznego Ikonowicz opisał m.in. w książce "Zawód: korespondent; Wilno-Hawana-Madryt". Książka - jak mówił Ikonowicz - zawiera opowieści o tym, co widział, a co nie mieściło się w agencyjnej konwencji, choć - jak twierdzi - i tak, nawet w latach PRL, korespondencje zagraniczne z krajów Trzeciego Świata (bo już nie z ZSRR, czy RFN) - mogły być obszerne. Ikonowicz opisuje m.in. jak pewnego dnia na Kubie uczestniczył w żniwach trzciny cukrowej pracując ramię w ramię z Che Guevarą, który jednak, jako astmatyk, zostawał w tyle. Potem Che podarował Ikonowiczowi swą maczetę, co pogorszyło i tak zresztą złe stosunki reportera z ambasadorem PRL w Hawanie, który domagał się "konsultacji" jego tekstów wysyłanych do Warszawy.
"Angola Express" to książka, w której Ikonowicz opisuje wojnę w Angoli. "To był gorący fragment zimnej wojny. Toczyła się w świecie podzielonym na wrogie bloki - Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego. Wojnę relacjonowałem, widząc ją od strony Ludowego Ruchu Wyzwolenia Angoli, MPLA, czyli armii rządowej" - wspominał autor.
W przerwach w pracy korespondenta wojennego Ikonowicz był m.in. szefem "Biuletynu Specjalnego PAP", legendarnego wydawnictwa ukazującego się codziennie w nakładzie od 300 do 5 tys. egzemplarzy, zawierającego analizy, raporty i korespondencje, które nie trafiały do oficjalnej prasy, radia czy telewizji, poufne, objęte zakazem publikacji teksty. Egzemplarze BS rozsyłane były specjalną pocztą do przedstawicieli partii i rządu, redaktorów naczelnych ważnych pism.
"Fenomenem redakcji Biuletynu Specjalnego było jednoosobowe kierownictwo, a fenomenem kierownictwa - lenistwo Ikonowicza. Wysyłano mu na biurko kopie wszystkich korespondencji polskich reporterów PAP ze świata, a on to czytał lub nie czytał i dawał do Biuletynu jak leciało. Raz się omylił, to znaczy nie pomylił: z Breżniewem. Napisał zgodnie z prawdą, że wizyta Breżniewa w Bonn okazała się fiaskiem. Roszkowski (ówczesny prezes PAP) musiał go +zdjąć+, ale zaraz potem wysłał Ikonowicza do Włoch" - wspomina Krzysztof Mroziewicz.
Ikonowicz był jednym z bliskich przyjaciół Ryszarda Kapuścińskiego, a dzieje tej znajomości opisał w książce "Hombre Kapuściński. "Ktokolwiek miał szczęście rozmawiać z Kapuścińskim, pozostawał często na całe życie pod wrażeniem tej rozmowy. On miał niezwykłą umiejętność słuchania rozmówcy, wynikającą z jego nienasyconej, głęboko życzliwej ciekawości ludzi i świata. Każdy czuł się przy Ryśku jakoś dowartościowany, a nigdy onieśmielony. Być może to wrażliwość i wyobraźnia pisarza, który był dzieckiem polskich kresów sprawiały, że zachował niezwykłą osobistą skromność mimo światowych sukcesów, jakie były udziałem niewielu" - wspominał Ikonowicz.
W 2008 roku, w 55 roku swojej pracy w PAP, Ikonowicz relacjonował dla Agencji przebieg wojny w Gruzji.
Więcej informacji na jubileuszowej stronie www.pap.pl
Film na http://www.youtube.com/watch?v=_Z2lHB39R2o&feature=c4-overview&list=UUlnMSAg4RVYdSLx6098RI-Q
(PAP)
aszw/ woj/