Z płk. Frédéricem Gueltonem, francuskim historykiem wojskowości, rozmawia Andrzej Nieuważny Panie pułkowniku, przy dyskusjach o 1920 roku wraca pytanie o rolę Francji, a zwłaszcza gen. Weyganda. Czy to Francuzi wygrali nam wojnę ?
Panie pułkowniku, przy dyskusjach o 1920 roku wraca pytanie o rolę Francji, a zwłaszcza gen. Weyganda. Czy to Francuzi wygrali nam wojnę ?
Frédéric Guelton: Nie, na szczęście nie musieli (śmiech). Weygand zresztą nie miał takich pretensji. Świadom rozmaitych napięć i interpretacji wokół bitwy warszawskiej, używał formuły: plan polski, bitwa polska i zwycięstwo polskie. Odpowiedź ta przynosi mu zaszczyt, choć była mocno polityczna.
Polityczna, a więc dozująca prawdę?
F.G.: Nie, po prostu przechodziła ponad dyskusjami i różnicami zdań, jakie miały miejsce tamtego dramatycznego lata, wynikającymi z różnych doświadczeń wojennych, a więc nieuniknionymi.
Jaka więc była rola Francuzów w tej wojnie, czy szerzej – w odbudowie niepodległej Polski?
F.G.: W miarę oddalania się od roku 1920 polscy i francuscy politycy zaczęli przeceniać własną rolę kosztem sojusznika. Oczywiście, że wojnę wygraliście polskim wysiłkiem: krwią oficerów i żołnierzy oraz umysłami dowódców. W Polsce Piłsudskiego, nieufnej wobec francuskich ambicji i łamańców strategicznych, tłumiono jednak pamięć o wsparciu Francuzów. Te przykre dlań korekty Weygand komentował gorzkim tant pis. Trudno. A przecież, pominąwszy zapatrzonych w Sowietów francuskich socjalistów i raczkujących komunistów, w latach 1918-1921 to Francja była jedynym pewnym sojusznikiem walczącej o życie Rzeczypospolitej.
Po 1926 roku dowódca Armii Polskiej we Francji gen. Józef Haller i oddani mu oficerowie znaleźli się na cenzurowanym…
F.G.: Trzeba wspomnieć o armii Hallera, bo to pierwszy i mocny (80 tys. uzbrojonych i wyekwipowanych ludzi) dowód dobrej woli Francji wobec sprawy polskiej, nawet jeśli opierała się ona na nadziei przyszłych korzyści politycznych. Marszałek Ferdinand Foch, który włożył dużo energii i serca w tworzenie tej armii, karcił w 1918 roku urzędasów z tzw. Biura Słowiańskiego francuskiego Sztabu Generalnego słowami: czas się wreszcie zdecydować, czy zależy nam na rozwinięciu naszych wpływów w Polsce i niedopuszczeniu, by zastąpili nas inni. Z drugiej strony takie, a nie inne, początki armii Hallera, potem zaś powstanie i przyjazd w lutym 1919 roku do Polski Francuskiej Misji Wojskowej (Mission Militaire Française – MMF – A.N.) naznaczone były grzechem pierworodnym - rząd francuski negocjował je bowiem z Romanem Dmowskim, głównym politycznym rywalem Piłsudskiego.
Czy Piłsudski był od razu nastawiony „na nie” wobec Francuzów?
F.G.: Jako mąż stanu rozumiał, że francuska pomoc ma ogromne znaczenie materialne i moralne dla odradzającej się Polski. Poza tym wiosną 1919 roku, gdy wojsko polskie klejono z różnych elementów, szkoląc pospiesznie masy rekrutów, armia Hallera była prawdziwym darem niebios. Choć jako były socjalista Piłsudski nie użyłby pewnie tych słów (śmiech). Źle natomiast układały się jego stosunki z przysłanymi do Warszawy wyższymi oficerami francuskimi.
Jakie były powody: różnice doświadczeń, trudność porozumienia się „genialnego dyletanta” bez stopnia wojskowego z wychowankami zwycięskiej francuskiej szkoły wojennej?
F.G.: To na pewno. Do tego dodajmy starcie dumy narodowej obu stron. Naczelnik Państwa oraz dumni z odrodzenia ojczyzny polscy oficerowie nie chcieli wysłuchiwać lekcji, ktokolwiek by ich udzielał. Szef MMF gen. Paul Henrys szybko zrozumiał różnicę między realiami a własnymi romantycznymi oczekiwaniami. Po jednym z pierwszych spotkań z Piłsudskim pisał: szef państwa polskiego jest nastawiony wrogo do misji i nie ukrywa tego; cierpi, widząc obcych oficerów w roli doradców wojskowych, którzy przyjmują czasem postawę cenzorów.
A przyjmowali?
F.G.: Ależ tak. Druga strona dialogu głuchych to Francuzi - dumni ze zwycięstwa nad Niemcami i chętni do pouczania całego świata, w tym Polaków, których traktowali z wysoka. No, przynajmniej na początku. Lekceważony przez zawodowych oficerów (także polskich!) Piłsudski zaprzyjaźnił się jednak z Henrysem. A Foch zaczął bombardować szefa misji oskarżeniami o ślepe sprzyjanie warszawskim władzom w niezależnej i nieostrożnej polityce, która nastawia doń niechętnie ententę i wiedzie go ku przepaści. Chodziło zwłaszcza o wyprawę kijowską w kwietniu 1920 roku.
Płk Frédéric Guelton, oficer armii francuskiej, historyk wojskowości, do lipca 2010 roku szef Departamentu Wojsk Lądowych Wojskowej Służby Historycznej, redaktor naczelny „Revue historique des armées”.
Cały wywiad można przeczytać w numerze specjalnym „Mówią Wieki”, poświęconym Bitwie Warszawskiej 1920 roku.