W polskiej pamięci historycznej Psków – jedno z najważniejszych miast pogranicza rosyjsko-litewsko-polskiego - jest obecny głównie za sprawą obrazu Jana Matejki „Batory pod Pskowem”. Historia konfliktów o tę twierdzę jest jednak znacznie bardziej złożona niż triumfalne dzieło polskiego malarza.
„Zdobycie Pskowa było pierwszym krokiem Moskwy na drodze do opanowania wybrzeża Bałtyku i nic dziwnego, że miasto stało się celem sąsiadów. Polacy i Litwini nie zdołali go opanować, a bicie głową w pskowski mur odzwierciedlało słabości dawnej polsko-litewskiej wojskowości” – stwierdza w artykule wstępny redaktor naczelny „Mówią wieki” prof. Michał Kopczyński. W jego opinii przyczyną nieskuteczności wojsk polsko-litewskich był brak środków finansowych, bez których niemożliwe jest prowadzenie skutecznych działań ofensywnych. Mimo to rozejm zawarty w 1582 r. i zilustrowany, niczym wielkie zwycięstwo przez Jana Matejkę, prof. Kopczyński uznaje za sukces. „Stefan Batory co prawda nie zdobył Pskowa, ale mógł podyktować Moskwie ciężkie warunki rozejmu, bo jego wojska pustoszyły rozległe tereny państwa moskiewskiego” – dodaje. W jego opinii jest on tym bardziej znaczący, że następcom siedmiogrodzkiego króla Polski „powiodło się znacznie gorzej”.
Znaczenie Pskowa jako strategicznej twierdzy było bardzo duże już wiele dziesięcioleci przed panowaniem Stefana Batorego. Świadectwem tego jest między innymi oblężenie tego miasta w 1517 r. Dziś ten epizod wojen z Moskwą, jak zauważa Dariusz Milewski z UKSW, znajduje się „w cieniu Orszy”. Autor zwraca uwagę na społeczny wymiar rywalizacji o Psków. Mieszkańcy tego miasta nie akceptowali moskiewskich „standardów zarządzania państwem, znów więc można się było spodziewać, że zmiana protekcji moskiewskiej na litewską nie będzie dla pskowian przykra, a to dawało nadzieję na trwałe usadowienie się Jagiellonów na tym obszarze”. Niestety, obietnice swobód, jakimi cieszyli się mieszkańcy Polski i Litwy nie wystarczył do trwałego przyłączenia tego miasta do wspólnego państwa.
Rosyjski punkt widzenia na wydarzenia z czasów Stefana Batorego prezentuje Władimir Arakczejew z Uniwersytetu w Jekaterynburgu. Zauważa on również, że oblężenie Pskowa było tylko epizodem zmagań angażujących wszystkie państwa położone nad Bałtykiem „Wojna w Inflantach w latach 1558–1578 początkowo była lokalnym konfliktem między Rosją a zakonem inflanckim. Szybko jednak zaangażowali się w nią sąsiedzi państwa: Wielkie Księstwo Litewskie, Szwecja, Dania, a później połączona Rzeczpospolita” – podkreśla rosyjski badacz. Podobnie jak w wypadku innych wojen toczonych na ogromnych przestrzeniach Rosji, tak i w 1581 r. sprzymierzeńcem wojsk moskiewskich okazała się bezlitosna pogoda. „W końcu października żarty się skończyły: chwycił silny mróz, który lodem skuł rzekę Wielką i Jezioro Pskowskie. Jeden z polskich oddziałów w poszukiwaniu prowiantu wybrał się po lodzie na Wyspy Tałabskie na jeziorze Pejpus, jednak nie napotkano tam żywej duszy – ludność schroniła się w pobliskim Gdowie” – opisuje historyk. Jednocześnie zwraca uwagę na niedostateczne przygotowanie wojsk Batorego do długiej wojny i upadające morale Polaków i Litwinów. „Wielonarodowa wyniszczona masa żołnierstwa i czeladzi zaczęła stanowić większe zagrożenie dla swoich dowódców niż przeciwnik. Mnożyły się kłótnie, złodziejstwo i maruderstwo” – opisuje stan wojsk oblegających Psków zimą 1581 r.
Dariusz Milewski z UKSW: Znaczenie Pskowa jako strategicznej twierdzy było bardzo duże już wiele dziesięcioleci przed panowaniem Stefana Batorego. Świadectwem tego jest między innymi oblężenie tego miasta w 1517 r. Dziś ten epizod wojen z Moskwą, znajduje się „w cieniu Orszy”.
Końcem niezależności Pskowa i cywilizacyjnej odmienności jego mieszkańców były brutalne represje z czasów Iwana Groźnego. W obliczu niepowodzeń w Inflantach i na Litwie car Iwan Groźny zwęszył spisek i krwawo ukarał ‘buntowników’. Trudno dziś oszacować liczbę ofiar, jednak bez wątpienia należy je liczyć w tysiącach” – stwierdza Adrian Selin, z Uniwersytetu Badawczego w Sankt Petersburgu. W jego opinii skala zbrodni popełnionych przez Iwana Groźnego sprawiła, że „ani w Nowogrodzie, ani w Pskowie nie próbowano powrotu do tradycji republikańskich”.
Pasjonatów historii wojskowości i dziejów nowożytnych zainteresuje również artykuł Tomasza Bohuna o polskich najemnikach w służbie Szwecji. „Na początku XVII wieku armia szwedzka w dużej części składała się z najemników z Europy Zachodniej. W tym kontekście osobliwie wygląda epizod dotyczący werbunku Kozaków ukraińskich i chorągwi polsko-litewskich, które wsparły Szwedów w czasie ich okupacji Nowogrodu Wielkiego w latach 1611–1617” – pisze autor.
Jeszcze dawniejszymi dziejami militariów zajmuje się Antoni Olbrychski. W powszechnej opinii średniowiecze było epoką, w której prowadzeniem wojen zajmowali się wyłącznie rycerze. „Rzeczywistość jednak była inna. Mieszczanie trenowali walkę mieczem, bronili murów, na dalekie wyprawy nie ruszali się bez zbroi. W obliczu zagrożenia poczciwi kupcy i rzemieślnicy potrafili pokazać pazur” – podkreśla autor. Na szczególną uwagę zasługują ilustracje pochodzące z szesnastowiecznych traktatów fechtunku. Co ciekawe „bojowe zainteresowania mieszczan były podsycane przez władców. Szkocki monarcha Jakub II (1430–1460) zobowiązywał rycerzy do organizacji zawodów dla mieszkańców miast. Rywalizowano wówczas w strzelectwie, szermierce, a nawet walce na piki”.
Po raz kolejny „Mówią wieki” publikują teksty francuskich historyków, które wcześniej ukazały się na łamach „L’Histoire”. W tym numerze oba dotyczą I wojny światowej. Pierre Milza analizuje proces rozlania się europejskiej „wielkiej wojny” na inne kontynenty. „Aż do 1917 roku walki podczas pierwszej wojny światowej w przeważającej mierze toczyły się w Europie. Później jednak rozstrzygnięcie konfliktu zaczęło zależeć od Stanów Zjednoczonych. Był to nieodwracalny zwrot w stosunkach międzynarodowych, zapowiadający zmierzch Europy” – podkreśla historyk. W jego opinii również włączenie się Japonii do wojny miało daleko idące konsekwencje. Jedną z najważniejszych był początek ekspansji terytorialnej i gospodarczej cesarstwa w Chinach. Wpływ polityki aliantów na rozpad monarchii habsburskiej analizuje Guy Hermet. Jego poglądy z polskiego punktu widzenia mogą się wydawać zaskakujące. „W latach 1918−1919, by stawić opór bolszewickiemu zagrożeniu, alianci postanowili wesprzeć niepodległościowe dążenia narodów wschodniej i środkowej Europy. Ceną był rozpad cesarstwa habsburskiego. Na jego gruzach powstały nowe państwa […] o wiele mniej tolerancyjne niż stara Austria. W ten sposób zwycięzcy przygotowali bombę, która miała wybuchnąć 70 lat później, pod koniec zimnej wojny” – stwierdza francuski autor.
Historyk Niemiec Piotr Szlanta z Instytutu Historycznego UW pisze o wpływie innego wielkiego imperium – Francji Napoleona na kształtowanie się tożsamości narodowej mieszkańców podzielonych Niemiec. Jak zauważa autor, Niemcy zawdzięczają wiele Napoleonowi zarówno z powodu oporu wobec jego hegemonii, jak również jego polityce. Ten drugi wymiar przejawiał się między innymi likwidacją dziesiątek drobnych państewek i wzmocnieniem najsilniejszych, takich jak Bawaria i Saksonia. „Gdyby nie było epoki napoleońskiej, do zjednoczenia Niemiec doszłoby zapewne znacznie później” – podkreśla Piotr Szlanta.
Stosunkowo liberalne i mieszczańskie państwa niemieckie były dla emigracji po Powstaniu Listopadowym ważną przystanią, w której chętnie udzielano im pomocy. Rzadko jednak wspomina się, że były one również miejscem działalności spiskowej, która miała na celu zorganizowanie kolejnego powstania. Jednym z najważniejszych konspiratorów doby polistopadowej był Józef Zaliwski. „Jego nazwisko stawało się symbolem desperackiej i szaleńczej walki o niepodległość” – podkreśla historyk Wojciech Lada.
Piotr Szlanta: Niemcy zawdzięczają wiele Napoleonowi zarówno z powodu oporu wobec jego hegemonii, jak również jego polityce. Ten drugi wymiar przejawiał się między innymi likwidacją dziesiątek drobnych państewek i wzmocnieniem najsilniejszych, takich jak Bawaria i Saksonia. Gdyby nie było epoki napoleońskiej, do zjednoczenia Niemiec doszłoby zapewne znacznie później.
Obchodzony Rok Josepha Conrada jest okazją do wspominania jego twórczości. Tadeusz Cegielski z Instytutu Historycznego UW omawia wątek inspirowania się słynnego pisarza barwnymi postaciami, które można było spotkać w portach Azji Południowo-Wschodniej. Na Borneo, krainie wciąż niezdobytej, spotkał ludzi, którzy stali się pierwowzorami bohaterów jego powieści, od debiutanckiego ‘Szaleństwa Almayera’ (ang. Almayers Folly) poczynając”. Tadeusz Cegielski sam wybrał się na Borneo w poszukiwaniu śladów Conrada i klimatu jego powieści. „W kapitanacie portu przyjęto nas uprzejmie, choć z pewnym zdziwieniem. Tym bardziej że nazwisko Josepha Conrada, angielskiego pisarza polskiego pochodzenia, nic nikomu nie mówiło. Za to Polskę, czyli Polandię, kojarzą wszyscy” – wspomina autor.
Znacznie mniej przyjemne i egzotyczne wspomnienia zamieszcza Bogusław Kubisz. W latach osiemdziesiątych próbował zdobyć jeden z najbardziej deficytowych towarów. „Buty wprawdzie przywieziono, ale starczyło ich tylko dla 60 osób, mimo że można było kupić tylko po trzy pary na głowę. Ludzie łapali, co im wpadło w ręce, nawet jeśli nie były to ich numery, a potem próbowali dobrać obuwie przed sklepem, wymieniając się – czasem z dopłatą. Zyskałem tylko tyle, że byłem już w trzeciej dziesiątce listy” – wspomina wydarzenie sprzed jednego z warszawskich sklepów obuwniczych. „Przez kilka dni spędzonych w kolejce społecznej po buty na własnej skórze doświadczyłem absurdów życia w PRL. Po tej lekcji „edukacji obywatelskiej” nie chciałem mieć nic wspólnego z reżimem, którego polityka doprowadza ludzi do upodlenia” – dodaje.
Najnowsze „Mówią wieki” to kolejny numer magazynu zawierający redagowany we współpracy z Narodowym Bankiem Polskim dodatek „Polskie osiągnięcia naukowo-techniczne”. Tym razem autorzy przypominają zapomnianą dziś postać Jana Czochralskiego – jednego z najwybitniejszych polskich wynalazców, którego osiągnięcia zmieniły świat drugiej połowy XX wieku. Bez jego metody uzyskiwania monokryształów „nie byłoby rewolucji półprzewodnikowej oraz wszechobecnej elektroniki, można wręcz powiedzieć – współczesnej cywilizacji. Chodzi nie tylko o różne urządzenia zawierające procesory zbudowane na kawałku kryształu krzemu otrzymanego metodą Czochralskiego (telefony komórkowe, karty bankomatowe czy komputery), ale całą sferę przekazywania i gromadzenia informacji” – podkreśla Paweł E. Tomaszewski z Instytutu Niskich Temperatur i Badań Strukturalnych Polskiej Akademii Nauk we Wrocławiu.
Michał Szukała PAP