W Rybnie na Pomorzu odbędzie się w czwartek pogrzeb więźnia KL Stutthof zmarłego w 1945 r. w czasie tzw. marszu śmierci. Miejsce pochówku Polaka o nieustalonej tożsamości wskazała rodzina, która 71 lat temu udzieliła więźniowi pomocy, a po jego śmierci, pochowała go.
Szczątki mężczyzny spoczną w Rybnie na jednym z kilkunastu znajdujących się na terenie Pomorza cmentarzy, na których leżą więźniowie zmarli – najczęściej z zimna, głodu, wyczerpania lub chorób, w czasie ewakuacji obozu koncentracyjnego Stutthof.
O pochowanym w okolicy wsi Pnie (kilka kilometrów od Rybna) Polaku, który zmarł w czasie marszu śmierci, przedstawiciele Muzeum Stutthof oraz pionu śledczego gdańskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej dowiedzieli się przed kilkoma laty.
„Mieszkająca we Francji rodzina jednego z więźniów KL Stutthof poszukiwała grobu swojego krewnego – Jeana Aszermana – Polaka żydowskiego pochodzenia urodzonego w 1898 roku w Warszawie” – powiedziała PAP Elżbieta Grot, historyk z Muzeum Stutthof. Dodała, że Aszerman został przewieziony do Stutthofu z innego obozu w sierpniu 1944 roku i otrzymał tam numer 80 378.
Jak wyjaśniła, dzięki relacjom więźniów Stutthofu, którzy przeżyli, rodzina Aszermana wiedziała, że w 1945 roku ich krewny był w grupie ewakuowanych z obozu i dotarł do Rybna, gdzie urządzono jeden z punktów ewakuacyjnych zlokalizowanych na trasie marszu. „Więźniowie przebywali tam ponad pięć tygodni. Bardzo cierpieli z powodu głodu i chorób – głównie tyfusu plamistego” – powiedziała PAP Grot dodając, że wielu z nich w czasie pobytu w Rybnie zmarło i pochowani zostali przez współwięźniów najczęściej w zbiorowych mogiłach.
Grot wyjaśniła, że Aszerman doczekał wraz z innymi więźniami wyzwolenia, które miało miejsce w połowie marca 1945 (więźniów uwolniły wojska radzieckie) i wyruszył z grupą więźniów, którzy chcieli dostać się do Francji, niestety, zniknął im z oczu tuż po opuszczeniu obozu.
Francuscy potomkowie Aszermana byli bardzo zdeterminowani, by ustalić losy krewnego. Jak poinformowała Grot, licząc na informacje, które mogłyby im pomóc w poszukiwaniach, wielokrotnie odwiedzali Muzeum Stutthof, kilka lat temu odwiedzili też Rybno.
Mniej więcej w tym czasie sołtys Rybna uzyskał informację o więźniu, który w marcu 1945 roku dotarł do gospodarstwa w okolicach wioski Pnie. „Więzień ten szedł pieszo z Rybna. Wyglądał bardzo źle – miał zmiażdżoną część twarzy – jakby został czymś uderzony. Gospodarze pozwolili mu się umyć, nakarmili go, zaopatrzyli w chleb i mężczyzna wyruszył w dalszą drogę” – opowiedziała Grot dodając, że więzień przedstawił się, jednak rodzina nie zapisała jego nazwiska, zapamiętała jedynie, że mogło ono brzmieć „Koszerman”.
Jakiś czas później, nieopodal wioski, wspomniana rodzina znalazła ciało więźnia, któremu pomogła. „Zmarł najprawdopodobniej na skutek skrętu kiszek. Rodzina wykopała grób i pochowała go dokładnie w miejscu, w którym zmarł. Na zwłokach położono obozową miskę, którą mężczyzna miał przy sobie, a pod nią schowano kartkę, na której zapisano zapamiętane nazwisko” – wyjaśniła Grot dodając, że rodzina oznaczyła miejsce pochówku krzyżem, a później odwiedzała grób składając na nim kwiaty i zapalając znicze.
Ze względu na miejsce i czas zdarzeń oraz podobieństwo nazwisk, w 2010 roku, przeprowadzono ekshumację szczątków więźnia. Grot wyjaśniła, że w ekshumacji – poza prokuratorem IPN, który nadzorował czynności, wzięli też udział przedstawiciele rodziny Aszerman. „Mieli wielką nadzieję, że w mogile pochowany jest ich krewny. Jednak badania DNA, które przeprowadzono nie potwierdziły tego” – powiedziała PAP Grot dodając, że przy szczątkach więźnia znaleziono obozową miskę, z którą został pochowany, a kartka z nazwiskiem uległa zniszczeniu.
Grot wyjaśniła, że – mimo starań, nie udało się ustalić tożsamości więźnia. W czwartek jego szczątki zostaną pochowane na cmentarzu w Rybnie, gdzie spoczywa około 800 innych więźniów KL Stutthof zmarłych w czasie pobytu w tym obozie ewakuacyjnym. Uroczystość pogrzebową organizuje Urząd Gminy Gniewino, na terenie której leży Rybno oraz sołtys Rybna Andrzej Miedziak.
Obóz koncentracyjny Stutthof powstał 2 września 1939 r. nieopodal miejscowości, która dziś nosi nazwę Sztutowo. Początkowo obóz był przeznaczony dla Polaków z Pomorza. Od 1942 r. zaczęli do niego trafiać Polacy z innych regionów oraz grupy osób innych narodowości, m.in. Żydzi i Rosjanie. Z czasem z niewielkiego obozu rozrósł się do ponad 120 ha, miał też liczne podobozy.
W końcu stycznia 1945 r. Niemcy rozpoczęli pieszą ewakuację około połowy z 24 tysięcy przebywających wówczas w KL Stutthof więźniów (pozostałych planowano ewakuować m.in. droga morską). Trasa marszu wiodła przez Żuławy, a następnie Kaszuby. Około dwóch tysięcy więźniów po drodze uciekło. Mróz, słabe zaopatrzenie w żywność, choroby itp. sprawiły, że kolejnych dwa tysiące zmarło w trakcie wędrówki, a ponad drugie tyle - niebawem po przybyciu do miejsc tymczasowego zakwaterowania – tzw. obozów ewakuacyjnych, których na trasie przemarszu urządzono kilkanaście.
Po wojnie pieszą ewakuację więźniów nazwano marszem śmierci. Jego trasa naznaczona jest dziś kilkudziesięcioma cmentarzami lub mogiłami – pojedynczymi i zbiorowymi, w których pochowano zmarłych więźniów. Jak przypomniała w rozmowie z PAP Grot, największe cmentarze ofiar marszu znajdują się w Rybnie, Nawczu i Krępie Kaszubskiej.
Zdaniem Grot na terenie Pomorza może być jeszcze wiele – najczęściej pojedynczych, nieoznakowanych dotąd oficjalnie mogił, w których pochowano ofiary Marszu Śmierci. Historyk przypomniała, że choćby kilka lat temu mieszkanka jednej z pomorskich miejscowości wskazała miejsce pochówku trzech więźniów: ich szczątki ekshumowano i przeniesiono na cmentarz w Krępie Kaszubskiej. „Takie przypadki będą się jeszcze zdarzać. Wielu więźniów umierało po drodze i chowanych było przez okolicznych mieszkańców. Wielu z tych miejsc jeszcze nie znamy” – wyjaśniła historyk.
Od 1939 do 1945 r. do obozu Stutthof trafiło w sumie około 110 tys. więźniów. Liczbę ofiar obozu szacuje się na około 65 tys., spośród których ok. 28 tys. stanowiły osoby pochodzenia żydowskiego. (PAP)
aks/ agz/