Przewrót majowy przeprowadzony przez Józefa Piłsudskiego w 1926 r. był potrzebny i przyniósł dobre owoce – uważa prof. Janusz Cisek, dyrektor Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.
PAP: Historycy różnią się w ocenach politycznych konsekwencji zamachu z 12 maja 1926 r. Jedni twierdzą, że był on końcem demokracji w odradzającej się Polsce, inni – przeciwnie – że dzięki przewrotowi przeprowadzonemu przez Józefa Piłsudskiego system demokratyczny przetrwał.
Prof. Janusz Cisek: Przewrót majowy był w dziejach II Rzeczpospolitej ważną cezurą. Rozgraniczał całe dwudziestolecie na dwie epoki. Pierwszą do 1926 r. jako „rozchełstanej demokracji” albo „sejmowładztwa” – jak to pisano. Drugą: „uporządkowanej demokracji”, w której istnieją pewne priorytety, wartości i działania służące interesom państwa.
PAP: Jak Pan ocenia to wydarzenie sprzed 85 lat?
J.C: Myślę, że przewrót majowy był sygnałem dla tych, którzy chcieli pracować dla państwa. Przed 1926 rokiem rządy zmieniały się bardzo często, dochodziło niejednokrotnie do karkołomnych koalicji, np. Chjeno-Piasta (koalicja Chrześcijańskiego Związku Jedności Narodowej zwanego Chjeną i Polskiego Stronnictwa Ludowego „Piast” – PAP), a więc stronnictwa konserwatywnego z ludowym. Powodowało to brak stabilizacji w dziedzinie ogólnych kierunków polityki państwowej. W złym stanie była gospodarka.
Prof. Cisek: Przewrót majowy był w dziejach II Rzeczpospolitej ważną cezurą. Rozgraniczał całe dwudziestolecie na dwie epoki. Pierwszą do 1926 r. jako „rozchełstanej demokracji” albo „sejmowładztwa” – jak to pisano. Drugą: „uporządkowanej demokracji”, w której istnieją pewne priorytety, wartości i działania służące interesom państwa.
PAP: I w tej sytuacji na scenę dziejów znów wkroczył Piłsudski?
J.C: Piłsudskiemu chodziło przede wszystkim o ustabilizowanie polityki obronnej państwa, polityki zagranicznej i gospodarki. Po 1926 roku osiągnięto constans, jeżeli chodzi o politykę wojskową. Piłsudski sprawował nad tym bezpośrednią kontrolę. Podobnie stało się z polityką zagraniczną. Został jednoznacznie określony stosunek państwa polskiego do Ligi Narodów, Rosji, do Niemiec, Czech oraz innych państw, z którymi łączyły nas wspólne interesy - np. do sojuszników rumuńskich.
Zmianie uległa polityka gospodarcza. Poprzez system zamówień publicznych nakręcała się koniunktura. Realizowano wielkie inwestycje: Centralny Okręg Przemysłowy, linia kolejowa Gdynia – Śląsk, powstawał polski przemysł zbrojeniowy, wytwórnie sprzętu komunikacyjnego, które funkcjonują do dziś, jak np. Mielec, Świdnik czy Rzeszów. To wszystko miało niejako swój początek w maju 1926 roku.
PAP: Czy można zamach oceniać tylko po „owocach”, o których Pan wspomniał?
J.C.: Trudno bronić metody zamachu stanu jako środka do naprawiania życia publicznego. Ale trzeba pamiętać, że do takiej sytuacji doprowadziły określone okoliczności. Piłsudski nie był w stanie powrócić do władzy drogą legalną, a państwo się rozkładało. 26 kwietnia 1926 r. doszło do odnowienia traktatu z Rapallo pomiędzy Niemcami a Rosją (dotyczył on m.in. współpracy wojskowej obu wrogich Polsce państw – PAP). Dokumenty ujawnione niedawno i opublikowane przez Instytut Pamięci Narodowej wskazują, że Rosja liczyła, iż niepokoje społeczne (w II RP – PAP) pomogłyby jej w przejęciu władzy w Polsce. Do tego wzrastające bezrobocie, coraz słabszy kurs złotego, większa – niż można się spodziewać – niestabilność w stosunkach międzynarodowych, wskazywały na konieczność szybkiego działania. I Piłsudski to działanie podjął.
Powtórzę. Trudno bronić zamachu jako metody naprawiana państwa, ale w tym konkretnym przypadku wyniki tego kroku wskazują, że był on potrzebny, że przyniósł dobre owoce.
PAP: Ale zginęli ludzie.
J.C.: Trzysta kilkadziesiąt osób. To dużo i mało. Dużo, bo każda śmierć jest wielką tragedią, szczególnie gdy chodzi o walkę bratobójczą. Ale pewnych strat uniknąć się nie daje. Taka jest polityka.
PAP: Jak zareagowało polskie społeczeństwo na zamach majowy?
J.C.: Entuzjastycznie. Przecież większość strat dotyczyła ludności cywilnej, która wiwatowała na cześć wojsk marszałka, nie pozwalała się zepchnąć z ulic i niestety ucierpiała od odprysków, odłamków czy rykoszetów kul wystrzeliwanych przez oba walczące obozy: Piłsudskiego i prezydenta (Stanisława) Wojciechowskiego.
PAP: Przewrót poparły przede wszystkim partie lewicowe.
J.C.: Lewicowe, ale też konserwatyści. W 1926 i 1927 roku doszło do dwóch głośnych spotkań Piłsudskiego z konserwatystami w Dzikowie Tarnowskich i Nieświeżu Radziwiłłów. Arystokraci uważali, że w określonych okolicznościach i sytuacji geopolitycznej Polski Piłsudski jest właściwym mężem stanu. Byli przekonani, iż tą państwową łajbą nie należy kołysać bez ustanku i namysłu. Państwo potrzebowało stabilizacji i tę stabilizację przyniósł przewrót Piłsudskiego.
PAP: Kiedy gen. Wojciech Jaruzelski wprowadzał stan wojenny również argumentował, że Polska jest rozchwiana, że gospodarka pada.
J.C.: Wydarzania z 1926 roku rzeczywiście poprawiły sytuację państwa. Natomiast stan wojenny Jaruzelskiego konserwował to, co było najgorsze. Nie jest przecież tajemnicą, że w wówczas cofnęliśmy się w rozwoju o co najmniej dziesięć lat. Od 1981 do 1989 roku wyjechało z Polski kilkaset tysięcy zdolnych młodych ludzi. W przeciwieństwie do 1926 roku nie zostały wprowadzone żadne reformy gospodarcze, nie zrewolucjonizowano naszego życia społecznego. Wręcz przeciwnie, apatia społeczna była wręcz ogromna. Innymi słowy były to dwa biegunowo różne rozwiązania.
Rozmawiał Wojciech Kamiński (PAP)
Polemika:
Wojtek Duch: Prof. Cisek o ofiarach zamachu majowego: "Taka jest polityka"