Akcja pod Arsenałem pokazała, że dla żołnierzy Grup Szturmowych, harcerzy Szarych Szeregów ideały braterstwa, przyjaźni i patriotyzmu nie były tylko pustymi słowami, ale realnymi wartościami – mówi prof. Marek Wierzbicki z Instytutu Pamięci Narodowej i Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
26 marca 1943 r. u zbiegu ulic Długiej i Bielańskiej w Warszawie, w akcji przeprowadzonej pod kryptonimem "Meksyk II", członkowie Grup Szturmowych Szarych Szeregów, pod dowództwem Stanisława Broniewskiego „Orszy”, dokonali odbicia z rąk Gestapo Janka Bytnara „Rudego” i 20 innych więźniów. Następnego dnia w odwecie Niemcy rozstrzelali na dziedzińcu więziennym "Pawiaka" 140 Polaków i Żydów.
PAP: Prof. Tomasz Strzembosz badacz Polskiego Państwa Podziemnego twierdził, że akcja pod Arsenałem stanowiła przełom w działaniach przeciwko Niemcom. Dlaczego wcześniej nie podejmowano akcji na tak dużą skalę jak ta z 26 marca 1943 r.?
Prof. Marek Wierzbicki: To zjawisko należy rozpatrywać w szerszym kontekście dziejów okupacji niemieckiej w centralnej Polsce i stale rosnącej siły Podziemia, głównie Armii Krajowej. Powoli budowano nowe struktury, przeznaczone do nowych zadań. Od końca 1942 r. działały struktury dywersyjne w ramach Kierownictwa Dywersji (Kedywu) AK. Równocześnie potrzeba chwili zadecydowała o uruchomieniu oddziałów dywersji, które były szczególnie silne w Warszawie.
PAP: Czy wcześniej planowano przeprowadzanie tego rodzaju działań?
Prof. Marek Wierzbicki: Trudno powiedzieć, ale z pewnością nie były one na tyle ważne lub możliwe do realizacji, aby dowództwo wyraziło na nie zgodę. Praktyką działania Polskiego Państwa Podziemnego było, że każda akcja odbicia z rąk Niemców była sytuacją absolutnie wyjątkową.
Nie udało się odbić aresztowanego później, 6 maja 1943 r. naczelnika Szarych Szeregów Floriana Marciniaka. Nie odbijano Delegata Rządu Jana Piekałkiewicza, mimo że była to jedna z najważniejszych postaci Polskiego Państwa Podziemnego. Podobnie potraktowano gen. Stefana Roweckiego „Grota” – Komendanta Głównego AK po jego aresztowaniu 30 czerwca 1943 r.
Każda taka inicjatywa była więc czymś nadzwyczajnym i tego rodzaju plany były rozpatrywane przez dowództwo AK w sposób bardzo wnikliwy. Brano bowiem pod uwagę ewentualne skutki tego rodzaju działań oraz możliwości jej przeprowadzenia. Do akcji pod Arsenałem udało się doprowadzić głównie dzięki determinacji Tadeusza Zawadzkiego „Zośki” oraz Stanisława Broniewskiego „Orszy”. Jej przeprowadzenie uświadomiło Armii Krajowej możliwość skutecznej walki z Niemcami również w taki sposób.
PAP: Czy czynnik podtrzymania morale oddziałów był brany pod uwagę przy podejmowaniu decyzji o przeprowadzeniu akcji pod Arsenałem?
Prof. Marek Wierzbicki: Presja ze strony podwładnych i przyjaciół Jana Bytnara „Rudego” była niezwykle istotna. Determinacja „Zośki”, jego najbliższego przyjaciela również była ważnym czynnikiem. Liczono przy tym, że poprzez wydanie zgody na przeprowadzenie akcji wzmocnione zostanie morale warszawskich Grup Szturmowych oraz wszystkich oddziałów Kedywu. Było to szczególnie ważne z punktu widzenia ogromnej przewagi niemieckiej i ofiar ponoszonych w czasie walki z okupantem.
PAP: Czy brano również pod uwagę wpływ na cywilną ludność Warszawy i całej okupowanej Polski?
Prof. Marek Wierzbicki: Z pewnością brano to pod uwagę, ale jednocześnie rozważano, jak duże konsekwencje dla ludności cywilnej może mieć przeprowadzenie takiej akcji, jak szeroko zakrojony będzie niemiecki odwet. Pamiętajmy, że Niemcy za każdym razem stosowali zasadę odpowiedzialności zbiorowej. Po akcji pod Arsenałem w odwecie rozstrzelali 140 więźniów Pawiaka.
Wzmocnienie morale ogółu ludności poprzez skuteczną akcję zbrojną było jednak niezwykle istotne. Pamiętajmy, że w kolejnych miesiącach, na jesieni 1943 r. Niemcy zaczęli przeprowadzać niezwykle brutalne masowe egzekucje Polaków na ulicach Warszawy. Decyzja o zamachu na szefa SS i policji na dystrykt warszawski Franza Kutscherę (zamach przeprowadzono 1 lutego 1944 r.) miała na celu zahamowanie tej fali represji i uświadomienie Niemcom, że Armia Krajowa będzie na nie odpowiadać w sposób bezwzględny.
PAP: Stanisław Broniewski „Orsza” zauważył, że po zamachu na Kutscherę dowództwo było przerażone perspektywą wykrwawienia Grup Szturmowych…
Prof. Marek Wierzbicki: Z jednej strony oddziaływały wymagania tak zwanej walki bieżącej, która nasilała się z każdym miesiącem okupacji. Wymuszało to angażowanie harcerzy Grup Szturmowych w coraz większym zakresie. Powodowało to wymierne straty ludzkie i budziło pytania o sensowność nasilania walki zbrojnej. Przecież dowództwo AK przygotowywało tę podziemną armię do ostatecznego powstania powszechnego przeciw niemieckiemu okupantowi, a każde pochopne wystąpienie zbrojne mogło udaremnić te plany, a przez to zaszkodzić sprawie polskiej. Chodziło też o to, że siły Kedywu AK były ograniczone, a tam szkolono przecież przyszłych dowódców partyzanckich i powstańczych. Takie obawy były bardzo wyraźne w dowództwie Szarych Szeregów, które w GS-ach widziało potencjał elitarnych jednostek, szkolących przyszłych dowódców.
Z drugiej strony widziano w członkach GS harcerzy, którzy mieli za zadanie służbę w czasach pokoju i odbudowę Polski po wojnie. Myślę, że ten zespół czynników leżał u źródeł tego konfliktu racji. Dowództwo AK miało świadomość nasilania się walki i konieczności odpowiadania na działania niemieckie lub nawet inicjowania własnych operacji, które miałyby uprzedzać działalność okupanta. Kierownictwo Szarych Szeregów zdawało sobie sprawę z kosztów przyjęcia takich założeń. A harcerze rwali się do walki.
PAP: Czy przygotowania do akcji oraz samo jej przeprowadzenie można uznać za skuteczne?
Prof. Marek Wierzbicki: W ostatnich latach ukazały się wyniki badań prof. Grzegorza Nowika, który krytycznie przyjrzał się książce „Kamienie na szaniec”, dotarł do źródeł, które wpłynęły na treść tej powieści i zweryfikował ją od strony historycznej. Wykazał też wiele braków i innych zjawisk, które były widoczne przed akcją i po niej. Przede wszystkim podkreślał, że Szare Szeregi miały kierować się wieloma regułami, które miały być przyswajane, lecz często były nieprzestrzegane w dostateczny sposób.
Pamiętajmy, dlaczego doszło do akcji pod Arsenałem. Po aresztowaniu w nocy z 18 na 19 marca 1943 r. podharcmistrza Henryka Ostrowskiego „Heńka”, komendanta Grup Szturmowych w Hufcu „Praga” przez kolejne pięć dni, aż do aresztowania „Rudego” komenda Chorągwi Warszawskiej Szarych Szeregów, czyli „Ula Wisła” nie dokonała jakichkolwiek działań zabezpieczających na lewym brzegu Wisły. Ewakuowano wprawdzie różne magazyny z bronią, ostrzeżono członków Szarych Szeregów, część z nich uciekła z domów, ale działania te dotyczyły wyłącznie Pragi. Nie podjęto decyzji o takich samych działaniach po drugiej stronie Wisły. Do dziś nie wiadomo dlaczego.
Stanisław Broniewski „Orsza”, naczelnik Szarych Szeregów, a wówczas komendant Chorągwi Warszawskiej nigdy nie odniósł się do tej sprawy. Rano 23 marca aresztowano „Rudego”. Osiem godzin wcześniej w tym samym mieszkaniu odbywała się odprawa wszystkich dowódców Grup Szturmowych z warszawskiej chorągwi Szarych Szeregów. Gdyby Niemcy weszli do tego mieszkania osiem godzin wcześniej, to GS-y chorągwi praktycznie przestałaby istnieć, a z nimi prawdopodobnie całe kierownictwo (Główna Kwatera) Szarych Szeregów. Warto więc podkreślić, że akcja pod Arsenałem wynikała z faktu, że pozwolono doprowadzić do aresztowania „Rudego”. Można się jedynie cieszyć, że na skutek jego pojmania nie aresztowano nikogo więcej, ponieważ „Rudy” nikogo nie wydał, co przypłacił życiem.
Sama akcja była bardzo trudna do przeprowadzenia, ponieważ istniały wielkie problemy w komunikacji pomiędzy Kierownictwem Dywersji, czyli Janem Kiwerskim „Oliwą” i kierownictwem Szarych Szeregów i Chorągwi Warszawskiej. Do końca nie było więc jasne, czy zostanie wydana zgoda na przeprowadzenie tej akcji. Pamiętajmy, że w pewnym momencie podjęto decyzję o jej odwołaniu z uwagi na brak zgody przełożonych. I trzeba było odesłać do domu ludzi stojących już z bronią na stanowiskach! To pewna ilustracja tego z jakimi trudnościami zmagali się: dowódca tej akcji Stanisław Broniewski „Orsza”, a szczególnie jego zastępca Tadeusz Zawadzki „Zośka”, który przeżywał to niezwykle osobiście, bo chodziło o życie jego przyjaciela.
PAP: Czy po wydarzeniach z marca 1943 r. podjęto decyzję o zmianie zasad konspiracji w Szarych Szeregach?
Prof. Marek Wierzbicki: Z pewnością wpłynęło to na zwiększenie dyscypliny. Nie łudźmy się jednak, że w sposób znaczący. Zachowania członków Szarych Szeregów były wynikiem swego rodzaju praktyki życiowej. Wszyscy ci młodzi ludzi żyli w warunkach okupacji, spotykali się ze swoimi znajomymi, niekiedy zapominając o regułach konspiracji. Jednocześnie kierownictwo Szarych Szeregów piętnowało takie zjawiska, ale były to tendencje, których nie dało się wykorzenić. Z pewnością poziom dyscypliny uległ poprawie, ale wszystkie wspomniane zjawiska negatywne nie zanikły zupełnie.
PAP: Jakie wrażenie zrobiła akcja pod Arsenałem na Niemcach?
Prof. Marek Wierzbicki: Niemcy byli bardzo zaskoczeni. Wspominał o niej z zaskoczeniem i dezaprobatą nawet sam generalny gubernator Hans Frank. O randze tej akcji świadczy już sam fakt, że była to po pierwsza akcja przeprowadzona w dzień na ulicach śródmieścia Warszawy. Żołnierze Grup Szturmowych opanowali na kilka minut ważny punkt miasta, co było dla Niemców wielkim szokiem, tym bardziej, że zakończyła się ona sukcesem.
Powodzenie akcji było okupione dużymi stratami. Akcja spowodowała śmierć jej czterech uczestników (Maciej Aleksy Dawidowski „Alek”, Tadeusz Krzyżewicz „Buzdygan”, Hubert Lenk „Hubert” i zmarły na skutek katowania Jan Bytnar „Rudy”).
Oczywiście popełniono wiele błędów, doszło do zbyt dużego chaosu. Zupełnie zapomniano o „Heńku”, który również był przewożony zaatakowaną ciężarówką. Błąkał się po miejscu akcji pozostawiony przez swoich kolegów. Niewątpliwie była to jedna z ujemnych stron tej akcji, ale jej wydźwięk był ogromnie pozytywny. Przeszła do historii i legendy, ponieważ była przeprowadzona w sposób niezwykle brawurowy, skuteczny i z ogromnym poświęceniem wszystkich jej uczestników, z których część przypłaciła udział w niej swoim życiem. Pokazała jednocześnie, że dla żołnierzy Grup Szturmowych, harcerzy Szarych Szeregów ideały braterstwa, przyjaźni i patriotyzmu nie były tylko pustymi słowami, ale realnymi wartościami.
Rozmawiał Michał Szukała PAP
szuk/ mjs/ ls/