Konsekwencje paktu Ribbentrop-Mołotow są w Estonii nadal odczuwane. Rosyjskie sąsiedztwo wciąż budzi pytania o to, czy historia się nie powtórzy - mówi PAP historyk prof. Piotr Madajczyk. Według niego Polska powinna wysłać mocny sygnał gotowości do budowania wspólnoty.
W niedzielę w Tallinie swoją pierwszą zagraniczną wizytę złoży prezydent Polski Andrzej Duda. Weźmie on udział w obchodach Europejskiego Dnia Pamięci Ofiar Reżimów Totalitarnych w rocznicę podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow.
Historyk w rozmowie z PAP przypomina, że pakt Ribbentrop-Mołotow uderzył w kraje bałtyckie tuż po ich powstaniu - Estonia ogłosiła deklarację niepodległości w 1918 roku (Rosja sowiecka uznała ją w dwa lata później), by w 1939 roku na mocy umowy pomiędzy Rosją a Niemcami znaleźć się w sowieckiej strefie wpływów. Rosjanie wkroczyli do Estonii 17 czerwca 1940 roku; wkrótce nastąpiła aneksja.
Prof. Piotr Madajczyk przypomina, że pakt Ribbentrop-Mołotow uderzył w kraje bałtyckie tuż po ich powstaniu - Estonia ogłosiła deklarację niepodległości w 1918 roku (Rosja sowiecka uznała ją w dwa lata później), by w 1939 roku na mocy umowy pomiędzy Rosją a Niemcami znaleźć się w sowieckiej strefie wpływów. Rosjanie wkroczyli do Estonii 17 czerwca 1940 roku; wkrótce nastąpiła aneksja.
Wskutek II wojny światowej liczba ludności w Estonii zmniejszyła się o jedną czwartą, co wiązało się nie tylko ze stratami śmiertelnymi, ale także z deportacjami. Pierwsza fala deportacji w Estonii dotknęła ok. 10 tys. osób. Według historyka ta liczba może być myląca, gdy porównuje się ją z szacunkami z polskiej historii, jednak dla narodu liczącego przed wojną niecałe 1,2 mln osób to znacząca strata, tym bardziej, że wśród ofiar znalazły się narodowe elity.
"Dlatego wraz z atakiem Niemiec na ZSRR pojawiła się wśród Estończyków nadzieja na zbudowanie własnej państwowości i wyzwolenie się z wpływów sowieckich" - przypomina historyk. Po stronie Trzeciej Rzeszy zaangażowało się w walki - zgodnie z szacunkami - od 60 do 70 tys. Estończyków; zginęło ok. 10 tys., gdy do Estonii zaczął się zbliżać front wschodni, przed ofensywą sowiecką uciekło kolejne 70 tys. "Wkrótce nastąpiła kolejna fala deportacji, która w końcu lat 40. skutecznie rozbiła antysowiecki ruch oporu" - mówił prof. Madajczyk.
W ocenie historyka Estonia do dzisiaj odczuwa skutki paktu pomiędzy ZSRR a Trzecią Rzeszą w wielu aspektach. "Na miejsce deportowanych Estończyków kierowano Rosjan" - podkreślił. Jak zauważył, Rosjanie osiedlali się w krajach bałtyckich również z własnej woli, kierowani lepszymi warunkami do życia w republikach bałtyckich. Według niego dzisiaj mniejszość rosyjska stanowi jedną czwartą estońskiej populacji, w samej stolicy kraju Rosjanie stanowią 45 proc. mieszkańców. "Proszę wyobrazić sobie, że w Warszawie prawie połowa ludności jest innej narodowości i nie utożsamia się z krajem, w którym mieszka" - wskazywał.
Jak zaznaczył, historyczne doświadczenia w Estonii nabrały szczególnego znaczenia w momencie agresji Rosji na Ukrainie. "W 1920 roku Rosja uznała niepodległość Estonii po to, by w kilkanaście lat później przeprowadzić błyskawiczną aneksję. Naturalne jest, że dzisiaj w Estonii pojawiają się pytania, czy ta historia przypadkiem się nie powtórzy" - zauważył historyk.
Konsekwencją paktu zawartego przed 76 latami są również napięcia, jakie budzi dzisiaj w Estonii polityka historyczna. Historyk zwrócił uwagę, że prezydent Duda w czasie swojej wizyty odwiedzi Muzeum Okupacji, które jest kością niezgody pomiędzy mniejszością rosyjską a Estończykami. "Podobnie jest z usuwaniem obcych pomników i stawianiem nowych od lat 90. - dla rosyjskiej mniejszości znoszone pomniki są pomnikami wyzwolicieli, nie okupantów" - zaznaczył historyk. Dodał, że Rosjanie w Estonii określają część nowych pomników i symboli jako faszystowskie, przypomniał w tym kontekście estońskie dywizje SS z czasów wojny.
Prof. Madajczyk podkreślił, że w Estonii do dzisiaj panuje ogromne wyczulenie na kwestie bezpieczeństwa i rosyjskie sąsiedztwo.
W ocenie historyka obchody Europejskiego Dnia Pamięci Ofiar Reżimów Totalitarnych w Tallinie będą stanowiły dalszą część budowania wspólnoty środkowoeuropejskiej, którą było widać w zeszłym roku 1 września na Westerplatte; w obchodach 75. rocznicy wybuchu II wojny światowej na zaproszenie ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego wzięli udział m.in. prezydenci: Bułgarii, Chorwacji, Czech, Estonii, Rumunii, Litwy, Ukrainy, premier Słowacji. "Estonia w podobny sposób odwołuje się do wspólnoty i strategii zagrożenia" - ocenił prof. Madajczyk.
W Tallinie Polska powinna podkreślić wspólnotę interesów w NATO i wpływanie na politykę wobec Rosji. "Jesteśmy państwami od Rosji mniejszymi, które tylko występując wspólnie w ramach UE i NATO mogą mieć wpływ i być słyszalne. Ta współpraca jest bardzo potrzebna i sygnał mocnego zaangażowania w budowanie wspólnoty powinien w Tallinie być przez Polskę wysłany" - podkreślił historyk.
W jego ocenie przekaz Polski powinien być też powściągliwy. "Od kilku lat aktywna polityka Polski w kierunku wschodnim napotyka na dystans ze strony innych krajów regionu. W mniejszym zakresie dotyczy to Estonii, ale Litwy już jak najbardziej. Dlatego nie chodzi o to, by próbować odgrywać rolę dominującą, lecz silnie występować jako wspólnota" - podkreślił prof. Madajczyk. (PAP)
mce/ mow/