Do dziedzictwa generała Stanisława Maczka odwołują się polskie jednostki pancerne, takie jak 11 Dywizja Kawalerii Pancernej, której żołnierze noszą czarny naramiennik na pamiątkę 1 Dywizji Pancernej – powiedział w rozmowie z PAP historyk wojskowości prof. Zbigniew Wawer.
1 Dywizja Pancerna dowodzona przez gen. Stanisława Maczka została sformowana na podstawie rozkazu Naczelnego Wodza, gen. Władysława Sikorskiego 25 lutego 1942 r. Za sprawą poświęcenia jej żołnierzy na szlaku bojowym od Normandii do północnych Niemiec uważana jest za jedną z najbardziej zasłużonych i legendarnych jednostek Polskich Sił Zbrojnych.
PAP: Dowodzenie siłami zmotoryzowanymi gen. Stanisław Maczek rozpoczął w 1938 r. Zaangażowanie swoich żołnierzy we wrześniu 1939 r. określał we wspomnieniach jako „wybitne”. Jakie doświadczenia wyniósł ze służby w rodzących się siłach pancernych II RP?
Prof. Zbigniew Wawer: Doświadczenia w dowodzeniu bronią pancerną przez ówczesnego pułkownika Maczka mają swój początek w 1938 r., gdy został dowódcą zmotoryzowanej 10 Brygady Kawalerii, którą powołano rok wcześniej. Była to druga jednostka w polskim wojsku, po Warszawskiej Brygadzie Pancerno-Motorowej dowodzonej płk. Stefana Roweckiego, która miała sprostać przeciwnikowi uzbrojonemu w broń pancerną. Miały one być zalążkiem późniejszych polskich sił pancernych, choć jeszcze nie w pełni opartych na broni pancernej, ale w całości zmotoryzowanych i odpowiadających podobnym jednostkom niemieckim. Oczywiście w momencie wybuchu wojny dysponowaliśmy tylko dwoma takimi brygadami.
Kampania wrześniowa przyniosła bezcenny zasób informacji dowódcy 10 Brygady – płk. dypl. Stanisławowowi Maczkowi oraz oficerom sztabu mjr. dypl. Franciszkowi Skibińskiemu czy kpt. dypl. Ludwikowi Stankiewiczowi. Dzięki doświadczeniu w ciężkich walkach z Niemcami wiedzieli, w jaki sposób dowodząc oddziałami zmotoryzowanymi powstrzymywać i zwalczać wroga. Generał Maczek uważał, że aby pokonać przeciwnika, trzeba dysponować jednostką nie tylko zmotoryzowaną, ale przede wszystkim pancerną. To czołg oprócz lotnictwa był głównym aktorem pola walki. Kawaleria odchodziła już do przeszłości. Pamiętajmy jednak, że we wrześniu 1939 r. walczyła głównie jako formacja spieszona i potrafiła odnosić wiele sukcesów, czego najlepszym przykładem jest powstrzymanie przez nią niemieckiej 4 Dywizji Pancernej pod Mokrą. We wrześniu 1939 r. 10 Brygada Kawalerii walczyła do agresji sowieckiej, nie została rozbita. Jako zwarta jednostka przekroczyła granicę węgierską i tam została internowana.
Po dotarciu do Francji Maczek stwierdził, że w pierwszej kolejności należy odtworzyć brygadę zmotoryzowaną. Zyskał sprzymierzeńca w osobie gen. Władysława Sikorskiego, który przed wojną opublikował tłumaczoną na wiele języków książkę „Przyszła wojna” i był zwolennikiem organizowania, jak wówczas mówiono, „wojsk szybkich”. Generał Maczek znał również książkę „Achtung – Panzer!” Heinza Guderiana. Sikorski, rozmawiając z Francuzami na temat przyszłej organizacji Armii Polskiej, myślał o utworzeniu dywizji pancernej. Nie zyskał jednak poparcia, gdyż większość wyższych dowódców francuskich nie wierzyła w skuteczność wielkich jednostek pancernych, uważając, że lepiej porozdzielać pomiędzy poszczególne armie pułki i bataliony czołgów.
Generał Maczek uważał, że aby pokonać przeciwnika, trzeba dysponować jednostką nie tylko zmotoryzowaną, ale przede wszystkim pancerną. To czołg oprócz lotnictwa był głównym aktorem pola walki. Kawaleria odchodziła już do przeszłości.
Jedynym zwolennikiem rozwoju sił pancernych był ówczesny pułkownik Charles de Gaulle. We Francji odtworzono więc 10 Brygadę Kawalerii Pancernej. W niepełnym składzie wzięła udział w kampanii francuskiej, między innymi w zwycięskich walkach o Montbard 16 - 17 czerwca 1940 r., osłaniając odwrót francuskich dywizji przez Kanał Burgundzki. Pozostała część brygady została pod dowództwem płk. Kazimierza Dworaka ewakuowana do Wielkiej Brytanii i tam stała się zalążkiem tworzonej tam 2 Brygady Strzelców, 3 listopada 1940 r. została ona przemianowana na 10 Brygadę Kawalerii Pancernej.
PAP: Co było największym problemem dla polskich pancerniaków w pierwszych miesiącach w Wielkiej Brytanii?
Prof. Zbigniew Wawer: Brytyjczycy mieli wielki problem z brakiem sprzętu pancernego. Większość czołgów pozostała we Francji lub walczyła na Bliskim Wschodzie. Na Wyspach mieli sprzęt niezbędny wyłącznie do doposażenia swoich jednostek odtwarzanych po klęsce we Francji. Generał Sikorski czekał aż do sierpnia 1941 r. Wówczas w liście do gen. Alana Brooke’a, szefa Imperialnego Sztabu Generalnego, poinformował, że chce przekształcić I Korpus Polski w I Korpus Pancerno-Motorowy składający się m.in. z dywizji pancernej, brygady zmotoryzowanej i innych jednostek. Brytyjski generał był zainteresowany organizacją polskich jednostek pancerno-motorowych.
20 września 1941 r. Sikorski przedstawił dowódcom I Korpusu Polskiego swój plan całkowitego zmotoryzowania jednostek, utworzenia dywizji pancernej i brygady spadochronowej, dowodzonej później przez gen. Stanisława Sosabowskiego. Ten plan popierał szczególnie gen. Maczek. Był on przekonany, że tylko wielka jednostka pancerna może stawić czoła podobnym jednostkom niemieckim na planowanym froncie zachodnim. W tym czasie w Wielkiej Brytanii poza brygadą gen. Maczka istniała również 16 Brygada Czołgów. Obie jednostki miały być podstawą nowej dywizji.
Problemem był nie tylko brak czołgów, ale również szeregowych. Z Francji do Wielkiej Brytanii udało się ewakuować dużą część korpusu oficerskiego i niewielką część szeregowych. Dopiero utworzenie w ZSRR Armii Polskiej dawało możliwość uzupełnienia planowanej dywizji pancernej szeregowymi ewakuowanymi z Rosji.
Brytyjczycy świadomie odwlekali powstanie nowej dywizji, gdyż nie posiadali dla niej sprzętu. Reakcją gen. Maczka był memoriał skierowany do Naczelnego Wodza gen. Sikorskiego, w którym pisał: „uważam, iż dziś otwiera się konkretna możliwość zrealizowania wizji Pana Generała i stworzenia faktycznie nowoczesnej jednostki wojska, jaką jest Polski Korpus Pancerno-Motorowy, którego Polska nigdy nie mogła stworzyć ze względów finansowych [...] Słaby korpus piechoty, uzbrojonej nieco lepiej od Home Guard, a znacznie gorzej niż Wojsko Polskie w 1939 r., może cały zginąć, ale nie wykona nic konkretnego. Na polu walki panuje ruch i ogień. Połączenie tych czynników jest tylko w jednostkach pancernych. Stwarzając dywizję pancerną, pomnażamy wkład w ogólny wysiłek wojenny, stajemy się silniejsi dziesięciokrotnie, możemy na polu walki odegrać rolę decydującą, na konferencji pokojowej, razem z czynami marynarki i lotnictwa, będziemy mogli rzucić decydujące czyny naszej dywizji pancernej. Jesteśmy teraz uzbrojeni i zorganizowani zupełnie nieodpowiednio do nowoczesnych warunków walki i w masie swojej przedstawiamy mięso armatnie bardzo chude, a możemy się stać czynnikiem działania decydującego. Jest to jedyna okazja, która może się nie powtórzyć i której nam ominąć nie wolno. Kraj i społeczeństwo polskie nigdy nie zrozumie, że jeżeli osądzono czynniki decydujące w Polsce za brak sprzętu pancernego, że go nie chcieliśmy brać, gdy nam dawano, że nie chcieliśmy być silni, a chcieliśmy być słabi i źle uzbrojeni. Powstaje jeszcze sprawa przyszłości – armia przyszłości – to armia pancerna, jako trzon obrony kraju. Kto ją będzie u nas tworzył, gdy się nie nauczymy w boju jej użycia? Jedyna okazja jest na terenie Anglii. Okazja, której nie możemy opuścić, aby nam przyszłe pokolenia nie zarzuciły, żeśmy zmarnowali nasz czas na emigracji i zawiedli nadzieje narodu”.
Gen. Maczek uważał, że utworzenie takiej jednostki podniesie morale polskich żołnierzy, którzy, jak pisał, byli już znudzeni czekaniem na sprzęt w Szkocji i nie wierzą, że siły zmotoryzowane, takie jak te znane z kampanii wrześniowej, mogły być wzorem do naśladowania. Takim wzorem wojsk pancernych miały być siły niemieckie lub brytyjskie na Bliskim Wschodzie. Memoriał Maczka został przychylnie przyjęty przez premiera Sikorskiego, który w rozmowach z Brytyjczykami podnosił tę kwestię.
Reakcją gen. Maczka był memoriał skierowany do Naczelnego Wodza gen. Sikorskiego, w którym pisał: „uważam, iż dziś otwiera się konkretna możliwość zrealizowania wizji Pana Generała i stworzenia faktycznie nowoczesnej jednostki wojska, jaką jest Polski Korpus Pancerno-Motorowy. (...) Powstaje jeszcze sprawa przyszłości – armia przyszłości – to armia pancerna, jako trzon obrony kraju. Kto ją będzie u nas tworzył, gdy się nie nauczymy w boju jej użycia? Jedyna okazja jest na terenie Anglii. Okazja, której nie możemy opuścić, aby nam przyszłe pokolenia nie zarzuciły, żeśmy zmarnowali nasz czas na emigracji i zawiedli nadzieje narodu”.
PAP: Skoro dywizja miała stawiać czoła Niemcom, to jak na tle ich czołgów prezentowały się wozy, które początkowo otrzymała dywizja?
Prof. Zbigniew Wawer: Ówcześnie były to czołgi słabsze od najnowszych konstrukcji niemieckich. Brytyjczycy starali się je cały czas unowocześniać. Wprowadzali między innymi Crusadera i Cromwella, które, jak pokazały walki, dorównywały już czołgom niemieckim. Doświadczenia na tamtym froncie skłoniły Brytyjczyków do zmiany organizacji dywizji pancernych. Miały one mieć jedną brygadę pancerną, brygadę artylerii i brygadę piechoty i służby.
PAP: Te rozwiązania i czołgi sprawdziły się w tak ważnych bitwach jak pod Falaise w sierpniu 1944 r., w której udział brała dywizja generała Maczka. Starcie to okazało się jednym z najkrwawszych w historii dywizji.
Prof. Zbigniew Wawer: Nasza dywizja brała udział w ostatniej fazie bitwy normandzkiej. Wówczas nasza rola była zasadnicza, podobnie jak oddziałów kanadyjskich. Polacy do Normandii przybyli dość późno, bo dopiero w ostatnich dniach lipca i na początku sierpnia 1944 r. gdy walki trwały już od niemal dwóch miesięcy. Polacy weszli w skład II Korpusu Kanadyjskiego. Współpraca z Kanadyjczykami układała się bardzo dobrze. Część historyków uważa nawet, że pod ich dowództwem mieliśmy większe możliwości działania niż w ramach armii brytyjskiej czy amerykańskiej.
6 sierpnia 1944 r. marszałek Montgomery nakazał podległym jednostkom marsz w kierunku Sekwany. Jednostki Korpusu Kanadyjskiego miały opanować Falaise. Pierwsza faza bitwy miała być realizacją planu Operacji Totalize, w której poza polską dywizją miały wziąć udział inne siły pancerne. Jej początek był nieszczęśliwy. 8 sierpnia lotnictwo alianckie przez pomyłkę zbombardowało pozycje dywizji polskiej i kanadyjskiej. W ten sposób 1 Dywizja Pancerna poniosła pierwsze straty. Zginęło 315 żołnierzy alianckich, w tym 44 polskich. W tym czasie jako pierwsze do walki ruszyły czołgi polskie. W pierwszej kolejności 24 Pułk Ułanów i 2 Pułk Pancerny wzmocniony 10 Pułkiem Dragonów, czyli jednostką zmotoryzowaną wspierającą czołgi. Pierwszy dzień walk był fatalny dla 2 Pułku, który stracił 26 czołgów a 24 Pułk 14. To bardzo wysokie straty. Prawdopodobnie tego dnia Polacy zetknęli się z „Tygrysami” i to one zadały straty Shermanom. Należy jednak zaznaczyć, że udało się zniszczyć dwa niemieckie czołgi, prawdopodobnie Panzer IV.
Ten dzień był trudny również dla 1 Pułku Pancernego. W walkach z niemiecką artylerią przeciwpancerną stracono 22 czołgi. 9 sierpnia do ataku ruszyło kolejne natarcie 1 Dywizji Pancernej. Polacy zadali bardzo poważne straty Kampfgruppe Waldmüllera. 10 sierpnia czołgi 10 Pułku Strzelców Konnych walczyły o Wzgórze 111, gdzie natknęły się na niemieckie Jagdpanzer IV, czyli niszczyciele czołgów. Brytyjskie Cromwelle nie były w stanie wytrzymać ich ostrzału.
W pierwszym okresie walk dywizja gen. Maczka straciła 656 żołnierzy poległych, rannych i zaginionych oraz 66 czołgów. Taki był koszt zdobycia korytarza o długości piętnastu i szerokości ośmiu kilometrów. W swoim sprawozdaniu Maczek stwierdził, że nastąpiło ostateczne zgranie wszystkich oddziałów Dywizji w warunkach bojowych.
W kolejnych dniach Polacy otrzymali kolejne zadania, których celem było zamknięcie kotła, w którym znajdowali się Niemcy. Niestety Niemcy znali plany tej operacji dzięki znalezieniu przy poległym oficerze kanadyjskim szczegółowych planów całej operacji.
Kulminacja bitwy nastąpiła między 17 a 22 sierpnia. Jednym z największych starć tych dni były walki o Mont Ormel (wzgórze 262). Skalę tego starcia ilustrują fotografie dróg zasłanych zniszczonymi czołgami i poległymi żołnierzami niemieckimi. Zasługą polskich żołnierzy w tej fazie operacji było uniemożliwienie Niemcom przerwania okrążenia.
PAP: Już kilka tygodni później polska dywizja jest już w ogniu walk w Belgii i Holandii.
Prof. Zbigniew Wawer: Polacy wyzwolili stare i znane z okresu I wojny światowej miasto Ypres. Po jego wyzwoleniu gen. Maczek przyjął tam defiladę polskich oddziałów. Dziś na ratuszu Ypres zawieszona jest tablica upamiętniająca polskich żołnierzy.
Holandia jest terenem niezwykle trudnym dla działań oddziałów pancernych. Można się było o tym przekonać już w trakcie operacji Market Garden, gdy jednostki powietrzno-desantowe czekały na wsparcie czołgów, które miały do pokonania wiele przeszkód w postaci kanałów na których zniszczone zostały mosty. Decydującymi dla powodzenia ofensywy były walki nad kanałem Axel i zajęcie Bredy. Uratowanie tego miasta jest bardzo wymiernym efektem działań 1 Dywizji. Gen. Maczek ponad typowe działania wojenne przedkładał zachowanie kultury materialnej, dlatego stwierdził, że Breda będzie zajęta bez ostrzału artyleryjskiego.
PAP: Symbolicznym uwieńczeniem działań jest zajęcie bazy Kriegsmarine w Wilhelmshaven. Przed jego oddziałami skapitulowały tam wciąż potężne siły niemieckie, które mogłyby bronić się w tym miejscu jeszcze bardzo długo.
W pierwszym okresie walk dywizja gen. Maczka straciła 656 żołnierzy poległych, rannych i zaginionych oraz 66 czołgów. Taki był koszt zdobycia korytarza o długości piętnastu i szerokości ośmiu kilometrów. W swoim sprawozdaniu Maczek stwierdził, że nastąpiło ostateczne zgranie wszystkich oddziałów Dywizji w warunkach bojowych.
Prof. Zbigniew Wawer: Samo wyprowadzenie w morze znajdujących się tam okrętów, między innymi ciężkich krążowników i prowadzenie z nich ostrzału, mogłoby zniszczyć każdą dywizję pancerną. Niemcy mieli tam również wielkie siły lądowe.
Teren północnych Niemiec przypomina pociętą kanałami Holandię. Generał Maczek dowodził tam bardzo dobrze, wspierany przez generała Klemensa Rudnickiego. Symboliczne jest wspólne zdjęcie obu dowódców w Wilhelmshaven po kapitulacji twierdzy.
PAP: Dalsze losy generała Stanisława Maczka są bardzo typowe na tle doświadczeń innych żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych. Żył w bardzo trudnych warunkach, a pamięć o nim była pielęgnowana głównie w Holandii.
Prof. Zbigniew Wawer: Podobnie jak inni dowódcy PSZ został pozbawiony obywatelstwa polskiego, które przywrócono dopiero w 1971 r. Również w Belgii ta pamięć jest wciąż podtrzymywana, ale to Holandia jest przykładem pamięci o postawie gen. Maczka i jego żołnierzy. W sierpniu każdego roku w rejonie Falaise, w rocznicę walk wiele miasteczek na szlaku bojowym „Czarnych Diabłów” jest udekorowanych nie tylko flagami amerykańskimi, brytyjskimi, kanadyjskimi, ale również polskimi.
Do dziedzictwa gen. Maczka odwołują się polskie jednostki pancerne, takie jak 11 Dywizja Kawalerii Pancernej, której żołnierze noszą czarny naramiennik na pamiątkę 1 Dywizji Pancernej. Podczas uroczystości w Bredzie zawsze obecna jest kompania honorowa z lubuskiej dywizji, która pokazuje, że polska armia nie zapomniała o osiągnięciach dywizji generała Stanisława Maczka.
Rozmawiał Michał Szukała PAP