31 sierpnia 1939 r. grupa Niemców podających się za Polaków wdarła się do radiostacji w Gliwicach. Choć udało im się nadać w eter tylko 9 słów w języku polskim, prowokacja została jednak wykorzystana propagandowo przez Niemców, by uzasadnić agresję na Polskę.
Niemieckie wówczas Gliwice były miastem przygranicznym. Tuż za rogatkami przebiegała wytyczona kilkanaście lat wcześniej granica z Polską. Po przejęciu władzy przez Adolfa Hitlera podkreślano rolę Gliwic jako bastionu niemczyzny na wschodnich rubieżach Rzeszy.
W przeddzień wybuchu wojny do radiostacji wdarł się siedmioosobowy oddział, dowodzony przez funkcjonariusza niemieckiej służby bezpieczeństwa (SD) i oficera SS Alfreda Helmuta Naujocksa. Ubrani w cywilne stroje napastnicy sterroryzowali obsługę i odczytali po polsku informację o zajęciu obiektu.
Dziś Radiostacja Gliwicka jest oddziałem Muzeum w Gliwicach, odwiedzanym przez wycieczki z kraju i zagranicy. Kierownik Radiostacji Andrzej Jarczewski powiedział PAP, że organizacja serii prowokacji poprzedzających wojnę – ta gliwicka była tylko jedną z nich – była ściśle tajna. Z tego powodu obsługa radiostacji musiała być przekonana, że to prawdziwy napad, dokonany przez Polaków. Z drugiej strony, sami napastnicy nie mieli wystarczającej wiedzy, jak należy postępować.
„Autorzy prowokacji zapewne nie wiedzieli, że w Gliwicach były dwie radiostacje - nadawcza, na którą napadli i redakcyjna, w której było studio mikrofonowe. W stacji nadawczej był tylko jeden mikrofon, tzw. burzowy, służący do ostrzegania o gwałtownych zjawiskach atmosferycznych. Właśnie jego użyli” - powiedział kierownik Radiostacji.
Napastnikom udało się odczytać tylko 9 słów przygotowanego komunikatu: „Uwaga, tu Gliwice. Radiostacja znajduje się w rękach polskich…”. Później z jakiegoś powodu transmisja została przerwana. Prawdopodobnie nadawanie udało się w sposób niezauważony przerwać jednemu z pracowników Radiostacji lub nastąpił błąd techniczny.
Jak zaznaczył Jarczewski, tych 9 wyemitowanych słów nie mogło zmienić losów historii, ale temat rzekomego napadu Polaków na radiostację świetnie rozwinęła hitlerowska propaganda.
„Dwie godziny później Radio Berlin nadało już obszerny komunikat o +napadzie+ Polaków na radiostację; podano też, że za napastnikami posuwają się polskie wojska z ciężką artylerią, że będą mordować kobiety i dzieci. Temat podjęto też w innych krajach” - podkreślił.
Wbrew często podawanym informacjom, według których treść urwanego komunikatu była słyszalna tylko w promieniu kilku kilometrów kierownik Radiostacji Andrzej Jarczewski podkreśla, że nadane słowa miały taki sam zasięg jak każda inna audycja emitowana przez radiostację w Gliwicach.
Wbrew często podawanym informacjom, według których treść urwanego komunikatu była słyszalna tylko w promieniu kilku kilometrów Jarczewski podkreśla, że nadane słowa miały taki sam zasięg jak każda inna audycja emitowana przez radiostację w Gliwicach.
„Wieczorem było to słyszalne w całej Europie. W dzień zasięg był ograniczony do 100 km. Nikt przez lata nie przeprowadzał żadnych badań w Radiostacji, więc krążyły różne fantastyczne wersje, które zostały ostatecznie zweryfikowane. Dziś już wiemy, że nie mogło być mowy o żadnym zapasowym słabszym nadajniku lub niepełnowartościowym mikrofonie. Wszystko działało znakomicie” - powiedział kierownik.
Napad na radiostację w Gliwicach stanowił tylko fragment znacznie szerzej zakrojonej akcji. Osobną rolę odegrały graniczne starcia prowokowane przez niemieckie paramilitarne bojówki. 1 września 1939 r. Hitler wygłosił przemówienie, w którym rozpoczęcie wojny uzasadnił prowokacjami granicznymi, dokonanymi rzekomo przez stronę polską. Prawda o okolicznościach wydarzeń w Gliwicach wyszła na jaw dopiero na procesie norymberskim.
Kompleks obiektów radiostacji w Gliwicach zbudowała w latach 1934-35 niemiecka firma Lorenz. Dziś budynki te nie służą już emisji programów. Tylko przez kilka pierwszych powojennych lat retransmitowano stąd audycje Radia Katowice, zaś od 1950 do 1956 roku radiostacja pełniła rolę „zagłuszarki”, utrudniającej odbiór sygnału Radia Wolna Europa.
Najcenniejszym obiektem jest 111-metrowa wieża nadawcza, wykonana z drewna modrzewiowego, szczególnie odpornego na szkodniki i czynniki atmosferyczne. Radiostację, już w 1964 r. wpisaną na listę zabytków, samorząd Gliwic kupił od Telekomunikacji Polskiej za ponad 700 tys. zł jesienią 2002 r. Obiekt ten niemal w całości zachował wystrój i wyposażenie sprzed II wojny światowej, m.in. przedwojenne urządzenia nadawcze.(PAP)
kon/ mlu/