70 lat temu, 7 maja 1946 roku, niemieckie nazwy miast na Warmii i Mazurach zastąpiono nowymi, polskimi. Olsztyn zamiast Allenstein, wschodniopruski Elbing został Elblągiem, a Lyck - Ełkiem. Wprowadzanie nowych nazw nie obyło się bez protestów.
Zarządzenie ministrów: Administracji Publicznej i Ziem Odzyskanych "o przywróceniu i ustaleniu urzędowych nazw miejscowości" wprowadzało też polskie nazwy innych miast: Gołdap (Goldap), Dobre Miasto (Guttstadt), Lidzbark Warmiński (Heilsberg), Pisz (Johannisburg), Giżycko (Loetzen), Morąg (Mohrungen), Nidzica (Neidenburg), Szczytno (Ortelsburg), Ostróda (Osterode), Kętrzyn (Rastenburg), Pasłęk (Preussisch Holland), Iława (Deutsch Eylau), Węgorzewo (Angerburg).
Wcześniej o takim ich brzmieniu zdecydowała Komisja Ustalania Nazw Miejscowości (KUNM), która pracowała w Krakowie.
Jak powiedziała PAP dr Iwona Liżewska z olsztyńskiego Narodowego Instytutu Dziedzictwa wprowadzenie nowych nazw na tzw. Ziemiach Odzyskanych, do których zaliczano i teren dzisiejszego województwa warmińsko-mazurskiego, było konieczne z kilku powodów.
"Władze chciały w ten sposób podkreślić przynależność tych ziem do Polski. Poza tym sami osadnicy, którzy tu przyjechali czuli potrzebę zastąpienia nazw niemieckich polskimi. Ważne były tu też kwestie organizacji administracji na tym terenie, trzeba było określić, jakie miejscowości wchodzą do jakiej gminy, czy powiatu" - wyjaśniała dr Liżewska.
Mimo że część Prus Wschodnich oficjalnie przyłączono do Polski po zakończeniu wojny, to jeszcze w czasie działań wojennych kilku autorów m.in. Stanisław Kohutek, Władysław Chojnacki, Gustaw Leyding-Mielecki niezależnie od siebie opracowało słowniki z niemieckimi nazwami miejscowości w Prusach Wschodnich, ich wcześniejszymi odpowiednikami, o ile takie były (np. nazwy pruskie), i propozycjami nazw tych miejscowości w języku polskim.
Mimo że część Prus Wschodnich oficjalnie przyłączono do Polski po zakończeniu wojny, to jeszcze w czasie działań wojennych kilku autorów m.in. Stanisław Kohutek, Władysław Chojnacki, Gustaw Leyding-Mielecki niezależnie od siebie opracowało słowniki z niemieckimi nazwami miejscowości w Prusach Wschodnich, ich wcześniejszymi odpowiednikami, o ile takie były (np. nazwy pruskie), i propozycjami nazw tych miejscowości w języku polskim.
Nie zawsze jednak - jak pisze w Maria Wagińska-Marzec w artykule naukowym "Zmiany nazw miejscowości na Warmii i Mazurach" - brano te propozycje pod uwagę. KUNM niechętnie korzystał z naukowej pomocy Instytutu Mazurskiego w Olsztynie, ponieważ krakowscy uczeni nie uznawali jego rangi jako placówki naukowej i badawczej.
W związku z tym nazwy miast, miasteczek i wsi na Warmii i Mazurach nadawano z perspektywy odległego Krakowa, co sprawiało, że proces nadawania nowych nazw trwał kilka lat. Najpierw nazwy otrzymywały ważniejsze i większe miasta (powiatowe), potem większe miejscowości, następnie wsie i maleńkie osady.
Nadawanie wszystkich tych nazw, jak pisze Wagińska-Marzec, nie obywało się bez kłopotów, badaczka mówi wręcz o "nazewniczym chaosie".
Zdarzało się, że mieszkający w danej wsi osadnicy "spolszczali" nazwę niemiecką, np. niemieckie Korschen miejscowi nazwali Korszynem (dziś są to Korsze). Bywało, że gdy zachwyciło ich coś w okolicy (miejsce, czy zdarzenie) nadawali temu miejscu zupełnie inną od niemieckiej nazwę i tak np. dzisiejsze Drogosze, które w czasach Prus Wschodnich nazywano Doenhoffstadt-Wolfsdorf, osadnicy nazwali "Pałacowem", ponieważ w tej miejscowości znajdował się okazały, bogaty pałac jednej z najznamienitszych wschodniopruskich rodzin - Doenhoff.
Dzisiejszy Frombork jeden z urzędników chciał na część pochowanego w tamtejszej katedrze astronoma nazwać "Kopernikowem", a Wartenburg, dziś znany jako Barczewo, proponowano nazwać "Nowowiejsko", ponieważ z miasteczkiem związany był kompozytor Feliks Nowowiejski.
Zdarzało się, że repatrianci z Wileńszczyzny, czy zza Buga, chcieli nadawać wsiom, w których zamieszkali nazwy takie, jak ich rodzinne miejscowości, np. Świteź.
Według Wagińskiej-Marzec zdarzały się "bardziej osobliwe" historie, gdy np. repatrianci domagali się nadania wsi Kiwitten (dziś Kiwity) nazwy "Michniewo" na cześć "pierwszego repatrianta na terenie gminy".
Nadawane przez krakowską komisję nazwy nie były potulnie przyjmowane przez miejscowych, a szczególną burzę wywołało nazwanie Loetzen - Giżyckiem na cześć działacza mazurskiego Gustawa Gizewiusza, który mało był z tym miastem związany.
"Miejscowi słali pisma protestacyjne do samego prezydenta Bieruta, bo chcieli nazwać miasto +Łuczany+, ponieważ ta nazwa była żywa wśród miejscowych i nawiązywała do przedwojennej polskiej nazwy" - powiedział PAP dr Jerzy M. Łapo z Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie.
"I to (zapoznanie Bieruta ze sprawą) sytuacji nie zmieniło. Musimy zatem przestać na tym, co jest, bo zostawałaby chyba jeszcze apelacja do ONZ w Nowym Jorku" - pisał o nazwie Giżycko i proteście mieszkańców przewodniczący KUNM prof. Stanisław Srokowski przywoływany w tekście Wagińskiej-Marzec. Prof. Srokowski otrzymał "w darze" miejscowość pod Kętrzynem - Srokowo nazwaną od jego nazwiska.
Mimo iż nazwa Giżycko przyjęła się w powszechnej świadomości, to w mieście wciąż żywe są Łuczany i tak np. przepływający przez miasto kanał nazywany jest do dziś "łuczańskim".
"Jeszcze w latach 80. XX w. mój dziadek, tzw. repatriant, wracając z Ełku do swojego podmiejskiego domu, mówił, że jedzie do Wiciun. Tymczasem ten dawny folwark już od dziesięcioleci miał nazwę Wityny" - przyznaje dr Łapo, który nie kryje, że zamiast Węgorzewa wolałby mieć dziś "Węgoborek" jak je nazywano po wojnie.
Zmiany nazw na Warmii i Mazurach po II wojnie światowej to mało znany epizod. Łapo zauważa, że w miasteczkach regionu próżno szukać np. upamiętniających dawne nazwy nazw ulic, tymczasem ulice Węgoborska i Niborska są ... we Wrocławiu. (PAP)
jwo/ par/