Niemiecka SPD jest najstarszą demokratyczną partią Europy. Jej 150-letnia historia to walka o emancypację robotników i kobiet, opór wobec Hitlera i Stalina, a także pojednanie z Polską. Dziś socjaldemokraci tkwią w kryzysie i z niepokojem myślą o wyborach. Jubileusz SPD przypada w czwartek.
"Socjaldemokratyczna Partia Niemiec była pierwszym i największym ruchem społecznym, który sprawił, że proletariusze stali się obywatelami" - napisał z okazji jubileuszu największy opiniotwórczy niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung". Dzięki SPD "biedni mają dziś prawa, a nie tylko jałmużnę" - podkreśla "SZ", dodając: "Misja została wykonana".
"Socjaldemokratyczna Partia Niemiec była pierwszym i największym ruchem społecznym, który sprawił, że proletariusze stali się obywatelami" - napisał z okazji jubileuszu największy opiniotwórczy niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung". Dzięki SPD "biedni mają dziś prawa, a nie tylko jałmużnę" - podkreśla "SZ", dodając: "Misja została wykonana".
Za początek ruchu socjaldemokratycznego przyjmuje się powstanie w Lipsku 23 maja 1863 roku Powszechnego Niemieckiego Związku Robotników (ADAV). Przywódcą organizacji składającej się z 11 lokalnych komitetów z Saksonii i Nadrenii został publicysta Ferdynand Lassale. W 1875 roku lassalczycy połączyli się z Socjaldemokratyczną Partią Robotników (SDAP) Augusta Bebla i Wilhelma Liebknechta, tworząc Socjalistyczną Partię Robotniczą Niemiec (SAD).
Nowa partia odrzucała od początku dyktaturę proletariatu, koncentrując się na celach socjalnych i politycznych, jak ustawowe ograniczenie czasu pracy, zakaz zatrudniania dzieci, wolność zgromadzeń, powszechne prawo wyborcze. Nie uchroniło to jednak ugrupowania przed represjami ze strony władz. Pod pretekstem nieudanego zamachu na cesarza, kanclerz Otto von Bismarck w 1878 roku zdelegalizował uznaną za zagrożenie dla monarchii partię.
Wszelkie próby rozbicia ruchu spaliły na panewce. Po zniesieniu zakazu w 1890 roku przemianowana na SPD partia liczyła 100 tys. członków, a w 1914 roku ponad milion. W wyborach do Reichstagu SPD zdobywała jedną trzecią głosów. Pomimo tych sukcesów socjaldemokraci byli izolowani przez inne partie, widzące w nich "towarzyszy pozbawionych ojczyzny", co uchodziło w dobie nacjonalizmu za najcięższą zbrodnię.
Przełamanie izolacji stało się możliwe dopiero w chwili klęski Niemiec w I wojnie światowej i abdykacji cesarza Wilhelma II. Obawiając się rewolucji, koła konserwatywne przekazały urząd kanclerza socjaldemokracie Friedrichowi Ebertowi, który następnie został pierwszym prezydentem Republiki Weimarskiej.
Postawa partii po dojściu do władzy Adolfa Hitlera w 1933 roku jest do dziś powodem do dumy dla socjaldemokratów. Pomimo olbrzymiej presji i fizycznego zagrożenia, posłowie SPD, jako jedyny klub parlamentarny, 23 marca 1933 roku głosowali przeciwko przyznaniu rządowi Hitlera specjalnych pełnomocnictw, oznaczających w praktyce likwidację Reichstagu. "Można nam odebrać wolność i życie, ale nie godność" - oświadczył ówczesny szef SPD Otto Wells.
Po wojnie przez dwie dekady w RFN dominowała niepodzielnie CDU kanclerzy Konrada Adenauera i Ludwiga Erharda. Dopiero w 1969 roku SPD, która z partii klasowej stała się partią narodową, dzięki koalicji z liberalną FDP, przejęła ster rządów.
Największym sukcesem rządu Willy'ego Brandta była Ostpolitik - polityka uznania powojennych granic oraz pojednania z Polską i innymi krajami bloku wschodniego. Spontaniczne uklęknięcie Brandta przed pomnikiem bohaterów warszawskiego getta w grudniu 1970 roku stało się symbolem pojednania i ikoną nowych demokratycznych Niemiec. Podpisując traktat z Polską, Brandt wykazał wielką odwagę, gdyż większość Niemców była w tym czasie przeciwna uznaniu polskiej granicy na Odrze i Nysie.
Po utracie władzy w 1982 roku, SPD kontynuowała politykę odprężenia, czasami zaniedbując jednak ze względu na dialog z władzami krajów rządzonych przez komunistów kontakty z demokratyczna opozycją. Podczas wizyty w Polsce w 1985 roku, mimo zaproszenia do kolebki Solidarności - Gdańska, Brandt nie znalazł czasu na spotkanie z Lechem Wałęsą.
Trudnym testem dla socjaldemokratów okazał się powrót do władzy w 1998 roku. Poparcie przez rząd Gerharda Schroedera interwencji NATO w Kosowie oraz włączenie się do wojny z talibami w Afganistanie wywołało duże niezadowolenie w szeregach partii. Czarę goryczy przelał program radykalnych reform społecznych Schroedera Agenda 2010, przewidujący daleko idące ograniczenia świadczeń socjalnych i liberalizację rynku pracy.
Postawa partii po dojściu do władzy Adolfa Hitlera w 1933 r. jest do dziś powodem do dumy dla socjaldemokratów. Pomimo olbrzymiej presji i fizycznego zagrożenia, posłowie SPD, jako jedyny klub parlamentarny, 23 marca 1933 r. głosowali przeciwko przyznaniu rządowi Hitlera specjalnych pełnomocnictw, oznaczających w praktyce likwidację Reichstagu. "Można nam odebrać wolność i życie, ale nie godność" - oświadczył ówczesny szef SPD Otto Wells.
Reakcją na politykę kanclerza była akcja oddawania legitymacji partyjnych. Grupa niezadowolonych działaczy założyła nowe lewicowe ugrupowanie, co znacznie osłabiło SPD. W przyspieszonych wyborach do Bundestagu w 2005 roku wyborcy zdegradowali socjaldemokratów do roli koalicjanta w rządzie Angeli Merkel. Cztery lata później SPD osiągnęła najgorszy wynik w powojennej historii (23 proc.) i znalazła się w opozycji.
Eksperci chwalą do dziś Schroedera za odważne reformy, które uzdrowiły "chorego człowieka", jakim kilkanaście lat temu były Niemcy. Duża część jego partii nigdy nie wybaczyła mu jednak zdrady socjaldemokratycznych wartości.
Cztery miesiące przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi, SPD nie ma wielu powodów do radości. W sondażach socjaldemokraci tracą do rządzących chadeków ponad 10 punktów procentowych, w bezpośredniej konfrontacji z popularną Merkel kandydat SPD na kanclerza Peer Steinbrueck nie ma praktycznie żadnych szans.
"SPD stała się pomnikiem, lecz nikt przecież nie głosuje na jakąś partię tylko ze względu na jej przeszłość" - ostrzega "Sueddeutsche Zeitung".
Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)
lep/ ap/