Nigdy nie wiemy, czy ktoś się do mnie przyłączy, czy mam rację, czy mi się uda - mówi o aktach nieposłuszeństwa obywatelskiego dziennikarz Steve Crawshaw. Książka "Small Acts Of Resistance" opowiada o historiach "oddolnej" walki z dyktaturami.
PAP: Do czego odnosi się tytuł książki "Small Acts of Resistance" ("Drobne akty oporu")?
Steve Crawshaw: Tytuł książki jest nieco niedokładny, ponieważ wiele z opisywanych aktów oporu - choć przeprowadzanych na małą, lokalną skalę - było bardzo niebezpiecznych dla osób w nie zaangażowanych. Wyrażali oni głośno swoje niezadowolenie, sprzeciw wobec sytuacji, w której się znaleźli. Ludzie często tłumaczą się: "robiłem tylko to, co wszyscy robili", nawet ci bardzo dzielni i odważni, pomniejszają swoje zasługi. Uważają to za normę i sam fakt tego, że nie traktują swojego zachowania jako naturalne, otwiera możliwość dla zmiany. Wydaje mi się także, że wielką rolę odgrywa tu poczucie humoru, które towarzyszy tym drobnym aktom oporu, nieposłuszeństwa obywatelskiego.
PAP: W jaki sposób pracowaliście panowie nad tą książką? Opowiada ona historie o rewolucjach i przewrotach politycznych w sposób anegdotyczny, niemal komediowy.
Steve Crawshaw: Jedną z moich ulubionych anegdot jest historia o akcjach Pomarańczowej Alternatywy. Uwielbiam polskie poczucie humoru, wyczucie absurdu. Zwołali oni pro-komunistyczną demonstrację, podczas której każdy musiał mieć na sobie coś czerwonego - ubranie, czerwona szminka, szal, cokolwiek. Jeśli ktoś nie miał niczego czerwonego, udawał się do pobliskiego baru, kupić zapiekankę, którą polewał czerwonym ketchupem. A potem stał z innymi, wesoło machając swoją zapiekanką wysoko nad głową, na chwałę Partii.
Steve Crawshaw: Wraz z moim przyjacielem i współautorem książki, Johnem Jacksonem, znaliśmy się od dawna. Któregoś razu spotkaliśmy się na obiadzie w Nowym Jorku i przerzucaliśmy się nawzajem anegdotami na temat ludzkiego oporu wobec politycznej rzeczywistości. Każda kolejna wydawała się coraz bardziej niesamowita. To były świetne historie, które nigdy nie zostały opublikowane, jako "za mało znaczące", a jednak opowiadają one o ogromnie ważnych aktach cywilnej odwagi i sprzeciwu w takich miejscach jak Europa Wschodnia, Uganda, Liberia, Chiny, Birma.
Mieliśmy świetne historie o Polsce, w której mieszkałem w latach 80. Nie wielkie opowieści o przywódcach i polityce tylko mniejsze rzeczy: w 1982 r. miał miejsce ogólnokrajowy bojkot telewizyjnego "Dziennika". W miasteczku Świdnik przybrał on niezwykły wymiar: ludzie zastanowili się, na co komu strajk, o którym nikt nie wie. Postanowili znaleźć sposób, by dać znać o tym, że nie oglądają telewizji. Wystawili odbiorniki za okna, ekranem na dwór. Inni potrzebowali poczucia wspólnoty, wychodzili więc ze swoimi telewizorami na zewnątrz, wożąc je w dziecięcych wózkach, wyprowadzając je na spacer. Policjanci zgłupieli, nie mieli pojęcia jak reagować na coś takiego. To było również bardzo odważne, ludzie trafiali za to do więzienia, co tylko napędzało tę spiralę absurdu.
Jedną z moich ulubionych anegdot jest historia o akcjach Pomarańczowej Alternatywy. Uwielbiam polskie poczucie humoru, wyczucie absurdu. Zwołali oni pro-komunistyczną demonstrację, podczas której każdy musiał mieć na sobie coś czerwonego - ubranie, czerwona szminka, szal, cokolwiek. Jeśli ktoś nie miał niczego czerwonego, udawał się do pobliskiego baru, kupić zapiekankę, którą polewał czerwonym ketchupem. A potem stał z innymi, wesoło machając swoją zapiekanką wysoko nad głową, na chwałę Partii. Milicja zamknęła bar, przy protestach jego właścicielki. Jakiś gość powiedział: w porządku, nie potrzebuję zapiekanki, poproszę sam ketchup. I jego też zamknęli.
Bardzo ujęło mnie również, że Pomarańczowa Alternatywa domagała się lepszych warunków pracy dla tajnej policji. Może wydawać się, że to tylko śmieszne historyjki, jednak uważam, że to są sprawy, które doprowadzają do upadku systemów i wielkich zmian. To nie jest analiza polityczna. Staraliśmy się raczej zebrać historie, które często wydają się nieprawdopodobne. Myślimy: to się nie może udać. A potem widzimy, że jednak się udało.
PAP: Czy najlepszym sposobem na obalenie niechcianej władzy jest jej wyśmianie?
Steve Crawshaw: Zdecydowanie. Cytujemy Srdę Popovicha, serbskiego polityka i działacza społecznego, lidera ruchu Otpor, który doprowadził do upadku reżimu Slobodana Milosevica. Powiedział on: "Jestem pełen humoru i ironii a ty możesz mnie tylko bić. To gra, w której zawsze przegrasz".
Gdy po raz pierwszy zobaczyłem wywiad, w którym to powiedział, od razu pomyślałem o Polsce. To bardzo bliskie polskiemu poczuciu humoru i wyszydzaniu. Jeśli reżim zareaguje, ośmieszy się. Jeśli będzie ignorował, ryzykuje wzmożenie działań ruchów oporu. To błędne koło. Humor ma ogromne znaczenie. Mark Twain napisał kiedyś, że ludzka rasa wytworzyła tylko jedną, naprawdę skuteczną broń - śmiech. Humor jest zarówno orężem, jak i mechanizmem obronnym, pozwalającym nabrać dystansu do rzeczywistości i przetrwać trudne chwile.
Polska wydaje mi się idealnym przykładem tego, jak osiągnąć efekt w pokojowy sposób. Każda ilość przemocy prowadzi do fatalnych skutków. Ogromnie ważna dla mnie była zawsze twórczość Vaclava Havla, który napisał wstęp do "Small Acts Of Resistance". Mówi w nim o swoim eseju "Żyć w prawdzie" - przypomina w jaki sposób można doprowadzić do zmian bez przemocy. Wyśmiano go, nazwano "czeskim Don Kichotem". 11 lat później wszystko w Czechosłowacji się zmieniło, niemal z dnia na dzień.
Steve Crawshaw: Liderzy polityczni pojawiają się w tej książce naprawdę rzadko. To rzecz o nie-agresywnych sposobach oporu. W latach 70. panowało przekonanie, że jedynym sposobem obalenia rządu jest nakupowanie masy broni i prowadzenie walki partyzanckiej. Potem wszystko będzie jak malowane. Zazwyczaj nie kończyło się to szczęśliwym zakończeniem, tylko pojawieniem się innych problemów.
PAP: Mam wrażenie, że ta książka obala mit rewolucjonisty - dzielnego, brodatego filozofa, lepszego i mądrzejszego od wszystkich innych. Okazuje się, że można być równie dobrym rewolucjonistą, będąc "tylko" taksówkarzem.
Steve Crawshaw: Liderzy polityczni pojawiają się w tej książce naprawdę rzadko. To rzecz o nie-agresywnych sposobach oporu. W latach 70. panowało przekonanie, że jedynym sposobem obalenia rządu jest nakupowanie masy broni i prowadzenie walki partyzanckiej. Potem wszystko będzie jak malowane. Zazwyczaj nie kończyło się to szczęśliwym zakończeniem, tylko pojawieniem się innych problemów.
Jednym z pierwszych cytatów z książki pochodzi z Latającego Cyrku Monty Pythona. Odnosi się do rozróżnienia zbiorowość-jednostka. W "Życiu Briana" jest scena, w której bohater krzyczy z balkonu do rozkochanych w nim tłumów: "Wszyscy jesteście indywidualistami!" a oni krzyczą zachwyceni: "Tak! Wszyscy jesteśmy indywidualistami!". A jeden facet w tłumie mówi: "Ja nie". To zabawny przykład na paradoks tłumu - jesteśmy nim i nie jesteśmy w tym samym momencie. Nawet będąc w tłumie, pozostajemy indywidualistami.
PAP: W którym momencie drobne, humorystyczne akty przekształcają się w poważną rewolucję?
Steve Crawshaw: Nie ma jednego wytłumaczenia. To może być kwestia ekonomiczna, edukacyjna, społeczna. Ryszard Kapuściński opisał w "Szachinszachu" scenę, w której mężczyzna staje naprzeciw uzbrojonej policji i odmawia ustąpienia, choć karą może być śmierć. Kapuściński napisał, że ten mężczyzna przestał się bać i jest to moment narodzin rewolucji. Jeśli reżim wzmaga represje, ryzykuje pogorszenie się nastrojów społecznych i bunt; jeśli odpuści, pozwoli ludziom oddychać ...nadal ryzykuje bunt. W pewnym momencie - który najczęściej wyraźnie widoczny jest dopiero z perspektywy czasu - drobne złośliwości i wyszydzanie przeradzają się w poważną sprawę.
PAP: Czy dzisiaj tego rodzaju formy oporu nadal są aktualne?
Steve Crawshaw: Wszystko się zmieniło. Ostatni rozdział książki poświęcony jest rozwojowi technologii i jego politycznemu wybrzmieniu. Internet, portale społecznościowe, odgrywają wielką rolę w komunikacji, przekazywaniu wiadomości, upublicznieniu i - często - ośmieszaniu. Jednak wydaje mi się, że protesty korzystają z bardzo pierwotnej formy - w Turcji głośna była historia jednego mężczyzny, który stanął samotnie, patrząc na turecką flagę; nie robił nic, po prostu tam był. A za chwilę razem z nim stało kilka osób, potem kilkanaście, potem kilkadziesiąt.
Władza może albo zignorować go i uznać, tym samym przegrywając, ponieważ jest to protest, albo go zaaresztują i ośmieszą się zatrzymując jednego człowieka za stanie na ulicy. Za każdym razem, gdy podejmuje się taką decyzję, nie wiadomo, co z tego wyniknie. Opór wobec władzy to skok wiary - nigdy nie wiemy, czy ktoś się do mnie przyłączy, czy mam rację, czy mi się uda. Ale czuję, że powinienem coś zrobić.
Steve Crawshaw jest pracownikiem Amnesty International, wcześniej działał w Human Rights Watch. Jako dziennikarz, pisał dla brytyjskiego "The Independent". Jest autorem książek: "Goodbye to the USSR" (1993) oraz "Easier Fatherland: Germany and the Twenty-First Century" (2004).
Książka "Small Acts Of Resistance: How Courage, Tenacity and Ingenuity Can Change The World" ukazała się w 2010 r. nakładem nowojorskiej oficyny Union Square. Została przetłumaczona m.in. na język rosyjski, chiński, czeski, węgierski i tybetański.
Rozmawiał: Piotr Jagielski (PAP)
pj/ ls/