13.05.2010.Warszawa (PAP) - - Przekazujemy tekst wystąpienia premiera Donalda Tuska: "Szanowna pani Kanclerz Republiki Federalnej, droga Angelo, szanowny panie nadburmistrzu Aachen, szanowny przewodniczący dyrektoriatu nagrody Karola, szanowny panie prezydencie Herzog, szanowny panie przewodniczący Rady Europejskiej, pan Van Rompuy, szanowny panie przewodniczący Parlamentu Europejskiego, drogi Jurku, panie premierze Nadrenii północnej i Westfalii, panie komisarzu Lewandowski, drogi Januszu,
Pozwólcie drodzy przyjaciele, że powitam szczególnie gorąco tych Polaków, bez których nie byłoby mowy o tej dzisiejszej nagrodzie. Ale bez których nie byłoby też mowy o tej wspaniałej europejskiej przygodzie Polskiego narodu. Są w tej grupie wybitnych Polaków politycy, prezydent Aleksander Kwaśniewski, premierzy: Jan Krzysztof Bielecki, Józef Oleksy, Marek Belka, Jerzy Buzek, Kazimierz Marcinkiewicz. Są wybitni artyści tacy jak: Andrzej Wajda, Krystyna Zachwatowicz, Leon Tarasewicz. Są wybitni historycy, wśród nich Brytyjczyk, ale dla nas po trochu Polak - Norman Davies - nikt tak w Europie i o Europie, ale także i o Polsce pisać nie potrafi.
Poprosiłem ich o obecność dzisiaj w Akwizgranie, ponieważ byli uczestnikami, świadkami, sprawcami tego wielkiego finału, takiego wielkiego finału, jakim jest obecność Polski i Polaków w Zjednoczonej Europie. Chcę także podziękować za słowa, które usłyszałem dziś od pani Kanclerz, od pana nadburmistrza, a także wczoraj podczas uroczystej kolacji i dziś rano w czasie uroczystej mszy w katedrze akwizgrańskiej.
Dziękuję za słowa solidarności i pamięci o tragedii, jaka dotknęła naród polski 10 kwietnia pod Smoleńskiem. My, Polacy mówimy, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Przeżyliśmy dramat o skali niewyobrażalnej. Ta żałoba była do zniesienia, ten dramat Polacy przetrzymali, także dlatego, że od pierwszych godzin od Was, od Was wszystkich z całej Europy płynęły słowa wsparcia i pocieszenia. W takich sytuacjach, w takich momentach, zwłaszcza tak szczere jak wasze słowa stanowią bezcenną pomoc, dla tych, którzy pogrążeni w żałobie szukają dla siebie na nowo drogi. Będziemy o tym pamiętać.
Chcę także powiedzieć, że dla mnie to szczególne godziny ten wczorajszy wieczór i dzisiejszy dzień, ponieważ towarzysząca mi małżonka, towarzysząca mi od 35 lat, ale także tu, dzisiaj w Akwizgranie, otwiera coraz szerzej oczy tu, w czasie przemówień i laudacji, w której poświęcacie państwo tyle dobrych słów pod moim adresem. Moja żona Małgorzata nie znała mnie od tej strony. I bardzo ceniąc sobie tę nagrodę, ten symboliczny medal, to miejsce, w którym jesteśmy, to muszę powiedzieć, że szczególnie jestem wdzięczny za to, że widzę w jej oczach dzisiaj podziw większy niż kiedykolwiek. Co po 35 latach nie jest prostą sprawą.
Stoję tu dzisiaj przed państwem, ponieważ uznaliście, że moja biografia służy wolności i demokracji. To cytat z tej laudacji - pozwólcie mi smakować te słowa. Uznaliście, że jestem uznanym i przekonującym Europejczykiem. I, co dla mnie jest być może najważniejsze, uznaliście, że uosabiam solidarność i Polskę otwartą na świat, mocno osadzoną w rodzinie narodów europejskich. Kiedy czytam te słowa i patrzę na listę laureatów nagrody Karola Wielkiego, do której zechcieliście mnie także dołączyć, odczuwam dumę. Ta duma, nie mówię o mojej osobistej satysfakcji, zrozumiałej, wynika z faktu, że właśnie stąd, z Akwizgranu, z tej symbolicznej stolicy kontynentu po raz kolejny dostrzegliście, że doświadczenie, które było udziałem Polaków przybliża Europę wszystkim Europejczykom. Że to polskie fenomenalne doświadczenia ostatnich 30 lat, było w swojej istocie najgłębszym europejskim doświadczeniem, które pozwoli także innym narodom zrozumieć Europę.
Urodziłem się w 1957 r., a więc w tym roku, w niespełna miesiąc po tym jak w Rzymie podpisano znane traktaty, które ustanawiały Europejską Wspólnotę Gospodarczą. Wtedy zaczął się proce integracji europejskiej. W jakimś sensie jestem rówieśnikiem Unii Europejskiej. Chcę Państwu opowiedzieć, nie martwcie się państwo, nie będzie to opowieść długa, chcę opowiedzieć, w jaki sposób Europa rodziła się w sercach i umysłach mojego pokolenia. Od pierwszych dni, kiedy rozumieliśmy, na czym polega świat zewnętrzny, na czym polega polityka, kiedy zrozumieliśmy jak wygląda polska sytuacja. Właściwie to dojrzewanie do Europy, zarówno w rozumieniu historii, w tworzeniu kultury wbrew okolicznościom i opresjom, a także w tej niepokornej polityce, którą uprawialiśmy, ryzykując wówczas naprawdę wiele, w tym wszystkim powstawała w polskich sercach i umysłach Europa, skuteczniej, trwalej, mocniej, niż poprzez zapisywanie tej idei z traktatów.
Kluczowym dla mojego doświadczenia, ale mogę chyba mówić w imieniu całego mojego pokolenia, było miejsce mojego urodzenia - Gdańsk. Gdańsk, którego historia, zwłaszcza w ostatnich stu latach, to tak naprawdę lekcja dziejów powszechnych.
W moim mieście rozegrały się wszystkie najważniejsze dramaty, które ludzkość przeżyła w dwudziestym wieku. To właśnie ten Gdańsk, z dramatyczną, skomplikowaną i piękną historią jest moją rodzinną Europą. Z okien mojego domu, w zasięgu niemal ręki miałem stoczniowe dźwigi. I także wieże kościołów: Mariackiego, Katarzyny, Brygidy. W najbliższej okolicy mojego domu było wówczas jeszcze siedem cmentarzy. Na grobowcach na tych cmentarzach można było czytać epitafia w języku niemieckim, polskim, były nagrobki rosyjskie, ze wschodnimi półksiężycami, były groby żydowskie. Był też jeden grób pilnowany i strzeżony przez ówczesne władze, bez krzyży i bez nazwisk, za to z gwiazdami i numerami - to był grób żołnierzy Armii Czerwonej, którzy zginęli w 1945 r. w czasie zdobywania Gdańska.
Kiedy zacząłem chodzić do szkoły w moim Gdańsku, ślady wojny były jeszcze bardzo świeże. Moje dzieci nie zawsze mi wierzą, kiedy pokazuję im fragmenty mojego miasta i mówię: chodziłem do szkoły obok tej kamienicy, ale wówczas tam był lej po bombie. Prawie całe moje miasto, wtedy, kiedy byłem młodym człowiekiem, było wielkim placem budowy, bo całe moje miasto musieliśmy odbudować. Zostało zniszczone przez obłęd nazizmu i także komunizmu w 90 ponad procentach. Ale co rusz, jako dzieci i młodzi ludzie natrafialiśmy na ślady z innej epoki. Monety z niemieckimi napisami: z rybą lub żaglowcem, tak typowymi symbolami Gdańska sprzed wojny. Guziki od mundurów wielu nieistniejących armii. To były świadectwa historii, która była zaledwie wczoraj, na wyciagnięcie ręki. Ale tak naprawdę dla nas to była już inna epoka. Świat zaginiony, świat ostatecznie przekreślony.
Ale właśnie ten swoisty paradoks, to zanurzenie w historii, której się nie rozumiało, której się nie akceptowało, ale w tym miejscu, w tym Gdańsku, nie można było się z tej historii wynurzyć. To było właśnie pierwszą lekcją Europy, jeszcze nieuświadomionej, ale niezwykle dobitnej. Później doszły lektury choćby Ferdynanda Braudela, czy mojego dzisiejszego gościa Normana Daviesa, które opisywały Gdańsk, jako europejski fenomen na ziemiach polskich. Braudel pisał: Gdańsk to miasto położone między szerokim światem a bezmiarem Polski, tej szesnasto- siedemnastowiecznej. To miasto jest, jeśli nie jedyną to najdonioślejszą bramą dla obu kierunków handlu. Davies pisał: Gdańsk to ruchliwe mrowisko pracy, dobrobytu i kultury. Co było zjawiskiem dobrze znanym w Niemczech czy Niderlandach, lecz absolutnie niespotykanym w ówczesnej Polsce.
Ten Gdańsk coraz bardziej rozumiany jako historia to także Gdańsk ze wspomnień Joanny Schopenhauer, matki wybitnego filozofa, także moich ziomków, także urodzonych w Gdańsku. Ta tradycja docierała do mnie także wtedy, gdy z moimi nieżyjącymi już rodzicami spacerowałem po pobliskim parku. On wówczas nosił już imię Adama Mickiewicza, polskiego poety romantycznego. Ale przecież był śladem też tej poprzedniej, zamierzchłej epoki. Musiało trochę lat minąć, żebym zrozumiał, że był też śladem, jednym z najtrwalszych, kultury europejskiej. To wszak Cystersi ufundowali katedrę i ten park. Niektórzy chcą wierzyć i wiele w tym racji, że tam, gdzie w średniowieczu dotarli Cystersi, tam wytyczono granice Europy.
To ciekawe, że te pamiątki, nie zawsze rozumiane, te pamiątki, nieliczne, bo prawie bez wyjątku zniszczone przez wojnę i przez obłędne ideologie, a jednak te pamiątki okazały się silniejsze niż ponure doświadczenie nazizmu i komunizmu, zarówno w sferze materialnej jak i duchowej. Te dwie obłędne ideologie, które sprowadziły zagładę na miliony ludzi, w tym także na moje miasto, nie zdołały wydziedziczyć nas z Europy.
Na swoją obronę, na obronę swojej, rodzinnej Europy, mieliśmy niewiele. Właśnie te zrujnowane cmentarze, właśnie cień wypalonego gotyckiego kościoła, czy dzwony na ratuszowej wieży. Było jeszcze coś, co pamiętam równie mocno - ktoś nazwał to skromną dostojnością obyczaju, tej codzienności, która bywa trwalszym fundamentem kultury i być może byłą najtrwalszym fundamentem Europy na naszych ziemiach. Może właśnie dlatego, że była równocześnie i skromna i dostojna. W moim przypadku były to kultywowane obyczaje i tradycje ściśle rodzinne: tak a nie inaczej obchodzona wigilia, sopocka cukiernia, która nie spłonęła w czasie wojny, to było także to, co wczoraj usłyszeliśmy w czasie kolacji - to był Jan Sebastian Bach i skrzypce i wiolonczele moich dziadków i wujków, którzy wspólnie muzykowali. Później zrozumiałem, że muzyka to także nasza tradycja i, że nie tylko w moim Gdańsku, ale też w Trieście czy Monachium rodziny spotykają się, aby razem muzykę grać i jej słuchać.
Taka Europa była właśnie w nas, że żelazna kurtyna, sowiecka opresja, nie pozostawiały złudzeń, co do politycznej rzeczywistości. Ale ta Europa była w nas i przetrwała dzięki temu głębokiemu poczuciu historyczności. To poczucie powoduje taką organiczną ciągłość między tym, co minęło, a tym, co jest dla nas zadaniem, naszym marzeniem. Tak sądzili Ortega i Baset, że właśnie tożsamość i ciągłość to fenomeny, które ocaliły Europę i dzięki temu, tej ciągłości tożsamości pozostała Europa wspólnotą współpracy i konfliktów. Jednocześnie wymiany handlowej i trwałych obyczajów. Ale Bogu dzięki nie stała się wytworem ideologii. Właśnie dzięki tym wartościom oparła się ideologiom, które być może wyrastały z europejskiego ducha, tak jak nazizm i komunizm, ale jednak nie zdołały tego europejskiego ducha ostatecznie zdeprawować.
Na pewno odcisnęły te straszne ideologie ślad na naszej tożsamości. Nie wykluczam, że ten ślad jest mocniejszy w tej części kontynentu, w której, z różnych powodów: historycznych, geograficznych, noszą charakter pogranicza. Mój Gdańsk to klasyczne miejsce pogranicza. I być może to dramatyczne doświadczenie nazizmu, a dla mojego pokolenia komunizmu spowodowało takie podwójne uczucie: jestem w Europie tubylcem, czuję się w Europie jak w domu, ale tez trochę cudzoziemcem. Bo całe dotychczasowe doświadczenie podpowiadało mi, że Europa będzie na zawsze tylko marzeniem, a rzeczywistość będzie wyglądała zupełnie inaczej. I ta dwoistość w nas, Polakach, zapewnie pozostanie. Ale niewykluczone, że to jest właśnie źródłem siły nowej zjednoczonej Europy. Może właśnie jest tak, że Europie są potrzebni tacy Europejczycy, dla których ona sama, Europa, jest zarazem Ojczyzną i granicą. Jest czymś absolutnie swoim i czasami trochę obcym. Może z tego fenomenalnego napięcia wyrasta nowa energia, tak bardzo potrzebna nowej Europie. Może dlatego ten polski duch, tak obecny na tej sali, ale obecny w całej współczesnej Europie, powoduje, że będziemy trochę lepsi, bardziej ludzcy, może trochę bardziej skomplikowani.
To najważniejsze gdańskie doświadczenie, to oczywiście solidarność, też dla mnie osobiście, bo to fragment, też być może najważniejszy, mojego życia. Ale to też zbiorowa biografia pokolenia, które łączy Polskę z Europą. Może też dlatego, że wiem bardzo dobrze, że upadek komunizmu, prawdziwe dojście do wolności, prawdziwe dojście do Europy, musiało odbyć się w ludziach, a nie poprzez procedury. A solidarność była właśnie doświadczeniem, które odbywało się w sercach i umysłach ludzi, a nie na salonach i nie w politycznych gabinetach.
Chcę też wspomnieć to, co poprzedziło ten wielki zryw solidarności w moim mieście i co miało także miejsce w Gdańsku. To było doświadczenie, które mnie i moje pokolenie uformowało na całe życie, dziesięć lat przed sierpniem, w 1970 r., władza strzelała do gdańskich robotników, pozbawiała ich wolności, biła ich na ulicach, pozbawiała ich wolności, zdrowia, życia, chciała też pozbawić ich godności. I to działo się wszystko na moich oczach, czternastolatka, za młodego, aby uczestniczyć, zbyt dojrzałego by nie zrozumieć. To był pierwszy moment, kiedy intuicyjnie, w trochę dziecięcy sposób zrozumiałem, że człowiek musi w pełni realizować się w przestrzeni publicznej i że warunkiem sin qui non jest wolność. I wtedy też zrozumieliśmy, też trochę intuicyjnie, że braterstwo, solidarność to nie są hasła z podręcznika rewolucji francuskiej, to jest także nasze życie.
Paradoks tego doświadczenia polegał na tym, że choć przeżywaliśmy tragedię, odczuwaliśmy także niekwestionowaną euforię, euforię młodych ludzi dojrzewających do wolności i do solidarności. Chcę tu wspomnieć, młodego człowieka, wówczas siedemnastolatka, gdańszczanina, on wtedy murze w pobliżu stoczni napisał: +Katyń+. To słowo wówczas, w Polsce, oznaczało odruch protestu. Kto odważył się napisać słowo +Katyń+ na murze rzucał wyzwanie sowieckiej opresji? Ten siedemnastolatek był później jednym z założycielem opozycji w Gdańsku, a w wolnej Polsce został posłem, później ministrem kultury w rządzie Jerzego Buzka i jednym z moich najbliższych przyjaciół. 10 kwietnia wsiadł do tragicznego samolotu i zginął, pod Smoleńskiem tak jak wszyscy pasażerowie tego dramatycznego lotu.
Rok 70. i 80. - wielkie gdańskie dramaty, były także zanurzone w historii głębszej niż ktokolwiek mógł się domyślać wtedy. Czy jesteście sobie w stanie państwo wyobrazić, że robotnicy wtedy po doświadczeniu tym krwawym, tym przegranym, 10 lat później przyjęli jako swoje motto, nie na podstawie lektur, tylko tego, co mieli w sercach i umysłach, odwieczną gdańską zasadę: odważnie, ale z rozwagą - Nec temere, nec timide. To ta zasada zbudowała potęgę Gdańska, najwspanialszego miasta w tej części Europy przez kilka stuleci, i ta zasada, intuicyjnie podchwycona przez gdańskich robotników w stoczni, stała się fundamentem polskiego sukcesu na długie, długie lata.
My wtedy, w sierpniu 80. mówiliśmy także o tym, że kluczem jest różnorodność w jedności. Lech Wałęsa uczył się wówczas trudnego słowa pluralizm. Trudnego nie dlatego, że trudno je wymówić, tylko dlatego, że przez lata było ono zakazane w Polsce. Ile lat później dowiedzieliśmy się, że jedność w różnorodności jest także główną zasadą Unii Europejskiej. Nie wiedzieliśmy tego. To jest jeden z kolejnych dowodów, że wspólnota europejska, istota Europy, rodziła się również tam, w roku 80. w Gdańsku.
Wiedzieliśmy także również, co znaczy odpowiedzialność, która wymaga silnego przywództwa. Tren ruch zwyciężył w sytuacji, która nie dawała żadnej szansy na zwycięstwo. Dlatego, że w miejsce ślepej przemocy wybrał rozumne przywództwo. W miejsce ślepego protestu wybrał odpowiedzialność. W miejsce rozpaczliwej bezradności wybrał solidarność, jako metodę i równocześnie istotę swojego działania. My uczyliśmy się także wtedy, że co dla mnie, miłośnika starożytnej Grecji było szczególnie budujące - że to, co jest jednym z fundamentów Europy, doświadczenie Hellady, doświadczenie agory, doświadczenie radosnego uniesienia obywatela, który bierze odpowiedzialność każdego dnia za siebie, ale i za swoją Ojczyznę, jest żywe. Żałujcie kochani, że nie byliście wtedy w dowolnej stoczniowej hali, w dowolnej stołówce w hucie czy kopalni, tam wszędzie spotykali się ludzie i przypominali, choć nosili kaski robotnicze, przypominali do złudzenia Peryklesa. Bo brali na siebie, rozumnie i odpowiedzialnie ten wysiłek prowadzenia spraw publicznych.
Hanna Arendt pisała kiedyś o szczęściu publicznym. Doświadczyliśmy, my, Polacy, szczęścia publicznego. Polityka nie musi być udręką. Polityka nie musi być czarnym snem członków Rady Europejskiej. Że trzeba znowu się spotykać, znowu dyskutować całe te noce, o których wspomniałam Angela Merkel, polityka może być także tym radosnym uniesieniem rozumnych i odpowiedzialnych obywateli. Gdańska, Akwizgranu, Polski, Niemiec, całej Europy. Pamiętaliśmy też, że Europa to coś więcej, coś, co warto opisać, coś, co łatwiej byłoby nam dziś zrozumieć rano w katedrze niż tu, w tej sali. Ale my Polacy mieliśmy szczęście, że to więcej, tę Europę wyżej pokazał nam Jan Paweł II. Kiedy mówił w Polsce o odnowie oblicza tej ziemi, naszej ziemi, nie wiedzieliśmy, że będzie nam dane uczestniczyć, że będzie nam dane być aktorami tego najwspanialszego w historii Europy spektaklu, jakim było pokojowe wyzwolenie się wielu narodów od komunizmu i dobrowolne zjednoczenie się w ramach Unii Europejskiej.
Tak my, Polacy, jesteśmy przekonani, że byliśmy świadkami i uczestnikami cudu. Bo wierzymy głęboko, że Europa to właśnie to +coś więcej+. Że Europa to wiara, że Europa to nadzieja i że najwięcej tej Europy można znaleźć w każdym pojedynczym człowieku.
Można powiedzieć, że nasze pokolenie miało szczęście. Żyliśmy w niezwykłych czasach, żyjemy w niezwykłych czasach, w czasach wielkich. I ten osobisty, historyczny wykład, jako naprawdę głęboko odczuwany, przemyślany tekst, żeby kilka zdań powiedzieć o tym, co jest dzisiaj naszym największym zadaniem. Po pierwsze, chcę się zwrócić do tych wszystkich, którzy twierdzą, że nadeszła dla Europy godzina półmroku, że powtórzę jeszcze raz słowa wielkiego hiszpańskiego filozofa. Ta godzina półmroku, o której inni pisali, że jest zapowiedzią nieuchronnego zmierzchu. Jestem przekonany, że mówię te słowa nie tylko jako premier polskiego rządu, ale że mówię te słowa jako przedstawiciel wszystkich Polaków.
My w Europę i jej przyszłość naprawdę wierzymy i przecież my także znamy te przedwczesne pogłoski o śmierci Zachodu. Bo odnajdywaliśmy te przedwczesne pogłoski w tych samych książkach, które czytaliście w Niemczech, Belgii, Luksemburgu czy we Francji. Ba, my naprawdę się przejmowaliśmy Brukhardem, Szpenglerem, ale my wiemy, że te pogłoskom o upadku Europy były i są przedwczesne. My jesteśmy przekonani o tym, że to, co jest istotą Europy to jest zdolność wychodzenia z zakrętów i kryzysów. Zobaczcie ile mówimy o Grecji. Trudno nie mówić dziś o Grecji, kiedy mówi się o przyszłości Europy. Czy naprawdę dla Europy jedynym doświadczeniem są greckie turbulencje w strefie Euro? Czy ważniejszym w takim momencie greckim doświadczeniem nie nauka, którą wyciągamy z dziejów Herodota. czy Europa nie jest trochę w sytuacji tamtej Grecji, tamtej Hellady, kiedy trzeba było wielkich przywódców, ludzi obdarzonych, wolą, energią i determinacją, by powiedzieć, być może po raz pierwszy w historii, jesteśmy różni, ale musimy być jednością. Pomyślcie o tym przez chwilę. Gdzie bylibyśmy dzisiaj, kim bylibyśmy dzisiaj, czy w ogóle bylibyśmy wówczas, w obliczu perskiej nawały nie znalazło się grono ludzi mądrych, prawych, prawdziwych przywódców, którzy uratowali Europę w dniu jej narodzin.
Przypomnijmy sobie również te największe tragedie 20.wieku. My, Europejczycy, wychodziliśmy z takich opresji. Bo Europa to nie jest tylko wspólnota, nie tylko organizacja, Europa to jest ciągłe zadanie dla przyzwoitych ludzi. Jeśli my dzisiaj słyszymy tu i ówdzie o godzinie półmroku, o zmierzchu Europy, to my jesteśmy zobowiązani, żeby odpowiedzieć, że jeśli z takiego kryzysu byśmy nie wyszli to nie jesteśmy warci tamtego marzenia. Dziś Europa potrzebuje przywództwa ludzi, którzy wierzą w jej istotę.
Wiem, że istota Europy to także myśl sokratejska - wiem, że nic nie wiem. To także słynne słowa wątpię, więc jestem. Więc tak- my Europejczycy mamy prawo do zwątpień, do krytycznej refleksji, także na własny temat. Ale Europa to także uzasadnione marzenie o tym, że odpowiedzialni, mądrzy ludzie poradzą sobie w każdej opresji, jeśli tylko odnajdą w sobie tę starodawną wolę. Zdolność przywództwa i wzięcia na siebie odpowiedzialności.
Dziś chce powiedzieć, że traktuję dzisiejszy kryzys, paradoksalnie, jako wielka szansę, a nie wstęp do upadku. Szansę dla Europy i Europejczyków. Być może Europa to ciągle pojęcie nieprecyzyjne, ciągle budzące wątpliwości teoretyków, ale przecież ciągle przyśpiesza nam bicie serca, gdy mówimy i myślimy o Europie. I dlatego chciałbym, w imieniu tych, którzy marzyli o Europie i dziś nie pozwolą, aby te marzenia nie spełniły się tak do końca, ze czas Europy dopiero wybija. Zdolność przetrzymywania kryzysów będzie tego najlepszym dowodem.
Pozwólcie państwo, że ten autentycznie przeżywany optymizm i tę nagrodę, którą tu otrzymałem, zadedykuję temu pokoleniu solidarności, tym, którzy nie doczekali, a przede wszystkim tym ofiarom katastrofy samolotowej pod Smoleńskiem.
Dziękuję bardzo.(PAP)
wni/ la/