Z gabinetu Angeli Merkel w Urzędzie Kanclerskim zostały usunięte dwa obrazy, które szefowa rządu RFN sama wybrała jako dekorację. Ich autor, XX-wieczny niemiecki ekspresjonista Emil Nolde, był „nazistą, rasistą i antysemitą”.
Biuro prasowe rządu potwierdziło w czwartek, że obrazy wypożyczone przez Urząd Kanclerski wróciły do magazynów Starej Galerii Narodowej w Berlinie. Nie nawiązywały w żaden sposób do polityki ani wojny. Jeden przedstawiał kobiety w ogrodzie wśród kwiatów, drugi - wzburzone morze. Formalnie to ich właściciel, Fundacja Pruskiego Dziedzictwa Kulturowego, poprosił o zwrot.
Według historyka sztuki, dyrektora muzeum Kunstpalast w Duesseldorfie Felixa Kraemera, po którego apelu doszło do usunięcia dzieł, nie można oddzielać twórczości od przekonań. A Nolde był zdeklarowanym "nazistą, rasistą i antysemitą". "Byłoby naiwnością sądzić, że to co malował nie miało nic wspólnego z jego przekonaniami. Doskonale wiedział, co robi" - podkreślał Kraemer w rozmowie na antenie "Deutschlandfunk".
Zaznaczył, że Noldego należy pokazywać w muzeach, żeby uświadamiać sobie tę część historii. Jego obrazy nie są jednak właściwą oprawą dla wizyt zagranicznych gości u niemieckiej kanclerz.
Co ciekawe, obrazy Noldego - mimo że aktywnie wspierał NSDAP - zostały uznane w 1937 roku za "sztukę zdegenerowaną", wycofane z muzeów i częściowo sprzedane za granicę, a częściowo zniszczone. Pomogło mu to po wojnie zbudować legendę ofiary nazistowskiego reżimu.
Z Berlina Artur Ciechanowicz (PAP)
asc/ mc/