17.02.2010. Katowice (PAP) - W drugiej połowie marca specjalna komisja, badająca przyczyny wrześniowej katastrofy w kopalni "Wujek-Śląsk", ma przedstawić swoje ustalenia w tej sprawie. Eksperci rozpoczęli już formułowanie końcowych wniosków, które potwierdzają, że to wadliwe urządzenie elektryczne zainicjowało zapłon metanu. Po zapłonie i wybuchu metanu 18 września ub. roku w rudzkiej kopalni zginęło 20 górników, a ponad 30 zostało rannych.
"Na podstawie wyników prac komisji dyrektor Okręgowego Urzędu Górniczego w Katowicach sporządzi orzeczenie i podejmie decyzje dyscyplinarne wobec osób, które dopuściły się złamania przepisów prawa górniczego" - poinformowała w środę rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) Jolanta Talarczyk.
Przypomniała, że nadzór górniczy może ukarać winnych mandatem, odsunąć od wykonywania czynności w ruchu zakładu górniczego (maksymalnie na dwa lata) i skierować wniosek o ukarania przez sąd. Niezależnie od ustaleń komisji prowadzone jest postępowanie prokuratorskie, które może skończyć się postawieniem zarzutów w sprawie karnej.
W środę członkowie komisji analizowali wyniki przesłuchań świadków (w sumie przesłuchano 150 osób, kilka będzie przesłuchanych jeszcze raz) i zapoznali się z wynikami kolejnych ekspertyz i prac badawczych. Dotychczas przebadano 58 urządzeń i przewodów elektrycznych.
Jak nieoficjalnie dowiedziała się PAP w źródle zbliżonym do prac komisji, jest najbardziej prawdopodobne, że to właśnie wadliwy, będący w złym stanie, kabel, spowodował iskrę, zapalającą metan.
Wcześniej, szukając inicjału zapłonu metanu, eksperci analizowali prawdopodobieństwo różnych hipotez, m.in. samozapłonu tego gazu, pożaru endogenicznego (wywołanego samozapłonem węgla - PAP), prac spawalniczych, robót strzałowych. Wykluczono te przyczyny. Niedawno badaniami objęto także odzież ochronną i używane pod ziemią przez górników plastikowe butelki, analizując ich właściwości elektrostatyczne.
Już wcześniej komisja ustaliła m.in., że w kopalni złamano procedury dotyczące przebywania w strefach szczególnego zagrożenia. Dziewięciu górników poniosło śmierć w miejscach, gdzie w ogóle nie powinno ich być.
Obecnie ściana, gdzie doszło do katastrofy, jest odizolowana od pozostałych wyrobisk specjalnymi tamami. Druga ściana, w pobliżu, w grudniu wznowiła wydobycie, jednak w styczniu została ponownie zatrzymana ze względu na duże zagrożenie metanowe.
Do zapalenia i wybuchu metanu w kopalni doszło 18 września ubiegłego roku 1050 metrów pod ziemią. W dniu wypadku zginęło 12 górników, ośmiu kolejnych zmarło w następnych dniach w szpitalach. Rannych zostało 36 osób. Ostatni poszkodowani opuścili Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich w listopadzie ub. roku.(PAP)
mab/ bno/ jbr/