24.12.2009 Kielce (PAP) - Dzień ten jaki, cały rok taki - mówiono o Wigilii, dlatego na dawnej wsi w tym dniu obowiązywały nakazy i zakazy, których nieprzestrzeganie miało skutkować w następnym roku. Pod obrusem układano siano, które miało zapewnić urodzaj. Przed domem rozrzucano gałązki świerka lub jodły, mające chronić domowników przed chorobami. A przy wigilijnym stole zostawiano puste miejsce dla dusz przodków przebywających w tym okresie na ziemi.
Święta Bożego Narodzenia na dawnej wsi zwano godami lub świętami godnymi, ponieważ w tym czasie miało miejsce połączenie godów, czyli lat. Spotykał się koniec i początek roku obrzędowego, roku gospodarskiego, a dawniej także roku kalendarzowego, który zaczynał się w pierwszym dniu świąt.
Święta godne obejmowały 12 dni, czyli tzw. dwunastnicę, liczoną od pierwszego dnia Bożego Narodzenia do święta Trzech Króli. W tych dniach przepowiadano pogodę na miesiące nowego roku, a także urodzaj; jeśli była mgła - mówiono, że będzie dużo mleka, jeśli było dużo gwiazd - w nadchodzącym roku kury miały znieść dużo jaj.
Wigilia była dniem szczególnym. Mówiono, że wtedy zwierzęta mówią ludzkim głosem, a woda w studniach zamienia się w wino czy miód. Nikt tej wody nie pił, ale głęboko w to wierzono. Obowiązywały zakazy i nakazy, których nieprzestrzeganie miało skutkować w następnym roku. Mówiono: "Dzień ten jaki, cały rok taki".
Od samego rana należało się odpowiednio zachowywać. Wstać trzeba było bardzo wcześnie, by nie przespać całego roku. Tego dnia nikt nie stronił od pracy. Starano się niczego nie pożyczać, bo wierzono, że pożyczonych produktów będzie brakowało. Nawet dobrze było komuś jakąś rzecz ukraść, żeby potem podrzucić - wierzono, że to przynosi szczęście.
Poszczono cały dzień, niekiedy pierwszy posiłek spożywano dopiero podczas wieczerzy wigilijnej. Należało jeść ją bardzo wolno, w skupieniu, ale do syta, aby do syta najadać się w roku przyszłym. Należało spróbować każdej potrawy, by jej nie zabrakło w nadchodzącym roku.
Wigilijny stół nakrywano odświętnym, lnianym obrusem specjalnie bielonym. Centralne miejsce zajmował bochen chleba, a na nim kładziono opłatek. Pod obrus rozścielano słomę albo siano - miało to zagwarantować urodzaj w roku przyszłym.
Opłatek w Polsce pojawił się w XVII-XVIII wieku. Na początku XX wieku na wsi były jeszcze rejony, w których opłatek nie był znany; dzielono się tam chlebem. Zwyczaj dzielenia się opłatkiem, a wcześniej chlebem, jest typowo polski. To symbol jedności, pojednania, życzliwości.
Do wieczerzy siadano, gdy zaświeciła pierwsza gwiazdka. Honorowe miejsce przy stole zajmowali gospodarze. Dania były postne, przygotowane z płodów ziemi, lasu, sadu i wody - owoców, zbóż, maku, orzechów i ryb. Na kielecczyźnie najbardziej popularna była zupa grzybowa, ewentualnie barszcz z grzybami oraz kluski z makiem, kapusta z grochem, kompot z suszu, a z ryb - śledzie, bo były najtańsze. Zestaw dań zależał od inwencji gospodyni i zamożności gospodarzy.
Na ogół liczba potraw była nieparzysta: trzy, pięć, siedem lub dziewięć. Ale były rejony, np. koło Morawicy w Dębskiej Woli, gdzie obowiązywało 12 potraw na pamiątkę 12 apostołów, z którymi Jezus spożywał ostatnią wieczerzę. Liczba biesiadników natomiast powinna była być parzysta, wierzono bowiem, że w przeciwnym razie kogoś z domowników może spotkać śmierć. W razie nieparzystej liczby osób zapraszano samotnego sąsiada, aby tradycji stało się zadość.
Podczas wieczerzy obowiązywał szereg zwyczajów o charakterze wegetacyjnym, np. zwyczaj ustawiania snopa dorodnego zboża w kącie izby lub w czterech kątach, aby na sposób magiczny, zgodnie z zasadą, że podobne wywołuje podobne, spowodować, aby równie dorodne kłosy wyrosły w roku przyszłym. Temu samemu służyło rozścielanie słomy czy siana pod obrusem. Z tego snopa robiono wiązki, które wtykano na rogach pola oziminy. Ze snopa też wróżono. Brano wiązkę zboża i rzucano wysoko, a ile źdźbeł utknęło między belkami, tyle kop zboża miał zebrać gospodarz w następnym roku. Kłosami obwiązywano drzewka, aby dobrze rodziły.
Dużo było także zakazów o charakterze zadusznym - wierzono bowiem, że w tym okresie na ziemi przebywają dusze zmarłych przodków, które mogą być pomocne i przydatne w magii. Do dziś zostawiamy puste miejsce przy stole dla niespodziewanego gościa; dawniej było ono przeznaczone dla dusz. Z tego powodu, zanim się zajęło stołek czy ławę, należało dmuchnąć na to miejsce, aby nie przysiąść duszyczki. Był zwyczaj zostawiania resztek jadła, by się te dusze posiliły, przez całą noc podtrzymywano ogień, by mogły się ogrzać.
Zwyczaj dekorowania domu choinką w naszej kulturze znany jest od wieku XVIII. Na polskiej wsi upowszechnił się dopiero na początku wieku XX. Choinka zastąpiła podłaźnika, czyli czubek jodły, świerka lub sosny, który wieszano wierzchołkiem w dół nad wigilijnym stołem. Na wsi kieleckiej podłaźniki w takiej postaci nie był znany; podłaźnikiem była zielona gałązka poświęcona w kościele, a potem umieszczona nad drzwiami, za obrazem, nad łóżkiem. Pod Kielcami był zwyczaj święcenia w kościele choinek, gdyż poświęcone gałązki miały ochronne znaczenie. Wierzono, że świerk jest siedliskiem dusz, a jodła - siedliskiem bogów. W związku z tym te gałązki rozrzucone przed domem chroniły domowników przed chorobami i nieszczęściami, a rozrzucone przed oborą, chroniły bydło przed zarazą. Wetknięte w nawóz przed oborą gałązki jodłowe powodować miały bardzo bogaty zbiór ziemniaków.
Najdawniejszą dekoracją podłaźników były jabłka i orzechy. Wierzono, że są one pokarmem dusz, miały szczególne, magiczne właściwości. Wierzono, że orzechy sprowadzają miłość, kojarzą małżeństwa, a jabłka były symbolem płodności. Zwyczaj zrywania jabłek z podłaźnika był formą zalotów; jeśli dziewczyna nie przeszkadzała chłopcu w zerwaniu jabłek z podłaźnika, oznaczało to, że odwzajemniała jego uczucia.
Nie było na dawnej wsi zwyczaju dawania prezentów. Jedynymi prezentami były orzechy, którymi obdarowywali się zakochani oraz jabłka, które były podarunkami dla dzieci. Na wieczerze wigilijne zapraszano zwierzęta i częstowano je resztkami jadła.(PAP)
agn/ ls/ mow/