Nieco drwiąco mówiono o nim „dworski pisarz”, który zawsze idzie ręka w rękę z władzą. To stwierdzenie prawdziwe, ale też ograniczające. Jarosław Iwaszkiewicz był też jednym z największych polskich pisarzy i poetów XX wieku i nie zawsze oportunistą. W czasach okupacji pomagał setkom ludzi, w tym narażając życie – osobom pochodzenia żydowskiego. 20 lutego obchodzimy dzień urodzin poety i pisarza… choć to data umowna.
„Obchodzę tylko urodziny, 20 lutego (i to nieprawdziwe, bo urodziłem się 20 lutego starego stylu)” - pisał. Według powszechnie dziś stosowanego kalendarza gregoriańskiego, urodził się więc później. Sam pisał w jednym z listów, że przyszedł na świat 2 marca. „Według moich najściślejszych obrachowań to jeżeliś się urodził 20 lutego st[arego] st[ylu], na 6 marca r.b. przypadają Twoje urodziny” – twierdził w liście brat pisarza. Inne wyliczenia wskazują natomiast na dzień 4 marca. By uniknąć zbędnych rachunków – powszechnie przyjmuje się więc datę z gruntu nieprawidłową.
Nie miał też na imię Jarosław, a przynajmniej nie takie nadano mu podczas chrztu. Ksiądz sprzeciwił się, bo to było to imię prawosławne – został więc Leonem. I to imię - do pewnego czasu – widniało na wszystkich oficjalnych dokumentach. „Dopiero po wojnie zmienił wszystko na Jarosława – wyjaśnia córka Maria Iwaszkiewicz – ale w dowodzie osobistym do śmierci było Jarosław Leon. My [córki] po śmierci ojca sądownie przeprowadziłyśmy dowód, iż jesteśmy córkami Jarosława, bo w metrykach miałyśmy ojca Leona”.
Na pewno na świat przyszedł w podkijowskim Kalniku. „Urodziłem się w małej cukrowni, położonej pośrodku żyznej równiny” – wspominał później. Iwaszkiewicz był późnym dzieckiem. Gdy przychodził na świat jego ojciec miał lat 52, a matka 40. Miał czwórkę starszego rodzeństwa. Najstarszy Bolesław urodził się 19 lat wcześniej. Ojciec był w cukrowni księgowym, zmarł gdy Jarosław miał lat 12. Nie mogąc się utrzymać matka kilka razy przeprowadzała się. Mieszkali w Warszawie, Jelizawetgradzie, w centralnej Ukrainie, a następnie w Kijowie. Tam Iwaszkiewicz rozpoczął studia. Łączył je z pracą prywatnego nauczyciela, czego zresztą nie cierpiał. „Co dzień te lekcje, to okropne” – pisał w pamiętnikach.
Mama utrzymywała rodzinę z niewielkiej emerytury oraz podnajmu pokojów. Mieszkając w Imperium nie miał w szkole literatury polskiej – co jak pisał wyszło mu na dobre. „Nie musiałem się `uczyć` Mickiewicza, mogłem go tylko `czytać`. Chyba wygrałem na tym” – notował. W Kijowie debiutował, w piśmie „Pióro” opublikowano jego wiersz „Lilith”, a także spróbował swych sił na scenie teatru. „Okazałem się wielkim głąbem (…) niezgrabny byłem jak jakiś stwór nie człowiek” – podsumowywał krytycznie.
Nauczyciel, poeta, sekretarz
Do Warszawy przyjechał w październiku 1918 r. „Dość dziwne stworzenie (…) z małą paczką bielizny i z ogromnym kufrem – notował później - Rozpoczynałem nowe życie w odmiennej atmosferze – i przyznać należy że do życia byłem jak najmniej przygotowany”.
W listopadzie publikuje pierwsze wiersze, zaczyna też czytać publicznie swoje utwory w zyskującej popularność kawiarni na Nowym Świecie. To właśnie wówczas formuje się najsłynniejsza grupa poetycka w historii Polski – Skamander. Obok Iwaszkiewicza, należą do niej Julian Tuwim, Jan Lechoń, Antoni Słonimski i Kazimierz Wierzyński. Grupa przetrwa do wybuchu wojny
To były chwile przełomowe! Polska właśnie odzyskiwała niepodległość. „Wpadłem w taki wir ludzi, że nawet nie bardzo zauważyłem, jak wygląda Warszawa (…) zastałem tu entuzjazm i z powodu przyjazdu Piłsudskiego i zmian w rządzie kraju” – pisał w liście do sióstr. Literacko trafia najlepiej jak może. Nawiązuje kontakty z pismem „Pro arte” oraz środowiskiem młodych literatów z kawiarni Pod Picadorem. W listopadzie publikuje pierwsze wiersze, zaczyna też czytać publicznie swoje utwory w zyskującej popularność kawiarni na Nowym Świecie. To właśnie wówczas formuje się najsłynniejsza grupa poetycka w historii Polski – Skamander. Obok Iwaszkiewicza, należą do niej Julian Tuwim, Jan Lechoń, Antoni Słonimski i Kazimierz Wierzyński. Grupa przetrwa do wybuchu wojny.
By się utrzymać musi znów pracować jako prywatny nauczyciel. Najpierw edukuje „paskudne dziecko” w rodzinie Potockich, później chłopców o książąt Woronieckich. Pomiędzy tymi zajęciami przez kilka miesięcy wydaje poznański dwutygodnik „Zdrój” skąd odchodzi w atmosferze skandalu i pomówień.
Tylko od wojska jak może się miga. „Znów kilkakrotnie padło pytanie skierowane do mnie: dlaczego właściwie nie jestem w wojsku – i znowu z całą naiwnością i szczerością odpowiadałem pytającym, a i sobie samemu, że nie mam do tego powołania”. W końcu do wojska trafia, ale jego przygoda z armią nasuwa nieodparte skojarzenie z dzielnym wojakiem Szwejkiem. Wcielany jest do jednostek, które stoją bezczynnie, raz po przepustce nie odnajduje swojego oddziału, innym razem zostaje odesłany do odwodu. W czasie bitwy o Warszawę przebywał ze swoim oddziałem… w pociągu jadącym na zachód do Ostrowa Wielkopolskiego. Po kilku dniach wraca do Warszawy, a później szybko do cywila.
W 1922 r. wziął ślub z Anną Lilpop – córką znanego i bogatego przemysłowca. Złośliwi plotkują, że wżenił w zamożną rodzinę. Po kilku latach młodzi dostają m.in. piękny dom w Stawiskach. Nie był żonie wierny. Miał kilka burzliwych romansów z mężczyznami. „Hania oczywiście wiedziała (i to nie z plotek, ale z moich ust), kogo poślubia” - wspomina Iwaszkiewicz. Twierdził jednocześnie, że żaden z romansów nigdy nie był zagrożeniem, czy konkurencją dla żony i córek. Z żoną jest aż do jej śmierci przez 57 lat! Umiera dwa miesiące po Annie.
W styczniu 1923 r. zostaje sekretarzem marszałka sejmu Macieja Rataja. Prowadzi korespondencje, bierze udział w spotkaniach. „Z Ratajem nie miałem przez dwa lata pracy w sejmie an jednej rozmowy o charakterze politycznym” - pisał. „Dobrze, że Jarosław nareszcie rzucił nudną, bezsensowna dla niego pracę w Sejmie” – notowała w pamiętnikach żona.
Na posadę państwową jednak wraca – tyle, że do ministerstwa spraw zagranicznych. Wysłany zostaje na placówki w Kopenhadze i Brukseli. Za tą pracą też nie przepadał. „Nudzę się w tej dziurze jak pies w studni, a jak nie mam nic do roboty, to zawsze jestem do niczego” – narzekał w liście do żony.
Kawałek dawnego świata
We wrześniu 1939 r. jak niemal wszyscy jego znajomi próbował uciekać. Wrócił po miesięcznej tułaczce. Do końca wojny ze swoich Stawisk się nie ruszył. Dom tętnił życiem. Podobnie było przed wojną, ale teraz stają się też azylem. Starannie prowadzone gospodarstwo powoduje, że jedzenia nie brakuje. Pisarka Zofia Nałkowska pisała w 1944 r., że zjadła obiad u Iwaszkiewicza „nieubogiego kolegi, żyjącego swe życie tak nieomal, jak dawniej”.
Swoje utwory w gabinecie pana domu czytali Czesław Miłosz, Jerzy Andrzejewski, a nawet młodziutki Krzysztof Kamil Baczyński. Prowadzone były też tajne komplety dla młodzieży – przygotowanie do matury
„Duży stół w jadalni pokrywano pięknym obrusem, na którym rozmieszczano jak najciaśniej zastawę z porcelany i sreber – dodawał inny z gości - po czym z kuchni wynoszono czasem tylko zsiadłe mleko i kartofle, a podane z widomą elegancją, jak na uroczystym przyjęciu”. W tej oazie odbywał się regularnie wieczory literackie. Swoje utwory w gabinecie pana domu czytali Czesław Miłosz, Jerzy Andrzejewski, a nawet młodziutki Krzysztof Kamil Baczyński. Prowadzone były też tajne komplety dla młodzieży – przygotowanie do matury.
Za to Iwaszkiewicz unikał większości działań związanych z podziemiem. Organizując spotkania „robił to tak uważnie, żeby nie narazić się na żadne kłopoty, ale mieć alibi w pospolitym spotkaniu towarzyskim – właśnie `jak najzwyczajniej`, `jak zawsze`, po `staroświecku`, `burżuazyjnie`” – pisał biograf Marek Radziwon.
Przez całą wojnę prowadził jednak konspiracyjną grę. Rozdzielał między potrzebujących literatów środki przekazywane dla nich z Londynu. Sam z pieniędzmi zwykle nie jeździł. Robił to Andrzejewski. „Istniała jednak w czasie okupacji sprawa, która warta była najwyższego ryzyka – pomoc żydowskim sąsiadom i przyjaciołom” – zauważa Radziwon. Pomoc polegała głównie w dostarczaniu fałszywych dokumentów – Anna miała dobry kontakt wśród miejscowych urzędników. Znajdowali też bezpieczne schronienia dla ukrywających się Żydów. Zdarzało się też, że osoby żydowskiego pochodzenia ukrywali w samym Stawisku.
Tętniący życiem dom budził oczywiście zainteresowanie także Niemców. Ich wizyty brał na siebie gospodarz. „Wychodził Pan zawsze w takich krytycznych momentach starannie ubrany, wyniosły, chłodny, górujący przeważnie wzrostem nad dowódcami tych niemieckich grup. Rozmawiał Pan z nimi po niemiecku z uprzejmym dystansem (…) Musiał Pan w oczach Niemców wyglądać na bardzo wielkiego grafa zaplątanego w wypadku wojenne i dlatego z respektem, po krótkiej wymianie zdań, zwykle się wycofywali” – wspominał jeden z gości domu.
Był zawsze dworskim pisarzem, zawsze dobrze z rządem, z górą, z elitą. Rzecz zrozumiała, że gdy się rządy zmieniły, był nadal dobrze z elitą
Na czas wojny Iwaszkiewiczowie przygarnęli też dwoje dzieci z Zamojszczyzny. Dziewczynki doczekały powrotu rodziców z robót przymusowych w Niemczech. Prawdziwe oblężenie przeżyły Stawiska podczas powstania i po jego upadku. „Przeszło przez ten dom tysiące ludzie z Warszawy, dostając tam posiłek możność wykąpania się i kąt do spania. Od rana do nocy gotowała się tam w kotle posilna zupa, piekło się chleb, ludzie dostawali dokumenty z wójtostwa, że nie są warszawiakami” – pisała jedna z uciekinierek z obozu przejściowego w Pruszkowie.
Końskie łajno i oportunizm
„Był zawsze dworskim pisarzem, zawsze dobrze z rządem, z górą, z elitą. Rzecz zrozumiała, że gdy się rządy zmieniły, był nadal dobrze z elitą” – pisał o nim Aleksander Wat. Po wojnie Iwaszkiewicz bez wahania związał się z nową władzą. Już w maju został kierownikiem literackim Teatru Nowej Warszawy. Uczestniczył w przyjęciach urządzanych przez nowe władze, przyjmował pisarzy z innych socjalistycznych krajów. „Iwaszkiewicz ze zrozumieniem odnosi się do Polskiej Partii Robotniczej” – można przeczytać w jego teczce sporządzonej w Moskwie.
„Do głębi oburzają mnie ludzie, którzy teraz utyskują, mało – rozpaczają. Nie doceniają tego, co jest, co się stało, że żyjemy, że jest Polska” – notowała Anna. Pisarz zostaje prezesem związku literatów, a także redaktorem naczelnych ambitnych nawiązujących do pisma Skamandra - „Nowin literackich”.
W 1947 r. Iwaszkiewicz otrzymuje prestiżową nagrodę literacką tygodnika „Odrodzenie”. W jury zasiadali m.in. Maria Dąbrowska, Leon Kruczkowski, czy Jan Parandowski. Nagroda spowodowała też jednak pierwszą nagonkę. „Marksiści (…) wiedzą, że książki nie rodzą się z natchnienia, lecz z potrzeby społecznej środowiska” – krytykował jeden z recenzentów.
Iwaszkiewicz sporo podróżuje. Jako przedstawiciel Związek Autorów i Kompozytorów Scenicznych (ZAiKS) czy Związku Polskich Autorów Dramatycznych był w Paryżu, we Włoszech, ale też w Brazylii i Argentynie. Został też przewodniczącym polskiej delegacji na wrocławski kongres intelektualistów.
Ogłoszenie socrealizmu podczas zjazdu literatów w Szczecinie – to moment dla ambicji pisarza bolesny. Przestaje być prezesem związku, a decyzje zapadają bez jego udziału – rej wiodą twórcy partyjni – Kruczkowski, Mieczysław Jastrun, czy Adam Ważyk. Oczywiście pod ścisłą kuratelą partyjnych notabli. Do tego jeszcze w 1948 r. zamknięte zostają „Nowiny”.
Sam Iwaszkiewicz pisze o „bocznych torach”, które „odgrywają bardzo ważną choć nieefektowną rolę”. Wieszczył ponurą, że „jako stary wagon odsunięty na boczny tor rozpadnę się i zginę”. Pozostaje jednak na usługach władzy. Od 1952 r. do śmierci nieprzerwanie jest posłem na Sejm. Staje też na czele Polskiego Komitetu Obrony Pokoju, i publikuje socrealistyczne utwory. Po śmierci Stalina pisze jak większość pisarzy tekst żałobny. Dyktatora nazywa „symbolem najwyższego ideału ludzkości”.
Odwilż dla Iwaszkiewicza zaczęła się w 1954 roku. Na sześćdziesięciolecie urodzin oraz 40-lecie twórczości dostał medal od Bolesława Bieruta, napisano o nim sporo artykułów. A specjalny wieczór odbył się nawet w Moskwie. W grudniu obejmuje redakcję „Twórczości”
Na zjeździe pisarzy w 1956 r. przyznaje się do błędów. Wyrzuca sobie przede wszystkim milczenie, gdy powinien był zabrać głos. Tłumaczy, że milczał „z jednego przede wszystkim powodu (…) jeśli się jadło końskie łajno, to nie należy potem krzyczeć na dachu (…) taktowniej jest milczeć”. Wraca jednak do łask władzy. Trzy lata później – za wyraźnym jej wskazaniem znów zostaje prezesem związku literatów.
Odcina się od coraz częstszych działań opozycyjnych, jak choćby słynnego Listu 34 – podpisanego przez twórców żądających poszerzenia wolności słowa. „34 uznało siebie za obywateli, Putrament i Iwaszkiewicz za poddanych” – podsumował Andrzej Kijowski. Także w czasie wydarzeń z 1968 r. zachowuje się biernie. Jego oportunizm przynosi wyraźne profity. „Jarosław wzbudzać musi u wszystkich zazdrość. Mieszka jak książę w pałacu otoczonym wielohektarowym parkiem. Jego gabinet – to muzeum pamiątek” – pisał Jerzy Zawieyski.
Najbardziej znany jest jako twórca noweli takich jak zbiory „Panny z Wilka”, czy „Młyn nad Utratą”. Wydał też tomy wierszy, powieści, dramaty, eseje oraz przekłady m.in. Tołstoja czy Andersena.
Umiera 2 marca 1980 r., w wieku 86 lat
Łukasz Starowieyski
Źródło: MHP