W sierpniu 1949 roku na zamku w Łagowie Lubuskim władze Polski Ludowej dokonały zamachu na kolejny bastion wolności artystów – muzykę klasyczną.
Kierunek zmian w obszarze kultury nakreślił w 1948 roku wiceminister kultury i sztuki Włodzimierz Sokorski w publikacji pt. "Podstawy organizacyjne polityki kulturalnej". Wiatr wschodni przeniósł na grunt sztuki polskiej socrealizm, który zadekretowano na Zjeździe Plastyków w Nieborowie w lutym 1949 roku. Przeciwko wykorzystywaniu sztuki do celów propagandowych zaprotestowali artyści, m.in. Eugenisz Eibisch, Maria Jaremianka, Tadeusz Kantor oraz Helena Syrkusowa, a kuriozalną sytuację w ostrych słowach podsumował znany malarz Jerzy Nowosielski: "używanie malarstwa do tych akcji jest tym, czym byłaby orka drewnianą sochą" – zapisano w sprawozdaniu ze zjazdu.
W dniach 5-8 sierpnia 1949 roku odbyła się Konferencja Kompozytorów i Krytyków Muzycznych w Łagowie Lubuskim. Włodzimierz Sokorski wygłosił referat, w którym określił ówczesne nurty muzyczne mianem "zjawiska politycznego, specyficznej formy penetracji w dziedzinie muzyki politycznego nihilizmu, beznadziejności tzw. kultury panamerykańskiej". Zaś o wybitnym polskim kompozytorze Witoldzie Lutosławskim, po wysłuchaniu I Symfonii, powiedział krótko: "Takiego kompozytora należałoby rzucić pod tramwaj". Sam artysta po latach podzielił się z dziennikarzami Polskiego Radia niepokojącą myślą, jaka dręczyła go podczas zjazdu – był przekonany, że właśnie uczestniczy w "pogrzebie muzyki polskiej".
Ambiwalentne uczucia towarzyszyły muzykom młodego pokolenia. Tadeusz Baird, dwudziestoletni wówczas kompozytor, a później także twórca współczesnej muzyki instrumentalnej oraz muzyki filmowej, w audycji Polskiego Radia "Życie nie tylko nutami pisane" tłumaczył to tak: "Zetknięcie się z tymi ludźmi, którzy stanowili wówczas dla mnie olimp artystyczny, było dla mnie szalenie detonujące. Po drugie, właśnie ta wspomniana atmosfera napięcia, niepewności, czegoś co było w powietrzu, groziło czy mogło grozić naszej kulturze. Nic dziwnego, że nieliczni młodzi, którzy wówczas na tym zjeździe byli, szybko się ze sobą zetknęli i postanowili utworzyć coś w rodzaju wspólnego frontu".
W szuwarach na przystani jednego z łagowskich jezior, na tle zamglonego średniowiecznego zamku, młodzi kompozytorzy zawarli przymierze na trudne czasy. "Jan Krenz, wówczas nie tylko był znanym i obiecującym młodym kompozytorem, ale miał już znakomitą renomę jako młody dyrygent. Kazimierz Serocki poza kompozycją zajmował się też pianistyką i był znanym i cenionym pianistą, uczniem Szpinalskiego. Najmniej przydatny byłem w tym towarzystwie ja, bo wprawdzie uczyłem się komponowania, ale moim drugim fachem miało być muzykologowanie, które studiowałem na Uniwersytecie Warszawskim, a które już wówczas traktowałem z niejakim sceptycyzmem" – kontynuował swoją opowieść Baird na antenie Polskiego Radia.
Sprawy potoczyły się błyskawicznie i już po trzech miesiącach pojawiła się okazja do zorganizowania pierwszego koncertu trojga młodych artystów. W grudniu 1949 roku w kawiarni na ulicy Nowogrodzkiej w Warszawie kompozytorzy spotkali się ze znanym muzykologiem Stefanem Jarocińskim, który pomógł im ułożyć program. Wymyślił też nazwę Grupa 49.
Cieżko wyobrazić sobie bardziej transparentną dziedzinę sztuki od muzyki klasycznej. W malarstwie czy rzeźbie sprawa była prosta – dzieła przedstawiać miały zwykłych obywateli (tak przeciętnych, że celowo rozmywano im rysy twarzy) przy wspólnej pracy (idealistyczny obraz kolektywu był motywem żywcem przeniesionym ze Związku Radzieckiego). Symbolem socrealizmu w malarstwie stał się obraz Aleksandra Kobzdeja "Podaj cegłę" z 1950 roku. Tytuł malunku do dziś wykorzystywany jest w kulturze masowej, m.in. w filmach, programach telewizyjnych, a nawet grach planszowych.
Architektura potęgować miała wrażenie silnego państwa, czego symbolem do dziś pozostaje Pałac Kultury i Nauki w Warszawie, a do niedawna był nim także m.in. warszawski Stadion Dziesięciolecia. W literaturze sięgnięto po polskich klasyków, m.in. Bolesława Prusa, Henryka Sienkiewicza, Elizę Orzeszkową czy Józefa Ignacego Kraszewskiego. Wznowiono też dyskusję z 1921 roku o pomyśle przygotowania "Narodowego Wydania Dzieł Adama Mickiewicza". W muzyce popularnej postawiono na proste melodie i propagandowy tekst. Kultura miała trafić pod strzechy. To właśnie w tamtym okresie powstały tak "monumentalne" dzieła jak: "Budujemy nową Polskę" (H. Swolkień i Chór Polskiego Radia), "Piosenka włókniarki" (H. Olszewska i Chór Czejanda) czy "Jak przygoda to tylko w Warszawie" (A. Bogucki i Chór Czejanda). Ale jak propagandowo wykorzystać muzykę klasyczną, w której tekstu nie ma?
Odpowiedzi na to pytanie szukać można chociażby w programie pierwszego koncertu Grupy 49 (łącznie odbyły się tylko dwa, a grupa szybko się rozpadła). Muzycy zagrali m.in. na nowo opracowaną, zinstrumentowaną przez Jana Krenza symfonię XVIII-wiecznego polskiego kompozytora Wojciecha Dankowskiego (urodzonego zaledwie trzy dekady przed Mickiewiczem), jak również "Tańce ludowe na orkiestrę kameralną" Kazimierza Serockiego.
Za symboliczny koniec socrealizmu w muzyce klasycznej uznaje się zorganizowanie Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej "Warszawska Jesień". Pierwsza edycja imprezy odbyła się w 1956 roku z inicjatywy ówczesnych członków Zarządu Głównego Związku Kompozytorów Polskich – Tadeusza Bairda i Kazimierza Serockiego.
Karolina Apiecionek