Przyznanie Literackiej Nagrody Nobla Czesławowi Miłoszowi w dniu 9 października 1980 r. było dla większości Polaków wydarzeniem radosnym. Dla władz PRL stanowiło jednak przede wszystkim problem, zagrożenie.
Nie sposób było, tym bardziej w okresie trwającego właśnie „solidarnościowego karnawału”, utrzymać obowiązującego (z pewnymi wyjątkami) zakazu druku dzieł poety czy też odmówić mu prawa przyjazdu do Ojczyzny. Notabene przygotowania do niej rozpoczęto już na początku sierpnia 1980 r. w związku z napływającymi informacjami o możliwym uhonorowaniu Miłosza. Jak stwierdzano przy Rakowieckiej: „Fakt przyznania nagrody Nobla i ewentualny przyjazd do Polski Cz. Miłosza może zaktywizować elementy wrogie polityce kulturalnej [państwa], które będą podejmować próby zwiększenia swojego wpływu w środowisku i propagować wrogie treści polityczne”. W związku z tym i innymi przewidywanymi zagrożeniami w MSW uznano, że „celowym byłoby podjęcie kompleksowych i różnorodnych działań politycznych, propagandowych i wydawniczych”. Jednym z nich było właściwie przygotowanie przyjazdu pisarza do Polski, a także dążenie „do tego, by wizyta ta miała charakter wyłącznie literacki i wydawniczy”.
Miłosz przyleciał do kraju 5 czerwca 1981 r. wieczorem. Wizyta noblisty miała po części charakter oficjalny, po części półoficjalny, ale przede wszystkim jednak prywatny. Jak sam stwierdzał przyjeżdżał, aby odebrać doktorat honoris causa przyznany mu przez Katolicki Uniwersytet Lubelski oraz odbyć kilka spotkań autorskich w różnych miastach. Towarzyszyli mu wielbiciele, dziennikarze, a także funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa i ich oczy i uszy, czyli osobowe źródła informacji (agenci). Na czele z niestrudzonym tajnym współpracownikiem „Matratem”. Specjalnej operacji SB, związanej z wizytą nadano niewyszukany zresztą kryptonim „Poeta”. Dzisiaj materiały zgromadzone w jej ramach są (oczywiście wbrew intencjom ich twórców) jednym ze świadectw na temat wizyty noblisty w ojczystym kraju.
Wizyta noblisty miała po części charakter oficjalny, po części półoficjalny, ale przede wszystkim jednak prywatny. Jak sam stwierdzał przyjeżdżał, aby odebrać doktorat honoris causa przyznany mu przez Katolicki Uniwersytet Lubelski oraz odbyć kilka spotkań autorskich w różnych miastach. Towarzyszyli mu wielbiciele, dziennikarze, a także funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa i ich oczy i uszy, czyli osobowe źródła informacji (agenci). Na czele z niestrudzonym tajnym współpracownikiem „Matratem”. Specjalnej operacji SB, związanej z wizytą nadano niewyszukany zresztą kryptonim „Poeta”.
Wróćmy jednak do pobytu Miłosza w Ojczyźnie. Na warszawskim lotnisku Okęcie został on przywitany najpierw przez najbliższą rodzinę, później (w pokoju gościnnym pawilonu lotniczego) przez „wcześniej ustalonych gości” (m.in. pisarzy, delegacje KUL i NSZZ „Solidarność” oraz przedstawiciela Ministerstwa Kultury i Sztuki). Na zewnątrz czekały pozostałe osoby, m.in. członkowie Akademickiego Klubu „Włóczęgów” z Katowic, którzy zaśpiewali poecie piosenkę „Kurdesz”. Nie obyło się oczywiście również bez gromkich „Sto lat” odśpiewanych przez zgromadzony tłum.
Dzień później Czesław Miłosz wziął udział w organizowanym przez Ministerstwo Kultury i Sztuki (w Pałacu na Wodzie w warszawskich Łazienkach) spotkaniu z „przedstawicielami świata kultury”. Jeszcze tego samego dnia wziął udział w autorskim spotkaniu ze studentami w słynnym klubie studenckim „Stodoła”. Według danych zebranych przez Służbę Bezpieczeństwa wzięło w nim udział 1200–1500 osób, a kilkaset dalszych śledziło jego przebieg na specjalnych monitorach wystawionych na zewnątrz. Notabene zaproszenie na spotkanie na „czarnym rynku” kosztowało około 1000 złotych, co nie odstraszało oczywiście chętnych na obcowanie z noblistą.
W niedzielę rano 7 czerwca noblista spotkał się w mieszkaniu Elżbiety i Pawła Bąkowskich z pracownikami oraz współpracownikami Niezależnej Oficyny Wydawniczej „NOWA” – zgromadziło się tam kilkadziesiąt osób. Warto w tym miejscu przypomnieć, że właśnie to wydawnictwo wydawało w Polsce (oczywiście w tzw. drugim obiegu) dzieła noblisty. Jak mówił witając gości Adam Michnik: „NOWA jest dumna, że jako pierwsza w kraju zapoznała czytelników z twórczością Miłosza. Nie kierowały nami motywacje polityczne, lecz artystyczne”. Poecie wręczono egzemplarz drukarski pierwszego wydania „Zniewolonego umysłu”. Z kolei Miroslaw Chojecki, współzałożyciel „NOWEJ” przedstawił mu (osoba po osobie) ludzi, którzy drukowali poszczególne tomy jego poezji. Wyraźnie wzruszony poeta wyraził uznanie dla ludzi, którzy mieli odwagę ryzykując swą wolnością, aby wydawać m.in. jego dzieła. Mówił: „Chyba trudniej jest moje książki wydawać, niż je napisać”. Ponadto, jak informowała SB, „złamał swój zwyczaj i podpisał setki książek wydanych nielegalnie w Polsce”.
Kolejnym punktem programu było spotkanie (również 7 czerwca, po południu) w Pen Clubie. Tym razem uczestniczyć w nim miało około 500 osób w środku oraz dwa razy tyle na zewnątrz. Doszło wówczas do znamiennego incydentu. Kiedy do drzwi podszedł wiceminister kultury i sztuki Stanisław Puchała i oświadczył kim jest pilnujący wejścia oświadczyli „już tu kilku takich chętnych na podobny numer było”. Ostatecznie wpuszczono go, ale dopiero po wylegitymowaniu.
W dniach 8–10 czerwca Miłosz gościł w Krakowie. Wziął udział w sesji naukowej zorganizowanej przez Uniwersytet Jagielloński, a poświęconej jego twórczości. Spotkał się też ze studentami i naukowcami z UJ, pisarzami z Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich oraz członkami redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Ze względu na zmęczenie nie skorzystał z zaproszenia (na program artystyczny) do legendarnej „Piwnicy pod Baranami”, odwołał też część zaplanowanych spotkań (np. w Klubie Inteligencji Katolickiej).
Kolejnym punktem programu był Lublin. Tu (11 czerwca) Czesław Miłosz odebrał doktorat honoris causa przyznany mu przez Katolicki Uniwersytet Lubelski. Ceremonię tę poprzedziła msza święta odprawiona w kościele akademickim w intencji polskich pisarzy i poetów zmarłych, zaginionych i zamordowanych w kraju i poza jego granicami w latach 1939–1945. W godzinach popołudniowych noblista złożył kwiaty na grobie poety Jozefa Czechowicza. Później uczestniczył w raucie (dla około 300 osób) oraz wziął udział w wieczernicy, podczas której znani aktorzy (m.in. Daniel Olbrychski) recytowali wiersze autorstwa jego i innych polskich poetów. Najważniejszym wydarzeniem podczas kolejnego dnia pobytu Miłosza w Lublinie było spotkanie z członkami NSZZ „Solidarność” i Niezależnego Zrzeszenia Studentów na dziedzińcu uniwersyteckim. Wzięło w nim udział (przynajmniej w ocenie Służby Bezpieczeństwa) około 2 000 osób, nie tylko z Regionu Środkowo-Wschodniego, ale też z innych regionów związku (wśród nich znalazł się m.in. przewodniczący NSZZ „Solidarność” Lech Wałęsa).
13–14 czerwca to czas na krótki oddech – bez spotkań, uroczystości i wieczernic, jedynie w gronie najbliższych. 15 czerwca wypoczęty noblista przyjechał do Łomży, aby wziąć udział w „Łomżyńskiej Wiośnie Poetyckiej”. Przedtem jednak udał się na obiad z organizatorami (Łomżyński Klub Literacki, Wydział Kultury Wojewódzkiej Rady Narodowej) oraz władzami wojewódzkimi, zwiedził skansen budownictwa kurpiowskiego w Nowogrodzie (spotkał się tam z grupą pisarzy krajowych, co zaowocowało zorganizowanym naprędce „seminarium na temat recepcji twórczości Miłosza w Polsce”). Później wziął udział w spotkaniu „ze społeczeństwem Łomży” w Wojewódzkim Domu Kultury (wg danych SB uczestniczyło w nim jedynie około 400 osób) oraz „aktywem kulturalnym Łomży” w klubie „Bonar”. Ostatnim punktem tego bardzo napiętego programu było zwiedzenie wystawy w Muzeum Okręgowym poświęconej jego życiu i twórczości. Nic zatem dziwnego, że drugi dzień pobytu w tym mieście był już zdecydowanie mniej intensywny. Miłosz ograniczył się właściwie do krótkiego udziału w sesji literackiej „Być poetą”, podczas którego wygłosił odczyt o losie pisarza na emigracji oraz zaprezentował kilka niepublikowanych dotychczas wierszy swego autorstwa.
19 czerwca odleciał z Polski do Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszkał od lat. Władze PRL mogły odetchnąć z ulgą. Wbrew ich obawom wizyta przebiegła spokojnie. W znacznej mierze zresztą dzięki postawie samego noblisty, który potraktował ją w kategoriach pobytu prywatnego.
Końcowym etapem wizyty było Trójmiasto. Miłosz przybył tam (17 czerwca) na zaproszenie Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Poległych Stoczniowców 1970. W godzinach przedpołudniowych złożył wieniec na grobie swej matki na cmentarzu w Sopocie, następnie został przyjęty przez I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku Tadeusza Fiszbacha i złożył wizytę biskupowi gdańskiemu Lechowi Kaczmarkowi, a także wysłuchał koncertu organowego w katedrze oliwskiej. A w godzinach popołudniowych udał się do Stoczni Gdańskiej na spotkanie ze stoczniowcami i innymi zaproszonymi gośćmi w Sali BHP, w której niespełna dziesięć miesięcy wcześniej podpisano porozumienie gdańskie. Po drodze złożył jeszcze kwiaty pod tablicą (na murze stoczni) upamiętniającą zabitych w Grudniu ’70. W Gdańsku, tak jak wcześniej w Lublinie, wyraził robotnikom i Lechowi Wałęsie wdzięczność za to, że powstała „Solidarność”, która daje nadzieję milionom ludzi. Zmęczony trudami dnia odwoła zapowiedziana recytację swych wierszy. Ograniczył się do przemówienia i odpowiedzi na pytania. W Trójmieście został do dnia następnego, gdyż miał zamiar wziąć udział w procesji Bożego Ciała.
19 czerwca odleciał z Polski do Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszkał od lat. Władze PRL mogły odetchnąć z ulgą. Wbrew ich obawom wizyta przebiegła spokojnie. W znacznej mierze zresztą dzięki postawie samego noblisty, który potraktował ją w kategoriach pobytu prywatnego. Jak podsumował nader złośliwie, chociaż nie bez pewnej racji tajny współpracownik „Matrat”: „Jego pobyt w Polsce należy oceniać wyłącznie w kategoriach wizyty starszego wiekiem artysty w kraju młodzieńczych wspomnień. Żadnych interesów tutaj nie miał, mieć nie będzie, nie chce ich mieć. Ważne jest dla niego spokojne miejsce w Berkeley, dom rodzinny, synowie, własna biblioteka. Jakiekolwiek deklaracje (choćby o katolicyzmie czy na temat socjalizmu) mogłyby mu zaszkodzić w protestanckiej Ameryce, gdzie żyje w znacznej mierze wśród liberalnych intelektualistów i trochę wśród Polonii”. Noblistę wyraźnie męczyły sztywne oficjalne punkty programu. Zdecydowanie wolał te bardziej kameralne, spontaniczne, jak np. w gronie pracowników i współpracowników Niezależnej Oficyny Wydawniczej.
Po raz kolejny Czesław Miłosz przyjechał do kraju dopiero osiem lat później – tym razem z okazji otrzymania doktoratu honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego…
Grzegorz Majchrzak