Według prof. Andrzeja Paczkowskiego z IPN ujawnione w poniedziałek dokumenty NATO w dużym stopniu mają charakter syntezy i nie zmienią w zasadniczy sposób całościowego obrazu działań Sojuszu Północnoatlantyckiego wobec wprowadzenia stanu wojennego w Polsce w 1981 r. PAP: Czy odtajnione dokumenty NATO wnoszą coś nowego do aktualnego stanu wiedzy o stanie wojennym?
A.P.: Pokazują pewne procedury, które były podejmowane w NATO przy omawianiu sytuacji w Polsce. W zasadzie nie ma tam nic nowego dla obrazu całościowego, bo ten obraz był znany już wówczas. Przecież NATO publicznie wypowiadało się i działania, które podejmowało, wskazywały wyraźnie, że państwa sojuszu będą aktywnie śledziły sytuację w Polsce.
PAP: Czy NATO było dobrze poinformowane o sytuacji w Polsce przed i po wprowadzeniu stanu wojennego?
A.P.: Dosyć dobrze, choć w tych dokumentach nie ma jakichś szczegółowych analiz. W dużym stopniu mają one charakter syntezy. Dla przykładu pierwsza chronologicznie notatka pochodzi ze stycznia 1980 r. Rysuje ona w dosyć czarnych barwach sytuację gospodarczą i społeczną Polski, podkreślając, że ekipa Gierka sobie z nią nie radzi.
W innych ujawnionych materiałach NATO znalazły się informacje dotyczące rozbieżności wewnątrz rządzącej w Polsce elity, padają tam m.in. określenia „twardogłowi” wobec frakcji, którą nazywano wówczas w polskim żargonie politycznym „betonem partyjnym”.
Zwraca również uwagę fakt, że w dokumencie z 1981 r. stwierdzono, iż wprowadzenie stanu wojennego odbędzie się bez interwencji sowieckiej, że to będzie działanie tylko siłami polskimi.
PAP: Czy wobec obaw NATO, dotyczących zbrojnej interwencji ZSRS w Polsce, można powiedzieć, że Sojusz Północnoatlantycki przyjął jednak z ulgą wiadomość o wprowadzeniu stanu wojennego przez gen. Wojciecha Jaruzelskiego?
A.P.: Trudno powiedzieć na podstawie tych dokumentów oraz niektórych innych źródeł NATO. Na pewno z ulgą przyjęło fakt, że to zostało wykonane tylko polskimi siłami, bez udziału innych wojsk, bo to by komplikowało sytuację międzynarodową, zmuszało do działań np. w sferze wojskowej, nie w sensie zaatakowania, ale niosłoby za sobą np. konieczność podniesienia stanu wojsk, gotowości bojowej oraz generalnie rzecz ujmując - zwiększenia wydatków zbrojeniowych. W tym sensie to było przyjęte z ulgą.
Natomiast sam fakt, że w ogóle został wprowadzony stan wojenny, nie mógł zostać przyjęty z ulgą, bo nie było to marzenie dowódców NATO.
PAP: Czy ZSRS brał pod uwagę interwencję NATO w Polsce?
A.P.: Myślę, że ZSRS nie brał pod uwagę możliwości interwencji NATO, choć akurat dokumentów sowieckich, które by tego dotyczyły, nie znamy. Jednak to było psychologicznie, politycznie i wojskowo niemożliwe. Pakt Północnoatlantycki w ogóle nie miał planów agresji, nie był przygotowany do działań w postaci inwazji.
PAP: Reakcje poszczególnych państw NATO na wprowadzenie stanu wojennego w Polsce były zróżnicowane. Co decydowało o tym, że europejscy sojusznicy Stanów Zjednoczonych nie zdecydowali się zareagować tak ostro jak Waszyngton?
A.P.: Zachodnia Europa miała trochę inną politykę wobec Związku Sowieckiego. To decydowało o jej reakcjach, a nie stosunek do Polski. Państwa Zachodu miały znacznie bardziej rozbudowane stosunki gospodarcze ze Związkiem Sowieckim, były bardziej zainteresowane utrzymywaniem współpracy. Wśród zachodnich społeczeństw były silne ruchy pacyfistyczne, można powiedzieć prosowieckie, antyamerykańskie nawet. Tymczasem ani prezydent Jimmy Carter, ani prezydent Roland Reagan nie mieli presji własnej opinii publicznej na utrzymywanie dobrych stosunków z ZSRS czy też na rozbrojenie.
Francja, Niemcy i Włochy wbrew przeciwnie – były to państwa, które nie mogły abstrahować od opinii publicznej.
Główne powody zróżnicowanych reakcji państw Zachodu wobec wprowadzenia stanu wojennego w Polsce miały charakter ekonomiczny. Uważano, że należy stosować „politykę głaskania”, polegającą na zapobieganiu niebezpieczeństwu poprzez utrzymywanie dobrych stosunków z potencjalnym napastnikiem. Dobrym przykładem była RFN, dla niej najważniejsze były stosunki niemiecko-niemieckie. Wszystko, co zadrażniało relacje Zachód-Wschód, psuło automatycznie stosunki między RFN a NRD. Dlatego m.in. Helmut Schmidt dość jednoznacznie wyraził zadowolenie, że w Polsce po wprowadzeniu stanu wojennego nastąpi stabilizacja.
PAP: Czy sowiecka interwencja w Polsce zmieniłaby diametralnie układ sił w Europie?
A.P.: Układ sił w Europie uległby pewnej zmianie, ale trudno powiedzieć, że zmiany te prowadziłyby do wybuchu konfliktu, raczej nie. Niewykluczone, że napływ do Polski wojsk sowieckich pogorszyłby sytuację NATO, gdyż blisko jednostek uderzeniowych stacjonujących na terenie NRD znalazłyby się nowe wojska sowieckie. Z drugiej strony ewentualne zaangażowanie wojsk Układu Warszawskiego w Polsce zmniejszyłoby gotowość tych wojsk do ataku na Zachód.
PAP: Kiedy zareagowałoby NATO?
A.P.: NATO by zareagowało tylko wtedy, gdyby wojska sowieckie naruszyły terytorium lub przestrzeń powietrzną któregoś z państw członkowskich Sojuszu. Trzeba pamiętać, że NATO traktowało decyzję o stanie wojennym jako sprawę wewnętrzną bloku komunistycznego.
PAP: Jakie były oczekiwania polskiego społeczeństwa wobec Zachodu w 1981 r.?
A.P.: Nie przypominam sobie nastrojów antyzachodnich, ale istniało poczucie, że jesteśmy częścią sowieckiego imperium i że wciąż obowiązują układy jałtańskie. Nie próbowano „drażnić niedźwiedzia”, istniała świadomość, że gdy dojdzie do napaści, to nikt nam nie pomoże.
Rozmawiał Waldemar Kowalski (PAP)
wmk/ mjs/ hes/ mhr/