Obchody 75. rocznicy powstania w getcie warszawskim to kolejna lekcja historii, żeby uświadomić sobie, jakim dramatem było to, co się dokonało w czasie II wojny światowej - powiedział PAP przewodniczący Komisji ds. Dialogu z Judaizmem KEP bp Rafał Markowski.
"Dramat ten polegał na niespotykanej w skali świata zagładzie całego narodu żydowskiego. To powinna być kolejna lekcja w historii, z której powinniśmy wyciągać wnioski, walcząc o pokój, który jest stale zagrożony" - podkreślił w rozmowie z PAP biskup pomocniczy archidiecezji warszawskiej Rafał Markowski, w przeddzień obchodów 75. rocznicy powstania w getcie warszawskim.
Dodał, że obchody tej rocznicy będą przeżywane również przez Kościół w Polsce. "Swoją obecność zaznaczą w tych obchodach na terenie Warszawy, kiedy to o godz. 12 odezwą się dzwony we wszystkich kościołach, które będą upamiętnieniem wydarzeń przed 75 lat i zarazem oddaniem hołdu wszystkim ofiarom tego powstania, które miało miejsce w getcie warszawskim" - powiedział bp Markowski.
Zaznaczył jednocześnie, że obchody te, w sposób szczególny, dotyczą również Warszawy, bo należy pamiętać, że stolica w czasie II wojny światowej doświadczyła szczególnego terroru, skierowanego zarówno w stosunku do ludności żydowskiej, jak również do ludności polskiej. "Symbolami tego dramatu i tego bardzo strasznego terroru było powstanie w getcie warszawskim i Powstanie Warszawskie. Symbolami tego dramatu pozostają warszawskie więzienia, egzekucje i mordy, które miały miejsce w stolicy, a które dotykały mieszkańców narodowości żydowskiej i narodowości polskiej" - powiedział bp Markowski.
Warszawa - jak podkreślił - jest miejscem, w którym w sposób znaczący "powinna rozlegać się modlitwa i wołanie, aby nigdy więcej nie było zadawania śmierci; nigdy więcej nienawiści i nigdy więcej pogardy dla drugiego człowieka".
19 kwietnia 1943 roku wybuchło powstanie w getcie warszawskim - największym getcie okupowanej Europy. Było próbą powstrzymania ostatecznej likwidacji getta rozpoczętej przez Niemców kilka miesięcy wcześniej. 850 żołnierzy Waffen-SS, uzbrojonych w karabiny maszynowe, miotacze płomieni, działka, wozy pancerne i czołgi wkroczyło na teren getta bramą od strony Nalewek. W walkach wzięło udział ok. tysiąca słabo uzbrojonych powstańców z Żydowskiej Organizacji Bojowej (ŻOB) i Żydowskiego Związku Wojskowego (ŻZW).
Warszawskie getto prowadziło bój z wojskami niemieckimi prawie miesiąc. Najcięższe walki toczyły się w rejonie ul. Zamenhoffa i Nalewek oraz na pl. Muranowskim. Niemcy systematycznie posuwali się w głąb getta. Paląc i niszcząc dom po domu, zmuszali ludność cywilną do opuszczania bunkrów i schronów. Żydzi z całymi rodzinami wyskakiwali z okien płonących mieszkań.
8 maja Niemcy odkryli i otoczyli ogromny schron przy ul. Miłej 18, w którym znajdowało się kilkuset ludzi, w tym sztab ŻOB i ponad 100 żydowskich bojowników. Na wezwanie Niemców cywile wyszli, natomiast większość powstańców razem z dowódcą Mordechajem Anielewiczem popełniła samobójstwo.
Powstanie, pomimo apeli rządu polskiego w Londynie, nie wywołało żadnych reakcji aliantów. W proteście przeciwko obojętności świata wobec tragedii narodu żydowskiego, 12 maja 1943 r. członek Rady Narodowej RP w Londynie Szmul Zygielbojm popełnił samobójstwo.
W chwili wybuchu powstania w getcie było około 70 tys. Żydów; prawie 14 tys. z nich zginęło. Reszta została wywieziona do obozów zagłady. Powstańcy w małych, rozproszonych grupach walczyli do 16 maja 1943 roku. Tego dnia gen. SS Juergen Stroop, nazwany katem warszawskiego getta, ogłosił koniec akcji pacyfikacyjnej i rozkazał wysadzić w powietrze Wielką Synagogę na Tłomackiem. Getto warszawskie zostało zrównane z ziemią. Nieliczni, którzy przeżyli powstanie, wspominali, że to było piekło. Walczyli wiedząc, że nie mają szans. Chcieli jednak godnie umrzeć, z bronią w ręku. (PAP)
autor: Stanisław Karnacewicz
skz/ mkr/