Nicolae Ceausescu podczas swojego ostatniego publicznego wystąpienia w grudniu 1989 r. Fot. PAP/EPA/Emil Houdek
25 grudnia 1989 roku, pluton egzekucyjny armii Rumunii rozstrzelał długoletniego przywódcę tego kraju 71-letniego Nicolae Ceausescu. Dyktator zginął wraz ze swoją małżonką Eleną po krótkim i budzącym do dziś kontrowersje procesie sądowym.
Śmierć stojącego na czele Rumuńskiej Partii Komunistycznej (PCR) od 1965 r. Ceausescu przyspieszyła rewolucję, prowadząc do nagłych zmian w aparacie państwowym i demokratyzacji kraju. Zmiany wprowadzali byli partyjni towarzysze dyktatora, na których czele stał Ion Iliescu.
Przyłączył się on do społeczeństwa protestującego od połowy grudnia 1989 r. przeciwko sytuacji w kraju pogrążonym w brakach żywności i energii elektrycznej, stając na czele Frontu Ocalenia Narodowego. W jego skład weszli działacze komunistyczni przeciwni reżimowi i dowódcy wojskowi.
Wraz z coraz bardziej masowymi protestami Ceausescu uciekł 22 grudnia z Bukaresztu. Sytuacja w kraju wymknęła się spod kontroli służb bezpieczeństwa, które wciąż krwawo tłumiły manifestacje. W sumie podczas rewolucji zginęło ponad 1,1 tys. osób.
Zginął także sam dyktator i jego żona Elena. Po szybkim procesie zorganizowanym 25 grudnia 1989 r. małżeństwo Ceausescu zostało skazane na karę śmierci i rozstrzelane w mieście Targoviste, w środkowej Rumunii. W całym kraju panował wtedy chaos i atmosfera niepewności.
18-letni wówczas Catalin Augustin Stoica, dziś socjolog z bukareszteńskiej Krajowej Szkoły Nauk Politycznych i Administracji Publicznej (SNSPA), przyznaje, że radykalny zwrot sytuacji politycznej zagrażał wówczas życiu wielu ludzi. Dodał, że Ceausescu wciąż miał spore grono sympatyków, nazywanych przez społeczeństwo „terrorystami”.
Wspomina, że jako młody chłopak znajdował się podczas rewolucji w jednej z położonych pod Bukaresztem jednostek wojskowych. Zarówno on, jak i jego koledzy mieli na sobie mundury, ale nie posiadali broni będąc, jak mniemał, „łatwym celem dla sympatyków Ceausescu”.
Choć 27 grudnia widział w telewizji sceny z egzekucji Ceausescu, to wciąż obawiał się o zemstę zwolenników dyktatora. Tymczasem niebawem do jego jednostki dostarczono aresztowanych członków rodziny Ceausescu. Wśród zakwaterowanych w jednym z baraków i pilnowanych przez uzbrojonych żołnierzy byli, jak dodał, dwaj synowie rumuńskiego dyktatora - Nicu oraz Valentin, a także kilku braci Nicolae Ceausescu.
W rozmowie z PAP Stoica wyznał, że przez chwilę przypuszczał, iż wśród internowanych jest i sam Nicolae Ceausescu.
- Kiedy „go” zobaczyłem pomyślałem, że dyktator wciąż żyje. Tymczasem był to jego młodszy brat, nie tylko najbardziej z całego rodzeństwa podobny, ale mający też to samo imię i nazwisko: Nicolae Ceausescu – wspomina prof. Stoica. Dodał, że według jednej z plotek ojciec dyktatora, będąc pod wpływem alkoholu, zarejestrował nowo narodzone dziecko w ratuszu zapominając, że ma już syna o imieniu Nicolae.
Rumuńska rewolucja z 1989 r. do dzisiaj wywołuje emocje w społeczeństwie i jest różnie oceniana. Nie brakuje głosów, że zmiany wprowadzone wraz z nią były zbyt szybkie i pobieżne.
Jak wyjaśniła PAP prof. Liliana Popescu z SNSPA, w podsycanej przez rosyjską narrację wyobraźni części rumuńskiego społeczeństwa okres władzy Ceausescu to czas, „kiedy ludzie byli chronieni przez państwo, mieszkania dostępne były po niskich cenach, podobnie jak usługi socjalne: tanie i dla wszystkich”. Pomimo tego, jak uważa, Ceausescu nie uchodzi dziś za męczennika.
Wskazała na fakt, że Rumunia nigdy nie rozliczyła się ze swoją komunistyczną przeszłością i nie było „odpowiedniej lustracji”, gdyż wielu ludzi reżimu zasiliło później szeregi nowych partii politycznych powstałych w warunkach demokracji.
Podobnie twierdzi politolog z SNSPA prof. Andrei Taranu. Przypomniał, że w 2007 r. przygotowany z inicjatywy prezydenckiej komisji ds. dyktatury komunistycznej raport zakończył się uznaniem reżimu za ideologię zbrodniczą. - Paradoksalnie jednak okazało się, że ówczesny prezydent Traian Basescu został zdemaskowany jako były tajny współpracownik komunistycznej policji politycznej Securitate – powiedział PAP Taranu.
Z kolei prof. Stoica uważa, że po 36 latach od śmierci Ceausescu pamięć o nim jest motorem do działań dla niektórych polityków.
- Nacjonalistyczni, eurosceptyczni i prorosyjscy przywódcy, tacy jak Calin Georgescu, prezentują Ceausescu jako bohatera i zbawcę narodu. Co więcej, Georgescu i przedstawiciele innych sił nacjonalistyczno-szowinistycznych czerpią w swoich kampaniach właśnie z mitów i motywów przewodnich narodowo-komunistycznej propagandy reżimu Nicolae Ceausescu – zauważył Stoica, były student polskiego socjologa prof. Edmunda Mokrzyckiego.
- Dziś widzę też, iż próba zbudowania mitu rewolucyjnego zakończyła się fiaskiem, a sam proces Ceausescu był maskaradą. Obrońcy wyznaczeni przez sąd byli bardziej oskarżycielscy niż prokuratorzy. Reakcje sędziego przewodniczącego również były bardziej stronnicze – uważa prof. Stoica zaznaczając, że choć małżeństwo Ceausescu zasługiwało na karę, to jednak „miało też prawo do procesu w oparciu o obowiązujące standardy”.
Wskazał na nieprzypadkową obecność kamer podczas procesu, zaznaczając, że przedstawiciele nowej władzy byli świadomi, że „występują w sztuce adresowanej nie tylko dla ówczesnej rumuńskiej i zagranicznej publiczności, ale też dla przyszłych pokoleń”.
- Z drugiej strony mam świadomość, że tamtego dnia, 25 grudnia 1989 r. niemożliwy był spokojny, prowadzony bez emocji proces przeciwko Ceausescu. Na ulicach wciąż strzelano. Przeważała opinia, że oddziały Securitate lojalne wobec dyktatora nie zaprzestaną walki, dopóki ten nie zostanie fizycznie wyeliminowany – podsumował prof. Stoica.
Marcin Zatyka (PAP)
zat/ zm/