Dolnośląska wigilia to różnorodność smaków, zapachów i tradycji w tym szczególnym dniu „spotykają” się przy stole świątecznym tradycje kulinarne naszych przodków – wskazuje w rozmowie z PAP Dorota Jasnowska z Muzeum Etnograficznego, oddziału Muzeum Narodowego we Wrocławiu.
Dolny Śląsk to region cechujący się zróżnicowaniem kulturowym. Po II wojnie światowej nastąpiła tu niemal całkowita wymiana ludności, a najwięcej nowych osadników przyjechało z Kresów Wschodnich.
Dorota Jasnowska, etnografka z Muzeum Etnograficznego, oddziału Muzeum Narodowego we Wrocławiu, w rozmowie z PAP podkreśliła, że Wigilia w tradycji ludowej rozpoczynała zimowe świętowanie, które kończyło się świętem Trzech Króli.
„Uroczysty charakter tego dnia i całego okresu bożonarodzeniowego wymagał odpowiedniego wystroju wnętrza. Dolnośląskie domy jeszcze na przełomie lat 60-tych i 70-tych ubiegłego wieku wypełniały usankcjonowane tradycją akcesoria. Dość powszechnym zwyczajem było umieszczanie w tym dniu w wielu miejscach: na stole, pod obrusem, na podłodze - słomy i siana” – mówiła etnografka.
Jasnowska podkreśliła, że dla Dolnoślązaków o korzeniach stanisławowskich, lwowskich, wołyńskich czy tarnopolskich ozdobą świątecznego wnętrza był ustawiany w kącie pokoju snop niewymłóconego zboża zwany „dziadem”. „Ten zwyczaj znali i praktykowali również reemigranci z Rumuni i Jugosławii oraz osadnicy z Rzeszowskiego” – dodała.
Z „dziadem” wiązały się wróżby i zabiegi magiczne, które odwoływały się do pogańskiego, agrarnego charakteru zimowych obrzędów, a którym później nadano nową, chrześcijańską symbolikę. „Ten dawny zwyczaj z czasem przybrał zredukowaną, niemal symboliczną formę wstawionej do wazonu wiązanki kłosów” – mówiła etnografka.
W niektórych dolnośląskich domach formą świątecznej dekoracji były wieniec z gałęzi jodły lub jej wierzchołek - wieszany czubkiem do dołu pod sufitem. Przez osadników z Krakowskiego nazywany był „podłaźniczką”, a reemigrantów z Rumunii „połaźniczką”. „Nawiązując swoim przeznaczeniem i symboliką do kultu zielonej gałęzi – jako symbolu odradzającego się życia - wszystkim, którzy zamieszkiwali w przystrojonym nimi obejściu - miały zapewniać pomyślność, dostatek, a pannom na wydaniu szybkie zamążpójście. Z czasem miejsce podłaźniczki zajęła choinka” – wskazała Jasnowska.
Zróżnicowanie kulturowe Dolnego Śląska szczególnie widoczne jest w potrawach wigilijnych. Jansowska wskazała, że z Kresami związana jest kutia (potrawa z maku, ziaren pszenicy, miodu i bakalii) i czerwony barszcz z uszkami, z Pomorzem zupa rybna, z Wielkopolską, lub Małopolską zupa grzybowa, a z Górnym Śląskiem siemieniotka – zupa z ziaren (siemienia) konopi.
Na stole nie może zabraknąć pierogów z rozmaitym nadzieniem: z kiszoną kapustą, z grzybami suszonymi, z soczewicą, z makiem; są też kresowe kulebiaki z postnym farszem, paszteciki, np. z kaszą gryczaną i z białym serem. „Ulubionymi wigilijnymi daniami Dolnoślązaków są także wszelkiego rodzaju gołąbki, z nadzieniem ziemniaczanym lub z kaszą gryczaną i grzybami albo z kiszoną kapustą i grzybami. W wielu dolnośląskich domach obowiązkową potrawą są kluski z makiem” –powiedziała Jasnowska.
Na tradycyjnym stole wigilijny nie może zabraknąć też kompot z suszu. „Wśród ryb króluje karp, pieczony na różne sposoby, Przygotowuje się też potrawy z innych ryb, np. z popularnego na ziemi kłodzkiej pstrąga. Wśród rybnych przysmaków dominują dania ze śledziem” – wyliczała etnografka. Dodała, że na deser gospodynie dolnośląskie przygotowywały makiełki – wielkopolską potrawę z maku, bakalii i z namoczonej w mleku, pokrojonej bułce pszennej, lub znane z Rzeszowszczyzny kluski z makiem.(PAP)
autor: Piotr Doczekalski
pdo/