W Muzeum Narodowym w Krakowie staramy się przedstawić przekrój twórczości malarskiej Tamary Łempickiej z różnych okresów, a także jej fotografie stanowiące rodzaj autokreacji, której była mistrzynią - mówi Światosław Lenartowicz, kurator wystawy „Łempicka”. Ekspozycję można oglądać do 12 marca 2023 r.
MHP: Każda wystawa poświęcona twórczości Tamary Łempickiej budzi poruszenie wśród publiczności. Co takiego ekscytującego jest w tej malarce?
Światosław Lenartowicz: To poruszenie bierze się stąd, że na ludziach duże wrażenie robi nie tylko jej twórczość, ale też życie. Uosabia ona lata 20., 30. XX wieku, zarówno w sferze obyczajowej, jak i artystycznej, jako ikona stylu art déco. Bo właśnie on dominował wówczas w jej twórczości, co możemy zobaczyć na przykładzie prezentowanych na wystawie portretów.
Przedstawia na nich ówczesną śmietankę Paryża - przedstawicieli awangardy artystycznej, zamożnych przedsiębiorców i ich żony, a także arystokratów. Do tej sfery Łempicka aspirowała od wczesnej młodości, którą spędziła w Petersburgu, mając kontakty z carskim dworem.
MHP: To spowodowało, że gdy wybuchła w Rosji rewolucja, wraz z mężem musiała uciekać do Paryża. Czy to wtedy rozkwitła jej twórczość?
Światosław Lenartowicz: Tak, wtedy wszystko się zaczęło. Pokazujemy przekrój jej prac od 1922 r. Zaczynamy od obrazu zatytułowanego „St. Moritz”, przedstawiającego przyjaciółkę malarki, Irę Perrot na nartach. Widzimy tu charakterystyczne dla Łempickiej ujęcie postaci wpasowanej w ramę, ze śnieżnym krajobrazem w tle.
Dla mnie odkryciem tej wystawy jest fakt, iż malarka była wybitną kolorystką. Kolory, które widzimy na tych obrazach, są nie do podrobienia w reprodukcjach. Na wielu z nich jest obecna szarość, której towarzyszą wyraziste barwy ubrań.
MHP: Szarość możemy dostrzec na portrecie męża artystki, Tadeusza Łempickiego.
Światosław Lenartowicz: Ten obraz nosi tytuł „Niedokończony mężczyzna”. Po tym jak Tamara rozwiodła się z mężem, nie dokończyła malować jednej jego ręki, na której powinna znajdować się obrączka. Mimo tego jest to znakomity portret, pochodzący z jej najlepszego okresu malarskiego, na którym przedstawia manierystycznie upozowaną w ramie sylwetę męża, z nowoczesnym, szarym miastem w tle.
MHP: Powielała ten schemat na obrazach przedstawiających córkę. Chętnie portretowała Kizette?
Światosław Lenartowicz: Stworzyła kilka jej portretów, ale te, które prezentujemy w Krakowie, są najważniejsze w jej twórczości. Widzimy Kizette czytającą książkę i siedzącą na balkonie. Jednak matką Tamara była dosyć chłodną. Prowadząc bujne życie towarzyskie, nie miała dla córki zbyt wiele czasu.
MHP: Te portrety stanowiły główny nurt twórczości malarki do końca lat 30. Jak po II wojnie światowej zmieniła się tematyka jej obrazów?
Światosław Lenartowicz: Wyjechała wówczas do Ameryki, gdzie nie znajdowała już tak wielu klientów chętnych do zamawiania u niej portretów. Za oceanem zaczęły powstawać obrazy zaangażowane społecznie. Widzimy na nich emigrantów, na przykład kobietę uciekającą z dzieckiem na ręku. Stanowią one jakby kontrapunkt dla wcześniejszych, wycyzelowanych portretów. Ona sama czuła się przez całe życie uciekinierką. W końcu najpierw musiała uciekać z Rosji, a potem z Europy.
MHP: W Ameryce zwróciła się też w stronę martwej natury, która pokazana jest w dalszej części wystawy.
Światosław Lenartowicz: Łempicka promowała się jako samoistny talent, ale w tych martwych naturach widoczny jest wpływ na nią różnych nurtów malarskich. W latach 20. wielu artystów było zafascynowanych malarstwem Cézanne’a. Ona widocznie też, bo jeden z obrazów na wystawie bliski jest jego twórczości. Inna jej martwa natura nawiązuje wyraźnie do epoki baroku.
MHP: Obok tych obrazów znalazły się akty, w których malarka też się specjalizowała.
Światosław Lenartowicz: Tak, pokazujemy, jak przedstawiała na przykład nagą Rafaelę - modelkę, którą spotkała w Ogrodach Luksemburskich. Uzupełnieniem tej części wystawy są też bardzo ciekawe obrazy abstrakcyjne i dzieła impresyjne, które prowadzą nas do drugiej sali, gdzie skupiamy się na autokreacji Łempickiej?
MHP: Na czym ona polegała?
Światosław Lenartowicz: Na przedstawianiu siebie w taki sposób, jak chciała, żeby odbierały ją przyszłe klientki-modelki. Miała wyglądać jak kobieta modna, bogata, elegancka. Na wystawie pokazujemy tę jej autokreację poprzez zdjęcia najlepszych twórców tamtej epoki, pochodzących z Francji i Stanów Zjednoczonych.
Możemy tu zauważyć, jak duży był udział w tych sesjach samej ich bohaterki, która przybierała pozy znane nam już z jej obrazów. Podobnych obserwacji możemy dokonać, oglądając prezentowane na wystawie filmy, na których wyraźnie gra przed kamerą. One także miały służyć zdobywaniu bogatej klienteli.
MHP: Co przedstawiają filmy?
Światosław Lenartowicz: Jeden z nich nosi tytuł „Dzień z Iry Perrot”. To nieme sceny, które odbywają się w parku i w kawiarni. Widać tu jak Łempicka cały czas zwraca uwagę na kamerę i gra do niej. Drugi film pokazuje jej mieszkanie w Paryżu, piękne i nowoczesne studio, które zaprojektowała jej siostra. Natomiast trzeci obraz ma charakter rodzinny i pochodzi z nieco późniejszego okresu. Na ekranie widzimy głównie wnuczki i prawnuczki, z którymi Łempicka przebywa a to w Wenecji, a to w Meksyku.
MHP: Czy można powiedzieć, że twórczość Tamary Łempickiej przeżywa obecnie w Polsce renesans?
Światosław Lenartowicz: Na pewno. Stało się to w dużej mierze dzięki Muzeum Narodowemu w Lublinie, które niedawno pokazało jej obrazy. Niemal równolegle z naszą otwierana jest ekspozycja w Villi la Fleur w Konstancinie. Jednak te wystawy różnią się między sobą. Lubelska była poświęcona przede wszystkim epoce, w której żyła Łempicka, a jej prace stanowiły rodzaj ilustracji. My staramy się przedstawić przekrój całej twórczości artystki, dzięki czemu publiczność będzie mogła lepiej ją poznać.
Rozmawiała: Magda Huzarska-Szumiec
Źródło: MHP